Marcin Gortat: Ci, którzy mnie lekceważą, mogą dostać nauczkę

Z broniącymi tytułu Boston Celtics zagra Orlando Magic Marcina Gortata w półfinale Konferencji Wschodniej play-off NBA. W siódmym, decydującym meczu niesamowitej serii z Chicago Bulls, Celtics wygrali 109:99.

Zczuba.tv: Zobacz fantastyczne akcje Gortata w play-off ?

Łukasz Cegliński: Woleliście grać zapewne z Chicago?

Marcin Gortat: Zdecydowanie tak. Moje dwa powody, dla których chciałem grać z Bulls, to przewaga własnego parkietu i polskie restauracje w Chicago. Ale poważnie mówiąc, Celtics to zespół o wiele bardziej doświadczony niż Bulls, ma takich zawodników jak Paul Pierce, Ray Allen czy niesamowity ostatnio Rajon Rondo. Podobno Kevin Garnett [lider Bostonu] wznowił treningi i możliwe, że wróci już na któreś spotkań z nami. Celtics będą mieć przewagę własnego parkietu, na pewno większy respekt u sędziów, no i mają pod koszem Kendricka Perkinsa i Glena Davisa, którzy potrafią uprzykrzać życie naszemu liderowi Dwightowi Howardowi. Ale chcemy z nimi wygrać.

Czego nauczyła was rywalizacja z Philadelphią 76ers? Byliście faworytami, ale mieliście kłopoty. Awansowaliście dopiero w szóstym meczu.

- Ta seria przypomniała nam, że musimy być skoncentrowani na 100 proc. w każdym momencie. W sposobie gry dużej różnicy w porównaniu z sezonem zasadniczym nie było - chodziło głównie o podejście. Z drugiej strony Sixers zagrali ponad swoje możliwości - w sezonie słabo rzucali z dystansu, a z nami nagle zaczęli walczyć dzięki takim trafieniom.

Na ile procent swoich możliwości graliście z Sixers?

- W spotkaniu nr 6 byliśmy bliscy 100 proc. - oczywiście, biorąc pod uwagę osłabienie brakiem Howarda i Courtneya Lee. Wpadały nam rzuty z dystansu, dobrze broniliśmy. W innych zwycięskich meczach naszą grę oceniłbym na 75-80 proc. możliwości.

Rozgrywający Sixers Andre Miller powiedział, że bez Howarda graliście szybciej, lepiej.

- To chyba złudzenie. Ale rzeczywiście wypadliśmy dobrze - piłka krążyła szybko, wymienialiśmy dużo podań. Ja biegałem od zawodnika do zawodnika, stawiając zasłony, i wprowadzałem zamieszanie. Natomiast z Dwightem gra się tak, że trzeba ustawić się i dorzucić mu piłkę pod kosz - to spowalnia grę, ale przeciwnik dostaje regularnie niemal 30 punktów do kosza.

Pan w meczu nr 6 wyszedł w pierwszej piątce, grał przez 40 minut, zdobył 11 punktów i miał 15 zbiórek. Czy to najlepszy występ w NBA?

- Tak, jeśli weźmie się pod uwagę stawkę meczu. Grałem długo, wygraliśmy, zostałem dostrzeżony przez wiele osób. Ale wciąż mam nadzieję, że najlepsze przede mną, i to jeszcze w tym sezonie. Przed nami kilka spotkań, może dojdziemy do finału. Będę starał się pokazać moją wartość.

Takie spotkanie chyba utwierdziło pana w przekonaniu, że może grać w pierwszej piątce?

- Myślę, że gdybym zaczynał mecz w podstawowym składzie w zespole środka stawki, potrafiłbym regularnie pomagać drużynie w obronie i w ataku. W Orlando w ofensywie ważnych zadań nie spełniam. A w pierwszej piątce w tym sezonie wyszedłem cztery razy i trzykrotnie kończyło się to double-double. Pamiętam jednak, że przede mną jeszcze dużo pracy i nauki.

Leworęczny wsad nad Millerem i Samuelem Dalembertem może być pańskim znakiem firmowym.

- Dostałem bardzo dobre podanie od Rasharda Lewisa i wykonałem akcję, o której mówiliśmy przed meczem. W szatni przypomniano nam, że w play-off haki czy półhaki nie zawsze kończą się punktami. Że pod koszem najlepiej kończyć akcje wsadem. W moim przypadku zagrały emocje, adrenalina. Być może będzie to moje firmowe zagranie - na razie było z niego dużo śmiechu, bo trener podczas oglądania wideo ze spotkania pokazywał je aż trzykrotnie.

Komentatorzy NBA TV krzyczeli po pana udanych zagraniach: "Otisie Smith [dyrektor generalny Magic], pokaż mu duże pieniądze!".

- Cieszę się, że dostrzeżono mój potencjał, ale nie mnie rozwijać te słowa. Chociaż mój agent może ich użyć w trakcie negocjacji.

Dalembert mówił przed meczem, że skoro nie ma Howarda, to on pokaże, co potrafi. Ale to pan wypadł lepiej.

- Można powiedzieć, że 11 mln dolarów grało przeciwko 700 tysiącom [taka jest różnica między zarobkami Dalemberta i Gortata]. Dobrze pokazałem się na tle atletycznego, zwinnego gracza, który nieźle blokuje. Miałem chyba więcej energii, byłem twardszy i m.in. dlatego to mój zespół wygrał.

Przed rywalizacją z Sixers filadelfijskie gazety pisały, że im więcej Gortata na boisku, tym łatwiejsza gra dla Sixers. Tymczasem w meczu nr 6 rozgromiliście ich 114:89 na ich parkiecie.

- Przypomniałem ten cytat z prasy w szatni po ostatnim meczu. Powiedziałem do dziennikarzy, że jeśli jest wśród nich ten, kto to napisał, to niech się do mnie szeroko uśmiechnie. Ale podobno go nie było. Cieszę się, że ci, którzy mnie lekceważą, mogą czasem dostać nauczkę.

Howard w meczu nr 5 najpierw uderzył łokciem w głowę Dalemberta, za co został zawieszony, a potem przypadkiem znokautował Lee, który musiał przejść operację jamy nosowej. Dostał pan kiedyś taki cios od Howarda?

- Na treningu dzień przed tym meczem dostałem od niego w żebra tak, że aż mnie zapowietrzyło. Howard gra ostro, bo w każdym spotkaniu wiesza się na nim po kilku obrońców, którzy go obijają. On musi się bronić i taki ma styl gry. Ja w starciach z nim ucierpiałem wielokrotnie - mostek, żebra, rozcięte ucho, wargi... Ale dzięki temu jestem twardszy.

Magicy na mistrza! Jak daleko zajdą w play offach? Specjalny serwis Marcina Gortata na Sport.pl - czytaj tutaj >

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.