W sierpniu 2013 roku chorąży Mirosław Łucki zginął w Afganistanie od ran odniesionych w wyniku wybuchu miny pułapki. Nieco ponad pół roku po śmierci jego ośmioletni syn Konrad oraz żona na zaproszenie oraz dzięki pomocy Marcina Gortata i jego fundacji polecieli do USA.
Chłopiec był w Nowym Jorku, zwiedzał muzea w Waszyngtonie i był na dwóch meczach Wizards. Oba, z New Orleans Pelicans i Orlando Magic, zespół Gortata wygrał. Przed wtorkowym meczem polski środkowy żartował z chłopcem, złożył autograf na jego czapce, a w środę miał go zabrać na trening i pokazać, jak wygląda hala NBA od kuchni.
- To bardzo fajny chłopak, ale widać, że tęskni za ojcem. Jest w takim wieku, że potrzebuje grać w koszykówkę, próbować innych gier. Ale taki jest los żołnierzy i niestety niektórzy nie wracają do domów. Dlatego postanowiliśmy przywieźć chłopca do nas - tłumaczył Gortat w rozmowie z "Washington Post". Mówi, że dalej będzie starał się wspierać Konrada i jego mamę. - Poznaliśmy wielu żołnierzy i ich rodziny, zawsze pozostajemy w kontakcie - stwierdził Polak.
Gortat od kilku lat wspiera Wojsko Polskie. Koszykarz i jego fundacja organizują m.in. specjalne campy i kolonie dla dzieci żołnierzy, a sam dwa lata temu odwiedził polską misję w Afganistanie. Stara się pomagać żołnierzom i ich rodzinom, zaprasza ich na mecze do USA, broni ich dobrego imienia. Za swoją pracę na rzecz wojska został odznaczony złotym medalem "Za Zasługi dla Obronności Kraju".