Przed finałem NBA: Czy Magic wyczarują pierścienie?

Jeśli Orlando Magic Marcina Gortata będą grać z Los Angeles Lakers tak jak z Cleveland Cavaliers, to rywalizacja o mistrzostwo NBA może być długa i pasjonująca.

Faworytem finału są Lakers. Mają Kobe Bryanta, któremu pomagają świetni Pau Gasol, Lamar Odom czy silny Andrew Bynum, oraz duży zastęp rezerwowych. Mają trenera Phila Jacksona, któremu mistrzowskim doświadczeniem (dziewięć tytułów) nie dorównuje żaden z obecnych szkoleniowców w NBA. Mają przewagę własnego parkietu, na którym w tym sezonie przegrali tylko siedem razy. Mają wreszcie ogromne doświadczenie z finałów - grali w nich 30 razy, w 14 zwyciężali. Sam Bryant grał o tytuł pięciokrotnie - ostatni raz rok temu (2:4 z Boston Celtics).

Magic przy Lakers są jak Olympique Lyon przy Barcelonie. Ale to jest ich moment! Niedoceniany, wręcz lekceważony zespół w sezonie zasadniczym wygrywał ze wszystkimi potentatami. Czy powtórzą to w starciu z Lakers?

W sobotnim meczu nr 6 serii z Cavaliers Magic prowadził do zwycięstwa Dwight Howard - środkowy, któremu jeszcze niedawno zarzucano, że na parkiecie jest zbyt miękki, że za często się śmieje, zamiast się bić, że nie potrafi być prawdziwym liderem. - Ja taki jestem - tłumaczył Howard, dodając: - Będę niszczył rywali wsadami nad ich głowami i zrobię to z uśmiechem na ustach.

I w decydującym spotkaniu robił to regularnie - zdobył 40 punktów i miał 14 zbiórek.

Z kolei Gortat w sobotę zagrał tylko przez sześć minut, bo dłuższe trzymanie na ławce rezerwowych świetnego Howarda byłoby sportowym przestępstwem. Polak miał trzy zbiórki, był ruchliwy pod oboma koszami, nie wahał się przed rzuceniem na parkiet po bezpańską piłkę. Dwa razy pozwolił trafić rywalom sprzed swojego nosa, ale dał drużynie to, z czego słynie - walczył o każdą piłkę.

Trener Stan Van Gundy nie planuje wyjątkowej roli dla Gortata w finale, co nie znaczy, że Polak będzie grał "ogony" - łodzianin musi być gotowy do gry w każdym momencie i w każdym wymiarze czasu, jeśli Howard będzie potrzebował zastępstwa.

Ale Lakers mają Bryanta. Czołowy strzelec ligi na razie rzadko pokazywał w play-off swój geniusz, ale wiadomo, że potrafi przejąć kontrolę nad spotkaniem tak jak James. Nad LeBronem ma jednak trzy przewagi: doświadczenie, lepszych partnerów i bardziej zorganizowany zespół.

Magic będą próbowali zatrzymać Bryanta za pomocą szybkiego debiutanta Lee lub dżokera z ławki rezerwowych Mickaela Pietrusa. Francuski skrzydłowy w play-off gra świetnie, i to nie tylko w obronie. Ale i Lakers mają swoich dżokerów - wszechstronnego Luke'a Waltona czy skutecznego rzucającego Shannona Browna.

Zdecydowana większość ekspertów stawia na Lakers, ale nikt już nie lekceważy Magic. Dla zespołu z Orlando problemem może być on sam, jeśli podejdzie do finału tak, jak rok temu Lakers. Bryant i spółka w trakcie sezonu z powodu kontuzji stracili Bynuma i nie mierzyli wówczas w mistrzostwo - sam awans do gry o tytuł potraktowali jako sukces. W finale dali się zdominować Celtics, dla których liczyły się tylko pierścienie. Teraz ich podejście przejęli Lakers.

Zaspokojeni mogą być za to Magic, którzy 20-lecie klubu uczcili mistrzostwem Konferencji Wschodniej. Wyrównali największy sukces klubu sprzed 14 lat, kiedy Shaquille O'Neal i Anfernee Hardaway także wprowadzili drużynę z Orlando do finału. Seria z Houston Rockets zakończyła się szybkim 0:4 i teraz nawet jedna wygrana będzie poprawieniem tego wyniku.

Ale "Supermanowi" chodzi o coś więcej. "Polski Młot" także jest głodny sukcesu. Mistrzostwo dla Magic będzie niespodzianką, ale już nie sensacją.

Gortat wierzy w mistrzostwo NBA. Czy to realne? - czytaj tutaj ?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.