NBA. Magic zwyciężyli w Bostonie

Jednostronnie grający Orlando Magic pokonali w Bostonie nieskutecznych Celtics 83:78. Marcin Gortat zdobył dla zwycięzców cztery punkty i miał trzy zbiórki w ciągu 11 minut.

Mecz faworytów Konferencji Wschodniej był ich pierwszym spotkaniem od majowej rywalizacji w półfinale play-off, kiedy Magic ze stanu 2:3 doprowadzili do 4:3 i wyeliminowali obrońców tytułu z gry o mistrzostwo. W piątek wynik był otwarty do ostatniej minuty, ale emocje wcale nie sięgały zenitu.

Celtics prowadzili tylko dwa razy - na początku meczu było 4:2 i 6:5 po trafieniach Paula Pierce'a, ale Magic właśnie w pierwszej kwarcie mieli najlepszy moment w całym spotkaniu. Goście szybko biegali do ataku, szybko dzielili się piłką i szybko podejmowali decyzje rzutowe z dobrych pozycji. A że trafiali, to powiększali przewagę. Po wejściu pod kosz Jasona Williamsa było 17:6, a po celnym rzucie Mickaela Pietrusa na koniec kwarty Magic wygrywali już 29:13.

Od tego momentu Celtics zaczęli mozolnie odrabiać straty - w drugiej kwarcie zbliżyli się na jeden punkt (40:41), dzięki niezłej defensywie rezerwowych oraz trafieniom z linii Pierce'a i Ray'a Allena. Magic zaczęli grać topornie w ataku - rezerwowy rozgrywający Anthony Johnson był o wiele słabszy niż Williams i drużyna z Orlando już w drugim spotkaniu bez kontuzjowanego Jameera Nelsona mogła się przekonać, że brak obwodowego lidera może być bardzo uciążliwy. Nelson będzie pauzował od czterech do sześciu tygodni.

Pomysły Magic ograniczały się głównie do dostarczania piłki Vince'owi Carterowi, który w całym meczu zdobył 26 punktów, miał sześć zbiórek i sześć asyst. Jego gry nie można jednak ocenić jednoznacznie dobrze, bo choć 32-letni rzucający trafił kilka bardzo ważnych i trudnych rzutów, to wykorzystał jednak tylko 10 z 29 prób, miał sześć strat i momentami na siłę szukał swojego miejsca w ataku. Tylko dziewięć punktów dla Magic rzucił Dwight Howard, który praktycznie nie otrzymywał podań pod kosz, w niewielkim stopniu wykorzystywany był Rashard Lewis, zdobywca 16 punktów.

Magic utrzymywali jednak przewagę, bo Celtics grali gorzej. Gospodarze, którzy polegali głównie na akcjach Pierce'a, przede wszystkim pudłowali z dystansu - z 19 prób za trzy wykorzystali tylko dwie. Ich skuteczność z gry miała poziom 34 proc., Magic rzucali niewiele lepiej - 41 proc.

10 minut przed końcem po szybkich czterech punktach Allena Celtics przegrywali 63:66, ale z półdystansu i za trzy trafił Carter. Po trzech minutach do stanu 70:73 trójką doprowadził Eddie House, ale w odpowiedzi rzutem z dwóch metrów przewagę Magic powiększył Gortat. Celtics zbliżyli się na 74:75, ale z faulem z trudnej pozycji punkty zdobył Carter, który wykorzystał jeszcze rzut wolny.

Gospodarze doprowadzili wreszcie do remisu, kiedy trzy minuty przed końcem z półdystansu trafił Rasheed Wallace, ale były to ostatnie punkty Celtics. Magic wyprowadził na prowadzenie niesamowitym rzutem z odchylenia po obrocie Carter, a po przeciwnej stronie pudłowali Pierce, Rajon Rondo i Kevin Garnett. Allen zgubił jeszcze piłkę w ataku, a Lewis i Williams ustalili wynik z linii rzutów wolnych.

Gortat grał w drugiej i czwartej kwarcie - poza trafieniem z dwóch metrów zdobył punkty dobitką. Miał kilka pozytywnych akcji - trzy zbiórki w ataku i blok na Marquisie Danielsie. W ostatniej części Celtics zdobyli kilka punktów po tym, jak Polak przejmował na chwilę Allena po zasłonie Wallace'a, ale trudno mieć o to pretensje do Gortata.

Magic z bilansem 10-3 są na drugim miejscu w Konferencji Wschodniej. Prowadzą Atlanta Hawks (11-2).

Boston Celtics - Orlando Magic 78:83. Kwarty: 13:29, 27:14, 19:23, 19:17. Celtics: Pierce 21, Allen 15 (1), Garnett 13, Rondo 6, Perkins 5 oraz Wallace 9, Daniels 4, House 3 (1), Williams 2, Scalabrine 0. Magic: Carter 26 (2), Lewis 16 (2), Pietrus 14 (4), Howard 9, Williams 7 (1) oraz Anderson 5 (1), Gortat 4, Barnes 2, Johnson 0, Redick 0.

Marcin Gortat wygrał z grypą, a Magic z Thunder ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.