Lakers mistrzami NBA. MVP dla Bryanta

Los Angeles Lakers nie pozostawili złudzeń Orlando Magic - wygrali mecz nr 5 w Orlando 99:86 i w finałowej rywalizacji o mistrzostwo NBA zwyciężyli 4:1. MVP finału został znakomity Kobe Bryant.

Tytuł zdobył najlepszy zespół sezonu. Trener Phil Jackson wywalczył swój 10 mistrzowski pierścień w roli szkoleniowca, Bryant zdobył swój czwarty tytuł. Magic nie byli w tym finale tylko tłem - w meczach nr 2, 3 i 4 grali dobrze i zasługiwali na wygraną. Ale zwyciężyli tylko w tym środkowym spotkaniu. Tytuł przegrali, ale na 20-lecie powstania klubu i tak mieli najlepszy sezon w historii.

Przed meczem nr 5 Magic zapowiadali walkę. Mówili o historii, o koncentracji, o ambicji. Boisko zweryfikowało ich zapędy.

Oba zespoły miały wielką motywację do gry - Magic, po motywujących zabiegach trenera Stana Van Gundy'ego chcieli rozpocząć drogę do historii, bo żaden zespół w historii finałów nie odrobił strat z 1:3 na 4:3. Lakers chcieli natomiast zapoczątkować dynastię, czyli zdobyć pierwszy z co najmniej trzech tytułów, na które szykują się w najbliższych latach. Dlatego liderzy obu zespołów wyjątkowo mobilizowali swoich kolegów.

- Prepare for glory! - krzyczał głosem spartańskiego wojownika Dwight Howard z Magic. Wychodząc z szatni podniósł do góry zaciśniętą pięść i wrzasnął: - Go, Spartans!

Kobe Bryant w szatni Lakers mówił: - Złapmy szansę od razu! Idźmy i weźmy, co nasze!

A potem udowodnił, że jest dużo lepszym liderem niż debiutujący w finale Howard.

Lepiej zaczęli jednak Magic - w ataku grali zdecydowanie, podejmowali dobre decyzje rzutowe, a po świetnych akcjach w defensywie wyprowadzali szybkie ataki. Po punktach Courtney'a Lee wygrywali po pięciu minutach nawet 15:6.

Lakers na początku dość uparcie podawali do środkowego Andrew Bynuma, który spudłował sześć pierwszych rzutów, ale Bryant dość szybko wziął sprawy w swoje ręce. Goście zmniejszyli straty m.in. dlatego, że wygrywali rywalizację o zbiórki. - Musimy poprawić obronę. W ataku wszystko jest dobrze - mówił po pierwszej kwarcie trener Lakers Phil Jackson. Magic po 12 minutach prowadzili już tylko 28:26.

Po kilku minutach drugiej kwarty na parkiet wszedł Marcin Gortat - jego wsad po podaniu Jameera Nelsona dał gospodarzom prowadzenie 40:36. W następnej akcji Polaka zablokował jednak Pau Gasol. Przez kilka następnych minut Lakers pokazali mistrzowską grę pod oboma koszami i rozbili Magic w pył.

Goście mieli zryw 16:0! Bryant trafiał i podawał (15 punktów i cztery asysty do przerwy), skuteczny był Trevor Ariza (2/2 za trzy), niesamowite akcje pod tablicą pokazywał Lamar Odom. Ataki Magic najczęściej kończyły się natomiast stratami.

Koszykarze z Orlando dopiero w samej końcówce odrobili kilka punktów. Z dobrej strony pokazał się Gortat, który złapał na faul ofensywny Odoma. - Gortat jest lepszym obrońcą w grze jeden na jeden niż Howard - powiedział po tej akcji brat trenera Magic i komentator ESPN Stan Van Gundy.

Do przerwy Lakers prowadzili 56:46 m.in. dlatego, że mieli znakomitą skuteczność za trzy - mieli 5/8. Magic, specjaliści od trójek, rzucali fatalnie - wykorzystali tylko jedną z dziewięciu prób.

- Jeśli Kobe znów stanie się człowiekiem, Magic mają szanse. Jeśli nie, to mistrzostwo zdobędą Lakers już dzisiaj - mówił w przerwie Jeff Van Gundy.

Ale Bryant był w niedzielę gościem z innej planety. I nie był to Pluton.

W trzeciej kwarcie lider Lakers pokazał akcję, którą można porównać tylko do słynnego zagrania Michaela Jordana z finału z 1991 roku. Jordan atakując obręcz w powietrzu przełożył sobie piłkę z prawej do lewej ręki omijając obrońców. Bryant zaatakował kosz z prawej strony, w locie przeniósł się na prawą, robiąc w powietrzu doskonały zwód. Lakers prowadzili 66:55. Chwilę później, po trafieniu Gasola nad Gortatem, było 73:58.

Magic powoli tracili wiarę - ich gwiazdy (Howard, Rashard Lewis, Hedo Turkoglu) grały słabo. Po trzech kwartach mieli w sumie tylko 27 punktów. Howard już w końcówce trzeciej kwarcie popełnił piąty faul, dzięki czemu szansę na grę dostał Polak. Ale to wciąż były tylko epizody. Magic próbowali, ale w czwartej kwarcie nie mieli szans na nawiązanie walki. Lakers byli zdecydowanie lepsi.

Gortat zdobył w sumie cztery punkty w ciągu ośmiu gry. Na pożegnanie z Orlando - Polakowi 30 czerwca kończy się umowa i prawdopodobnie zmieni klub.

Magiczna historia Gortata i jego klubu dobiegła końca.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.