Tour de Pologne. Bos był bossem

Po trzecim etapie Tour de Pologne liderem wciąż jest Czech Petr Vakoć. Najlepsi Polacy Rafał Majka i Przemysław Niemiec czekają na polskie góry. Sprint w Rzeszowie wygrał wybitny spec w tej dziedzinie Holender Theo Bos

Ucieczka Polaków Pawła Franczaka (reprezentacja Polski), Mateusza Taciaka (CCC), Włocha Salvatore Puccio (Team Sky), Niemca Björna Thuraua (Europcar) została złapana już w Rzeszowie, wkrótce po górskiej premii III kategorii, a właściwie delikatnym, mocno spłaszczonym pagórku. Franczak zaatakował od startu w Kielcach, dogonił go Taciak, potem dwaj kolejni.

Peleton nigdy nie pozwolił im na zdobycie większej przewagi niż trzy minuty, aż przed Rzeszowem ostatecznie nacisnął na pedały. Wcześniej najmocniejsze ekipy po prostu holowały swoich liderów, tak jak robiły to zwłaszcza na pierwszym etapie, tym piekielnie trudnym z powodu nawałnicy i gradu - do Bydgoszczy. Wtedy chodziło o to, aby liderzy grup dojechali tak do mety. Rafał Majka, najlepszy góral Tour de France, jechał bezpiecznie między kolegami z Tinkoff-Saxo, omijając zwalone konary z drzew.

Nie wszystkim się udało tak gładko - wielominutowe straty ponieśli faworyci Włosi Fabio Aru, trzeci zawodnik Giro d'Italia, i Moreno Moser, a także Kolumbijczyk Julián Arredondo.

Na etapie do Rzeszowa grupa Omega Pharma-Quick Step miała inne zadanie niż holowanie lidera - chroniła Vakocia, aby jak najdłużej miał na sobie żółtą koszulkę lidera, którą zdobył wspaniałą samotną akcją na drugim etapie z metą w Warszawie. I Vakoć ją będzie miał przynajmniej jeszcze dziś.

Czech to wyjątkowy przypadek w zawodowym peletonie - jest dwukrotnym mistrzem świata studentów. Tytuł zdobył w lipcu w Jeleniej Górze w jeździe indywidualnej na czas i wyścigu masowym. W sezonie rzeczywiście jest studentem Uniwersytetu w Pradze, dzieli dzień na treningi i na studia ekonomiczne o małym i średnim biznesie. Nawet na wyścigach w hotelu poświęca wieczór na naukę. Chce zostać magistrem w ciągu najbliższego półtora roku. Jeździł dla amatorskiego klubu francuskiego CC Etupes, ale zrezygnował w rzadki w kolarstwie sposób - wysłał list z podziękowaniami, napisany piękną francuszczyzną, tak sympatyczny, że szefowie w ogóle nie mieli do niego pretensji.

Ale w Rzeszowie Vakoć nie miał szans ze sprinterami, zresztą nie musiał. Ważne, aby przyjechał w głównej grupie.

Na decydujące metry dla swojego kolarza pracowała tam grupa Belkin. Theo Bos schował się w grupie najszybszych kolarzy, ale finiszował skutecznie na ostatnich metrach, pokonując Słoweńca Lukę Mezgeca z Gianta i Michaela Matthewsa z Orica GreenEDGE. 30-letni Holender jest pięciokrotnym mistrzem świata na torze, srebrnym medalistą olimpijskim w sprincie z igrzysk w Atenach w 2004 roku. I znanym z tego, że nie przebiera w środkach. Pięć lat temu spowodował kraksę na wyścigu Dookoła Turcji. Złapał lidera wyścigu Daryla Impeya za łokieć i odepchnął w kierunku barierek. Impey mocno wyrżnął, ale do mety dojechał i wygrał cały wyścig. Międzynarodowa Unia Kolarska ukarała Bosa grzywną i dyskwalifikacją.

W środę etap z Tarnowa do Katowic, pagórkowate 232 kilometry. Dopiero w czwartek pierwsze góry, 178-kilometrowy etap z Zakopanego do Štrbskiego Plesa, gdzie trzykrotnie kolarze wjadą na wysokość ok. 280 metrów (premia górska 1. kategorii).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.