Marcin Gortat: Musimy być przygotowani totalnie

- To są finały - liczy się każda pozycja, każda piłka, każdy rzut i decyzja - mówi Sport.pl Marcin Gortat z Orlando Magic. rezerwowy środkowy Magic nie traci wiary sukces w rywalizacji z Los Angeles Lakers, mimo że jego zespół przegrywa w finale NBA 1:3. Relacja na żywo od ok. 1:30 w Sport.pl. Blogujcie, komentujcie, twitujcie, blipujcie i mailujcie na zczuba.pl i zczuba@g.pl - zróbmy relację z meczu razem!

Nawet 5,6 mln dolarów dla Gortata? 

Rywalizacja toczy się do czterech zwycięstw. Mecz nr 5 odbędzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego w Amway Arena w Orlando. Transmisja w Canal+ Sport od 1.45.

Łukasz Cegliński: Zaledwie ośmiu spośród 191 drużyn udało się wyciągnąć stan rywalizacji play-off z 1:3 na 4:3. Historia jest przeciwko wam.

Marcin Gortat: Lakers wciąż potrzebują jednego zwycięstwa. Historia i statystyki pokazują, że to powinno im się udać, ale na szczęście wciąż mamy szansę na zwycięstwo.

Można powiedzieć, że byliście dwa rzuty od prowadzenia 3:1.

- Było blisko, ale prawda jest taka, że Lakers pokazali większe doświadczenie i umiejętności. Nasz zespół w końcówce meczu nr 4 stracił zimną krew. Podejmowaliśmy złe decyzje w ataku. Musimy to poprawić i będziemy mieli szanse na wygraną.

O jakie konkretnie decyzje chodzi?

- Ogólnie, o całe rozegranie akcji. W pewnych momentach brakuje dobrej reakcji - nie podajemy piłki w momencie, kiedy dany zawodnik otwiera się na pozycji, a pewne ruchy forsujemy na siłę. Nie wykorzystujemy poleceń trenera i to się na nas mści. Lakers przewyższają nas jeśli chodzi o doświadczenie i to wykorzystują. W końcówkach meczów są lepiej poukładani od nas.

Mówił pan kilka dni temu, że jesteście drużyną żartownisiów i nawet w trudnej sytuacji jest pełno śmiechu. Jak jest przed meczem nr 5, kiedy stoicie pod ścianą.

- Nic się nie zmieni, bo taka jest niestety nasza ekipa.

Niestety?

- Niestety, bo ja przez całe życie byłem uczony przez serbskich trenerów, że w zespole musi być powaga i zrozumienie sytuacji. W pewnych warunkach trzeba być poważnym, ale obecna drużyna Magic została wychowana, nauczona inaczej. Choć z drugiej strony, jeśli wygrywamy niemal 60 spotkań w sezonie zasadniczym, to chyba nie można mieć wiele przeciwko temu.

Mam wrażenie, że pan dobrze się czuje w takiej atmosferze.

- Jeśli się jest wokół takich ludzi, to nie ma się wyboru i samemu takim się staje. Ale oczywiście w momentach, kiedy trzeba być skoncentrowanym, jest koncentracja.

Wiele mówi się o rozgrywających w waszym zespole - Rafer Alston ma wzloty i upadki, Jameer Nelson stale gra na niskim poziomie, a solidny zmiennik Anthony Johnson w ogóle nie dostaje szansy w finale.

- A jest jeszcze czwarty Tyronn Lue, który chyba jest najlepiej rzucającym z tej czwórki. Ale ja nie chcę mówić o rozgrywających - rywalizuję na swojej pozycji z Dwightem Howardem, Tonym Battie i Adonalem Foylem.

Przed takimi meczami wiele mówi się o tym, jak ważna jest psychika, mentalne podejście do gry. Co robicie, aby utrzymać je na odpowiednim poziomie?

- Trener pokazuje nam mnóstwo klipów i różnego rodzaju filmów motywacyjnych. Teraz usłyszeliśmy historię o kolarzu, który uczestniczył w trzydniowym wyścigu. Ostatni etap miał już tylko utrzymać kolejność w klasyfikacji i przed nim pytano lidera o to, jak się czuje. Ten mówił, że fantastycznie, że jeszcze tylko jeden dzień i będę bardzo szczęśliwy. Ale ostatni dzień to był etap górski - zaatakował kolarz z drugiego miejsca. Specjalizował się w górach i wygrał. Zadziwił wszystkich, odrobił wielką przewagę i przeszedł do historii. Trener Stan Van Gundy powiedział nam, że my też możemy przejść do historii. Nie tylko zdobywając mistrzostwo NBA, ale wygrywając je po trzech wygranych od stanu 1:3. To dla nas duża szansa. Jeszcze wszystko jest możliwe. Musimy walczyć do samego końca i nie popełniać błędów.

Taka "gra pod górkę" na razie wychodzi wam dobrze - w półfinale Konferencji Wschodniej przegrywaliście z Boston Celtics 2:3, a w jej finale z Cleveland Cavaliers byliście spisywani na straty. Ale wygrywaliście.

- Nie mamy nic do stracenia. Wiemy, że musimy walczyć. Musimy być przygotowani totalnie. To są finały - liczy się każda pozycja, każda piłka, każdy rzut i decyzja.

W meczu nr 4 miał pan dwa wsady po akcjach w trójkącie z prawej strony kosza - stawia pan zasłonę i odwraca w kierunku obręczy, a po wymianie podań na obwodzie dostaje piłkę na wsad. Podobnie wyglądała akcja z Philadelphia 76ers, kiedy wsadził pan nad głową Samuela Dalemberta. Dlaczego takich akcji nie wykonuje Dwight Howard?

- Przede wszystkim obrońcy zupełnie inaczej traktują mnie i Dwighta. On zwraca na siebie wielką uwagę, mi zostawia się więcej miejsca. Howard gra inaczej - zasłony, które stawia, bardziej służą kreowaniu miejsca dla innych graczy, bo on sam ciągle jest pilnowany. On gra siłowo, ja swój styl opieram na ruchliwości. Biegam od zawodnika do zawodnika, stawiam zasłony jedna po drugiej. Pewne jest jedno: męczę swojego obrońcę. Każdy z rywali po bieganiu za mną przez kilka minut jest w miarę zmęczony.

Los Angeles nie ucieszy się z triumfu Lakers ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.