Zczuba.tv: Zobacz fantastyczne akcje Gortata w play-off ?
Marcin Gortat: Zdecydowanie tak. Moje dwa powody, dla których chciałem grać z Bulls, to przewaga własnego parkietu i polskie restauracje w Chicago. Ale poważnie mówiąc, Celtics to zespół o wiele bardziej doświadczony niż Bulls, ma takich zawodników jak Paul Pierce, Ray Allen czy niesamowity ostatnio Rajon Rondo. Podobno Kevin Garnett [lider Bostonu] wznowił treningi i możliwe, że wróci już na któreś spotkań z nami. Celtics będą mieć przewagę własnego parkietu, na pewno większy respekt u sędziów, no i mają pod koszem Kendricka Perkinsa i Glena Davisa, którzy potrafią uprzykrzać życie naszemu liderowi Dwightowi Howardowi. Ale chcemy z nimi wygrać.
- Ta seria przypomniała nam, że musimy być skoncentrowani na 100 proc. w każdym momencie. W sposobie gry dużej różnicy w porównaniu z sezonem zasadniczym nie było - chodziło głównie o podejście. Z drugiej strony Sixers zagrali ponad swoje możliwości - w sezonie słabo rzucali z dystansu, a z nami nagle zaczęli walczyć dzięki takim trafieniom.
- W spotkaniu nr 6 byliśmy bliscy 100 proc. - oczywiście, biorąc pod uwagę osłabienie brakiem Howarda i Courtneya Lee. Wpadały nam rzuty z dystansu, dobrze broniliśmy. W innych zwycięskich meczach naszą grę oceniłbym na 75-80 proc. możliwości.
- To chyba złudzenie. Ale rzeczywiście wypadliśmy dobrze - piłka krążyła szybko, wymienialiśmy dużo podań. Ja biegałem od zawodnika do zawodnika, stawiając zasłony, i wprowadzałem zamieszanie. Natomiast z Dwightem gra się tak, że trzeba ustawić się i dorzucić mu piłkę pod kosz - to spowalnia grę, ale przeciwnik dostaje regularnie niemal 30 punktów do kosza.
- Tak, jeśli weźmie się pod uwagę stawkę meczu. Grałem długo, wygraliśmy, zostałem dostrzeżony przez wiele osób. Ale wciąż mam nadzieję, że najlepsze przede mną, i to jeszcze w tym sezonie. Przed nami kilka spotkań, może dojdziemy do finału. Będę starał się pokazać moją wartość.
- Myślę, że gdybym zaczynał mecz w podstawowym składzie w zespole środka stawki, potrafiłbym regularnie pomagać drużynie w obronie i w ataku. W Orlando w ofensywie ważnych zadań nie spełniam. A w pierwszej piątce w tym sezonie wyszedłem cztery razy i trzykrotnie kończyło się to double-double. Pamiętam jednak, że przede mną jeszcze dużo pracy i nauki.
- Dostałem bardzo dobre podanie od Rasharda Lewisa i wykonałem akcję, o której mówiliśmy przed meczem. W szatni przypomniano nam, że w play-off haki czy półhaki nie zawsze kończą się punktami. Że pod koszem najlepiej kończyć akcje wsadem. W moim przypadku zagrały emocje, adrenalina. Być może będzie to moje firmowe zagranie - na razie było z niego dużo śmiechu, bo trener podczas oglądania wideo ze spotkania pokazywał je aż trzykrotnie.
- Cieszę się, że dostrzeżono mój potencjał, ale nie mnie rozwijać te słowa. Chociaż mój agent może ich użyć w trakcie negocjacji.
- Można powiedzieć, że 11 mln dolarów grało przeciwko 700 tysiącom [taka jest różnica między zarobkami Dalemberta i Gortata]. Dobrze pokazałem się na tle atletycznego, zwinnego gracza, który nieźle blokuje. Miałem chyba więcej energii, byłem twardszy i m.in. dlatego to mój zespół wygrał.
- Przypomniałem ten cytat z prasy w szatni po ostatnim meczu. Powiedziałem do dziennikarzy, że jeśli jest wśród nich ten, kto to napisał, to niech się do mnie szeroko uśmiechnie. Ale podobno go nie było. Cieszę się, że ci, którzy mnie lekceważą, mogą czasem dostać nauczkę.
- Na treningu dzień przed tym meczem dostałem od niego w żebra tak, że aż mnie zapowietrzyło. Howard gra ostro, bo w każdym spotkaniu wiesza się na nim po kilku obrońców, którzy go obijają. On musi się bronić i taki ma styl gry. Ja w starciach z nim ucierpiałem wielokrotnie - mostek, żebra, rozcięte ucho, wargi... Ale dzięki temu jestem twardszy.
Magicy na mistrza! Jak daleko zajdą w play offach? Specjalny serwis Marcina Gortata na Sport.pl - czytaj tutaj >