Przejście Ray'a Allena z Celtics do Heat było jedną z największych niespodzianek letniego okna transferowego. Najlepszy strzelec z dystansu w historii przez ostatnie pięć lat rzucał trójki dla Celtics, w Bostonie wywalczył swój jedyny mistrzowski tytuł. Jeszcze w maju Allen rywalizował z Heat w finale Konferencji Wschodniej (zespół z Florydy wygrał
serię 4-3), a w lipcu postanowił wzmocnić siły "wroga", którego nie zdołał pokonać.
Podpisał trzyletni kontrakt wart około 9 mln dolarów, choć Celtics chcieli go zatrzymać oferując dwuletnią umowę za 12 mln dolarów. Jednak Allen dłużej w Bostonie zostać nie chciał. Wśród przyczyn odejścia wymieniano konflikt z wyrastającym na lidera Celtics rozgrywającym Rajonem Rondo, a także to, że Allen w Bostonie czuł się niechciany. W trakcie sezonu klub próbował wymienić go na O.J. Mayo Memphis Grizzlies, ostatecznie do
transferu nie doszło.
Byli koledzy z Celtics o Allenie mówili niechętnie. Rondo określił go w jednym z wywiadów "tamtym gościem", a Kevin Garnett stwierdził, że nie ma już numeru telefonu do Allena i dzwonić do niego nie zamierza. Przed pierwszym meczem sezonu temperaturę dodatkowo podgrzewały media. - Nie chciałbym, by ten mecz przerodził się w starcie Ray Allen - Boston Celtics - mówił trener Doc Rivers. Ale część jego koszykarzy starcie potraktowała osobiście.
Allen w Heat zadebiutował w 9 minucie. Przed wyjściem na parkiet wyściskał się z Riversem, przybił piątki z jego asystentami i klepnął w ramię siedzącego na ławce rezerwowych Garnetta. Ten udał, że go nie zauważył. Wejście na parkiet Allena dostrzegli kibice Heat, który przywitali go głośną owacją.
Allen początek swojej przygody z Heat miał jak marzenie. W pierwszej akcji uciekł po zasłonie, dostał piłkę w roku od Norrisa Cola i trafił za trzy równo z syreną kończącą akcję. W drugiej kwarcie znów trafił z dystansu pod presją czasu, a mecz zakończył z 19 punktami w 30 minut wyraźnie przyczyniając się do zwycięstwa Heat. Trafił 5/7 rzutów z
gry, miał po dwie zbiórki i asysty. W końcówce zachwyceni kibice krzyczeli: "Mamy Ray'a!"
Heat wygrali 120:107, choć w końcówce złapali zadyszkę i dali się dogonić Celtics na cztery punkty dwie minuty przed końcem. Przewagę obronili, bo sprawy w swoje ręce wzięli Dwyane Wade i Chris Bosh, a Celtics mieli problem z umieszczeniem piłki w koszu.
Wade był najlepszym strzelcem Heat - rzucił 29 punktów. LeBron James miał ich 26, 10 zbiórek i ani jednej straty, ale końcówkę spotkania oglądał z szatni, bo złapały go silne skurcze nóg i nie był w stanie wrócić do gry. Bosh miał 19 punktów i 10 zbiórek, a Mario Chalmers rozdał 11 asyst i rzucił osiem punktów.
Najskuteczniejszy w ekipie z Bostonu był Paul Pierce (23 punkty). 20 punktów i 13 asyst dołożył Rajon Rondo, a 16 miał rezerwowy Leonardo Barbosa.
Wyniki wtorkowych meczów NBA:
Cleveland Cavaliers - Washington Wizards 94:84
Miami Heat - Boston Celtics 120:107
Los Angeles Lakers - Dallas Mavericks 91:99