Marcin Gortat i jego mały koszykarski system. Jak rozwijają się kampy?

- To już nie jest tylko zabawa, jak to było kiedyś. Dzisiaj to także zobowiązania. Dzięki temu, co robi moja fundacja, mamy już taki mały system koszykarski - mówi Marcin Gortat o swojej pozaboiskowej działalności w Polsce.

Gortat objeżdża właśnie ze swoją ekipą polskie miasta z dziewiątą już edycją kampów, czyli treningów dla dzieci i młodzieży. Scenariusz jest podobny: pogadanki z koszykarzem NBA i jego gośćmi (w tym roku są to Garrett Temple z Washington Wizards oraz Adam Waczyński i Przemysław Karnowski z reprezentacji Polski), trening, rozdawanie autografów, upominków.

Kampy wciąż są dużą atrakcją. Zmieniają się miasta (w tym roku były i duże, jak Toruń, Łódź czy Kraków, i mniejsze, jak Rumia lub Piaseczno), nie zmienia się zainteresowanie - liczba chętnych uczestników przewyższa możliwości hal, na koniec kampu kolejka po autograf i zdjęcie z Gortatem ciągnie się i zawija przez całe boisko do koszykówki.

Instytucja i promocja

Nic dziwnego, Gortat to jeden z najbardziej popularnych polskich sportowców. - Jest coś takiego, jak szacunek medialny i szacunek ulicy. Różne rzeczy mogą o mnie pisać w gazetach, ale wyjdźmy na ulicę, to przekonamy się, co ludzie o mnie myślą. Jeżeli ktoś nie wierzy, to chodźmy do restauracji, do galerii handlowej, przejdźmy się i zobaczymy, ile nam zajmie pokonanie kilometra - mówił w Piasecznie koszykarz Wizards.

Gortat nie chce, by kojarzono go tylko i wyłącznie z koszykówką. - I myślę, że już tak nie jest, wydaje mi się, że ludzie widzą we mnie coś więcej. Pani premier Beata Szydło nazwała mnie instytucją, co jest bardzo miłym, wielkim komplementem od osoby, która rządzi krajem. Zdaję sobie sprawę, że zwykle patrzy na mnie wiele osób, że muszę dbać o reputację.

- Promocja koszykówki, którą staram się robić, nie skończy się, gdy przestanę być czynnym zawodnikiem, gdy odejdę NBA. Chciałbym to robić dalej, chciałbym być zapamiętany także za działalność charytatywną, z tego, że pomagam dzieciom - kontynuował Gortat.

Mały koszykarski system

Kilka tygodni temu pytany o przyszłość, o plany po zakończeniu kariery, 32-letni łodzianin mówił tak: - Mam dużo konkretnych pomysłów związanych z moją fundacją. Chcę pomóc Łodzi, żeby to miasto się rozwijało, powstają kolejne szkoły sportowe Marcina Gortata, rosną naprawdę pięknie. Mamy już w nich reprezentantów Polski, mistrzów świata czy Europy, zajmujemy się tam wieloma dyscyplinami. Chcemy stworzyć dzieciakom jak najlepsze warunki do rozwoju i nie chcemy od nich żadnych pieniędzy.

- Na pewno nie zostanę agentem, trenerem reprezentacji czy szefem Polskiego Związku Koszykówki. Chociaż czasem wydaje mi się, że robię już dla tej dyscypliny i dzieciaków tyle co związek, jeśli nie więcej - dodawał. Jego kampy wciąż są największą, najbardziej atrakcyjną cykliczną imprezą związaną z koszykówką dla najmłodszych.

- To, co robię podczas kampów, jest dla dzieci. Ja z tego nic nie mam, wręcz dokładam - mam nadzieję, że zobaczę uśmiech na twarzach dzieci, a one na tym skorzystają - mówi Gortat. - Ale to już nie jest tylko zabawa, jak to było kiedyś. Dzisiaj to także zobowiązania. Dzięki temu, co robi moja fundacja, mamy już taki mały system koszykarski.

- W lecie są kampy dla dzieci - najmłodszych, ale też starszych. Prowadzimy szkoły sportowe, mamy już dwie, otwieramy trzecią i czwartą. Chcemy pomagać w organizowaniu wyjazdów do USA - do szkół średnich czy też na uczelnie. Naszym celem jest to, by ten system się rozwijał, działał, dawał efekty - snuje plany koszykarz.

Potrzeba nazwisk, talentów i pieniędzy

Czym Gortat te efekty mierzy w tej chwili? - Największą radością jest dla mnie to, gdy przy okazji kampu podchodzi rodzic i mówi: "Mój syn przestał robić głupoty i zajął się koszykówką - trenuje, ogląda, pasjonuje się." To wciąż, niestety, jest niewielki procent tych dzieciaków, z tego grona, które tu widzimy, ze 140-150 dzieciaków, w koszykówkę na wysokim poziomie zagra może pięciu, może 10. Ale dla tych pojedynczych osób warto to robić.

- Żeby koszykówka przeżywała rozkwit, potrzeba 10 Gortatów, pięciu Lampe, Ponitków, Waczyńskich. I fury, fury pieniędzy. Rozmawiałem z wieloma osobami i temat się powtarza - polska koszykówka, poza tym, że potrzebuje nazwisk i talentów, potrzebuje także sponsorów, którzy wyłożą duże pieniądze - uważa Gortat.

- W piłkę nożną pompowana jest ogromna kasa, w siatkówkę było tak samo. Koszykówce potrzeba pieniędzy na nowe inicjatywy, na szkolenie. Tylko tak, nasze drużyny mogą wejść na wyższy poziom. Ale nie stanie się to z dnia na dzień, tylko po kilku latach działania. To, co teraz mamy, to klepanie biedy.

Za rok Gortat planuje na swoich kampach wyjątkowe niespodzianki. - Czeka nas 10. edycja, chcemy z tej okazji sprowadzić do Polski kogoś specjalnego, jakieś duże nazwisko. Mamy pewne plany, mamy potwierdzonego ważnego człowieka, teraz nie mogę powiedzieć, kto nim będzie, szykujemy niespodziankę. Na pewno będziemy chcieli zorganizować dla dzieci, dla kibiców basketu w Polsce, coś wielkiego.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA