Play-off NBA. Koniec sezonu Magic, Celtics wyraźnie lepsi

Boston Celtics zdecydowanie, 96:84, pokonali Orlando Magic w meczu nr 6 finału Konferencji Wschodniej. W rywalizacji do czterech zwycięstw Celtics zwyciężyli 4:2 i zagrają o mistrzostwo NBA. Dla Orlando Magic i Marcina Gortata sezon się skończył.

Skrót meczu na Z czuba. tv

 

Piątkowy mecz w Bostonie był dla Magic trzecim z rzędu spotkaniem o życie, bo ubiegłoroczni finaliści ligi przegrywali w serii z Celtics już 0:3. Koszykarze z Orlando mieli nadzieję stać się pierwszym zespołem w historii NBA, który odrobiłby takie straty, ale w spotkaniu nr 6 dali się zdominować Celtics.

 

Koniec sezonu Orlando: Drużynie Gortata brakuje lidera. Co dalej z Polakiem? Magic nie tylko nie potrafili znaleźć rytmu w ataku, nie tylko nie potrafili zacząć odrabiania strat od lepszej obrony, ale przede wszystkim nie potrafili zagrać tak fizycznie, jak w meczu nr 5. To Celtics byli twardsi pod koszem, to Celtics biegali szybciej. To Celtics byli lepsi i zasłużenie awansowali do finału.

 

Gospodarze zaczęli w piątek tak, jak w trzech pierwszych spotkaniach - od dobrej obrony i agresywnego, zdecydowanego ataku. Świetnie wystartował rozgrywający Rajon Rondo, który słabiej zagrał w dwóch przegranych spotkaniach. W piątek już po pierwszej kwarcie miał 12 punktów i trzy asysty. W całym meczu zdobył ich odpowiednio 20 punktów i sześć.

 

Na dodatek Rondo nie pozwolił wejść w rytm swojemu rywalowi Jameerowi Nelsonowi, który rozegrał bardzo słabe spotkanie - bohater Magic w zwycięskich meczach w piątek rzucił tylko 11 punktów (5/14 z gry) i miał więcej strat (pięć) niż asyst (cztery). Bez pomysłowej i skutecznej gry Nelsona atak Magic kulał.

 

Trzy wsady z powietrza Dwighta Howarda pozwoliły gościom prowadzić przez moment 12:11, ale po pierwszej kwarcie było aż 30:19 dla Celtics. Gospodarze często stawali na linii rzutów wolnych (9/11 w kwarcie) i utrzymywali wysoki poziom w defensywie.

 

W drugiej kwarcie znakomicie zagrał rezerwowy Nate Robinson, który zastępował poturbowanego po starciu z Howardem Rondo. Niziutki zawodnik podejmował odważne akcje rzutowe i trafiał z trudnych pozycji, a na dodatek świetnie współpracował z publicznością, którą zagrzewał do dopingu. Celtics, nakręceni entuzjazmem Robinsona (13 punktów w kwarcie!), w połowie kwarty prowadzili już 46:25. Chwilę wcześniej swój jedyny punkt w meczu zdobył dla Magic Marcin Gortat, który miał także dwie zbiórki i zablokowany rzut Rasheeda Wallace'a.

 

Magic już wtedy wyglądali na zrezygnowanych, Nelson popełniał kompromitujące błędy. Gdyby nie rozkręcający się Vince Carter (podobnie jak Robinson zdobył 13 punktów w kwarcie), goście już do przerwy mogliby przegrywać różnicą 30 punktów. Po 24 minutach było jednak tylko 55:42 dla Celtics.

 

Gospodarze nie dość, że lepiej bronili, to jeszcze mieli więcej zbiórek i byli skuteczniejsi. Szczególnie w rzutach z dystansu - to, co przez cały sezon było najmocniejszą stroną Magic, w spotkaniu nr 6 okazało się najsilniejszą bronią Celtics. Bostończycy mieli w meczu 10 na 22 za trzy, podczas gdy Magic - 6/22. Na dodatek gospodarze trafiali z dystansu w ważnych momentach, np. końcówkach akcji.

 

Trzecią kwartę właśnie od dwóch trójek zaczął Ray Allen, a kiedy kolejną dorzucił znakomity Paul Pierce, Celtics wygrywali 66:44. I to był praktycznie koniec rywalizacji w finale Wschodu.

 

Goście już tylko momentami potrafili pokazać grę, która była namiastką przejęcia inicjatywy. Niecałe pięć minut przed końcem meczu przegrywali po trójce Redicka 74:88, co teoretycznie dawało nadzieję na udaną pogoń, ale w praktyce zwycięstwo Celtics nie było zagrożone ani przez chwilę. A nawet gdyby było, to Pierce zapewne i tak nie pozwoliłby na porażkę swojego zespołu.

 

Lider Celtics zdobył w piątek aż 31 punktów (9/15 z gry, w tym 4/5 za trzy oraz 9/10 z linii), miał 13 zbiórek i pięć asyst. Pierce trafiał wtedy, kiedy najbardziej potrzebował tego zespół. Ważne punkty zdobywali też Allen (20) i Kevin Garnett (10). Trio weteranów Celtics wzmocnione Rondo i Robinsonem było za mocne dla Magic.

 

W drużynie gości na równym poziomie przez cały mecz grał tylko Howard (28 punktów, 12 zbiórek). 17 punktów dodał Carter (tylko 6/15 z gry). W szarość Magic wpisał się Marcin Gortat, który rzucił punkt, miał dwie zbiórki i blok w ciągu 10 minut.

 

Sezon dla Magic się skończył, Celtics - mistrzowie NBA z 2008 roku - czekają na rywala w finale. Będą nimi Los Angeles Lakers lub Phoenix Suns - po pięciu meczach jest 3:2 dla Lakers, spotkanie nr 6 w sobotę.

Artest bohaterem Lakers - LA o krok od finału ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA