Polski środkowy obecnie zarabia 711 tys. dol. za sezon - to jedna z najniższych pensji w NBA. Zupełnie nie przystaje do jego solidnej
gry w Orlando Magic. 25-letni Gortat (214 cm wzrostu) jest zmiennikiem najlepszego środkowego NBA Dwighta Howarda w zespole, który ma mistrzowskie ambicje. Przeciętnie zdobywa po 3,5 punktu i ma 4,3 zbiórki w ciągu 11,6 minut gry. Mało, ale pamiętajmy, że jego czas na parkiecie zależy od Howarda.
W meczach, w których Gortat gra przynajmniej 15 minut, zdobywa po 7,5 punktu oraz ma 8 zbiórek. To wyniki na poziomie Andersona Varejao - walecznego Brazylijczyka z najlepszych w lidze Cleveland Cavaliers, zarabiającego 5,7 mln dol. rocznie. "Ten gość z łatwością może mieć średnie na poziomie double-double" - napisał o Gortacie znany amerykański komentator Peter Vecsey z "New York Post".
Double-double to dwucyfrowe osiągnięcia w dwóch rubrykach statystycznych, w przypadku Gortata - punktach i zbiórkach. W tym drugim elemencie Polak jest jednym z najbardziej skutecznych zawodników NBA.
Vecsey poszedł nawet krok dalej i napisał, że w letnim oknie transferowym sytuacja Gortata, któremu w czerwcu kończy się kontrakt z Magic, będzie podobna do fragmentu kariery świetnego Mehmeta Okura. Po dwóch sezonach gry dla Detroit Pistons na coraz wyższym poziomie, nieco lepszym niż Gortat, Okur w 2004 roku podpisał sześcioletni kontrakt z Utah Jazz za 50 mln dol. Jest czołowym strzelcem i zbierającym drużyny.
Gortat też robi postępy, jest chwalony, pokazuje, że ma potencjał. Ale w Magic robi się już dla niego za ciasno. - Nie mam zamiaru być przez całe życie zmiennikiem Howarda. Zależy mi na regularnej grze po 20 minut w meczu - mówi. W Orlando się na to nie zanosi.
Na dodatek identycznie jak w przypadku Okura i Pistons obecny klub Polaka może nie mieć na niego pieniędzy. Priorytetem dla Magic jest przedłużenie umowy z innym Turkiem Hedo Turkoglu - najwszechstronniejszym zawodnikiem drużyny, który może liczyć na 8-10 mln rocznie. W wyliczanym w skomplikowany sposób przez NBA pułapie płac na każdy zespół w Magic może nie być miejsca na podwyżkę dla Gortata. Po przekroczeniu tego pułapu kluby zwracają lidze każdego nadpłaconego dolara, a że kryzys dotarł także do NBA, to chętnych na takie manewry nie będzie.
Chętne na Gortata powinny być za to słabsze kluby o innym, mniej "scentralizowanym" systemie gry, gdzie Polak mógłby być nawet graczem wychodzącym na parkiet w pierwszej piątce. Ale czy zapłacą mu aż tyle ile pięć lat temu Okurowi? Wątpliwe. Jest kryzys.
- Mam nadzieję na duże pieniądze, ale najbliższy kontrakt chcę traktować jako inwestycję w siebie. Jeśli podpiszę umowę na trzy lata i będę grał regularnie dłużej niż 20 minut, to w wieku 28 lat byłbym w życiowej formie. Wtedy mógłbym podpisać wysoki, życiowy kontrakt - mówi Gortat.
Polak zapowiada, że w pierwszej kolejności rozważy ofertę Magic, ale nie widzi mu się gra po 8-10 minut w meczu.
Kluczowy dla przyszłości Gortata może być play-off, który zaczyna się 19 kwietnia. Jeśli Polak będzie efektywny w meczach o mistrzostwo konferencji, jego cena wzrośnie. Być może nawet tak, jak stało się w przypadku Jerome'a Jamesa cztery lata temu. Anonimowy wówczas środkowy Seattle Supersonics w 11 meczach play-off z Sacramento Kings i San Antonio Spurs miał średnio 12,5 punktu oraz 6,8 zbiórki. New York Knicks od razu zaproponowali mu 30 mln za pięć lat. Leniwy i wiecznie kontuzjowany James stoczył się jednak na dno.
Pracowitemu i ambitnemu Gortatowi to raczej nie grozi.