"Fabio?" - wyciągnęła do Jakobsena rękę pani Casartelli. Przed śmiercią pytała syna, czy pamięta o kasku

Fabio Jakobsen imię dostał po Fabio Casartellim, młodym włoskim mistrzu olimpijskim, który zginął podczas Tour de France 1995, zjeżdżając z Col de Portet d'Aspet. Teraz Jacobsen, wschodząca gwiazda sprinterskich finiszów, walczy o życie w szpitalu po wypadku na mecie etapu Tour de Pologne.

W połowie lipca minęła 25 rocznica. Już ćwierć wieku od jednego z najbardziej pamiętnych kolarskich wypadków. 18 lipca 1995 roku, na piętnastym etapie Tour de France, Fabio Casartelli, kolega Lance’a Armstronga z grupy Motorola, po upadku w kraksie na zjeździe uderzył głową w betonowy słupek i zmarł kilka godzin później w szpitalu. Kolarze zjeżdżali z Col de Portet d’Aspet w Pirenejach, prędkość była duża, Casartelli, mistrz olimpijski z Barcelony, nie miał kasku. Były głosy, że kask uratowałby mu życie, ale i takie, że przy takiej prędkości i kierunku uderzenia kask niewiele by pomógł. Po wypadku Casartellego kolarze jeszcze długo opierali się przed przymusem zakładania kasków, zwłaszcza podczas górskich wspinaczek w upale. Obowiązek zakładania go wprowadzono dopiero w 2003 roku. Po tym jak na trasie wyścigu Paryż-Nicea zginął Kazach Andriej Kiwilew.

Zobacz wideo

"Imię Fabio zostało mojej mamie w głowie po wypadku Casartellego"

Koledzy Casartellego z Motoroli chcieli się po jego śmierci wycofać z wyścigu, ale wdowa po Fabio przekonała ich: jedźcie dla niego. Dwa dni później Lance Armstrong wygrał etap i zadedykował go Fabio. A nieco ponad rok po tej tragedii, 31 sierpnia 1996, w małym miasteczku Heukelum w środkowej Holandii urodził się Fabio Jakobsen.

- Imię Fabio zostało mojej mamie w głowie po wypadku Casartellego - opowiadał Jakobsen w holenderskiej telewizji w lipcu 2018. On w 2018 debiutował w zawodowym peletonie i w tamtym Tour de France przeżył poruszające chwile. Najpierw na zjeździe z tej samej Col de Portet d’Aspet strasznie wyglądający wypadek miał jego kolega z Quick-Step, Philippe Gilbert: stracił równowagę, przeleciał przez murek przy drodze i spadł kilka metrów w dół. Ale był w stanie jeszcze dokończyć ten etap, poobijany i z uszkodzoną rzepką. A Jakobsen niedługo po tym spotkał się z matką Casartellego. - Stał tam cały fanklub i ona, cała we łzach. "Fabio?" - zapytała i wyciągnęła rękę. Nie było mi łatwo - opowiadał Jakobsen. Stanęli wtedy razem do zdjęcia na tle pomnika na cześć Fabio: koło roweru i skrzydło anioła w białym kamieniu. Sergio i Rosa Casartelli, a między nimi holenderski Fabio.

Rosa Casartelli niedługo przed ostatnim etapem w życiu pytała syna, czy pamięta, żeby założyć kask. Odpowiedział, żeby się nie martwiła, przecież on wie, co robi. Tak jak wielu kolarzy odpowiada, żeby najbliżsi się nie martwili i żeby do siebie nie dopuścić myśli o tym, co się może stać. Michael Rasmussen, niedoszły zwycięzca Tour de France, przyłapany na dopingu, powiedział kiedyś, że na kolarzach opowieści o tym, że doping szkodzi zdrowiu, nie robią żadnego wrażenia, bo oni codziennie mogą stracić życie albo zdrowie.  

Jakobsen i Remco Evenepoel to dwie perły Deceuninck-Quick-Step, kolarze przyszłości 

W środę w Katowicach, Fabio Jakobsen, młoda gwiazda holenderskiego sprintu, nazywany Huraganem z Heukelum, walczył na finiszu z o trzy lata starszą gwiazdą holenderskiego sprintu, Dylanem Groenewegenem. Został przez Groenewegena wypchnięty na bok drogi, stracił równowagę i wypadł z ogromną prędkością za barierki. Odniósł bardzo poważne obrażenia twarzoczaszki, stracił dużo krwi, walczy o życie w szpitalu. Kraksa zdarzyła się w pierwszą rocznicę tragicznej śmierci Belga Bjoerga Lambrechta, który na trasie TdP uderzył w betonowy przepust. Lambrecht dopiero zaczynał w zawodowym peletonie, rok wcześniej zadebiutował we Vuelta a Espana, z bardzo przyzwoitymi wynikami (dwa etapy w czołowej dziesiątce).

Jakobsen po dwóch latach w zawodowym peletonie ma już całkiem długą listę sukcesów. Jest aktualnym mistrzem Holandii, wygrał dwa etapy ubiegłorocznej Vuelty (m.in. 21 etap, ten, na którym trzecie miejsce zajął Szymon Sajnok) oraz etapy m.in. wyścigu dookoła Kalifornii i Algarve. Razem z młodym Belgiem Remco Evenepoelem są perłami grupy Deceuninck-Quick-Step, kolarzami, do których ma należeć przyszłość.

Jakobsen przyjechał do Polski na pierwszą poważną próbę po przerwie wymuszonej koronawirusem. Był w świetnej formie, miał walczyć o etapowe zwycięstwa, choć jego celem na ten sezon pozostaje przesunięte na jesień Giro d’Italia. Na finiszach mieli go rozprowadzać dwaj koledzy z Quick-Step, Włoch Davide Ballerini i Francuz Florian Senechal. Senechal był przy Jakobsenie za metą po wypadku, trzymał jego głowę. Niedługo później opublikował na Twitterze zdjęcie swoich zakrwawionych rękawiczek, potem wpis usunął. – W dzień taki jak ten – napisał Thomas de Gendt z Lotto-Soudal, grupy Bjoerga Lambrechta – jedyne co możesz zrobić to zadzwonić do żony i dzieci i powiedzieć, że ich kochasz.

Przeczytaj też:

Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a

Sport.pl LiveSport.pl Live .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.