Redaktor też człowiek. Zobacz co nas wkurza na Facebook.com/Sportpl ?
Hushovd, czyli mistrz świata z grupy Garmin, pokonał w sprinterskim finiszu rodaka Edvalda Boassona Hagena (Team Sky). Norwegowie oraz wspomagający Hushovda Kanadyjczyk Ryder Hesjedal (też z Garmin) jechali na czele kilkunastoosobowej ucieczki, która oderwała się od peletonu.
Najciekawsze rzeczy działy się jednak za plecami uciekinierów. Choć góry wcale nie były wysokie, tak wielkich emocji w tegorocznym Tourze jeszcze nie oglądaliśmy. Na 14 km przed metą, w połowie niezbyt trudnego podjazdu pod Col de Manse (1268 m), zaatakował bowiem Alberto Contador (Saxo Bank). Broniący tytułu Hiszpan od kilku dni zapowiadał ofensywę, bo przez upadki w pierwszym tygodniu wyścigu stracił 4 minuty do prowadzącego Thomasa Voecklera (Europcar) i 2 minuty do pozostałych faworytów, ale mało kto spodziewał się, że ruszy do przodu jeszcze przed najwyższymi Alpami.
Pierwszy atak Contadora został odparty - Frank i Andy Schleckowie z Luksemburga (Leopard) oraz Voeckler z innymi góralami doszli do niego po kilkuset metrach. Ale po chwili Contador ponowił atak. Wtedy jego tempo wytrzymało już tylko dwóch kolarzy - Samuel Sanchez z baskijskiej grupy Euskaltel oraz trzeci w klasyfikacji generalnej Australijczyk Cadel Evans (BMC Racing).
Na szczycie Col de Manse ich przewaga nad Voecklerem i Schleckami przekraczała pół minuty. W opałach znaleźli się Włosi - Ivan Basso i Damiano Cunego, także liczący się dotąd w klasyfikacji generalnej. Oni nie wytrzymali nawet tempa grupy pościgowej.
Na zjazdach doszło do kolejnego zaskoczenia - Evans skontrował Contadora i zdołał odskoczyć na kilkadziesiąt metrów. Na mecie miał nad nim 3 sekundy przewagi. Najważniejsze są zyski Evansa nad pozostałymi faworytami. Australijczyk wyprzedził Voecklera i Franka Schlecka o 21 s, a nad Andym Schleckiem zyskał aż 1,09 min. W klasyfikacji generalnej przesunął się na drugie miejsce przed F. Schlecka i do Voecklera traci 1 min i 45 s. Contador do Andy'ego Schlecka traci tylko 39 s.
Contador, skutecznie uciekając w górach, zyskał psychologiczną przewagę nad Schleckami uważanymi za najsilniejszych obok niego górali. Być może zwiastuje to kolejne ataki Hiszpana w czwartek i piątek, gdy etapy skończą się już piekielnie trudnymi podjazdami pod Col du Galibier (2645 m) i Alpe d'Huez (1850 m). Być może jednak jeszcze ważniejsza jest świetna forma Evansa, która sprawia, że stał się głównym faworytem wyścigu. Australijczyk jest najlepszym czasowcem z walczących o zwycięstwo. Jeśli w Alpach utrzyma się w czołówce (lub nie straci dużo), w sobotę powinien przypieczętować sukces w etapie jazdy indywidualnej w Grenoble.
Francuzi wierzą w jeszcze jeden scenariusz - że zdarzy się cud i Voeckler dowiezie prowadzenie do mety. 32-letni sensacyjny lider, który przetrwał Pireneje u boku faworytów, przyznał kilka dni temu, że w Alpach nie ma najmniejszych szans. - Wierzycie mu? Bo ja nie. On tylko mówi, że jest słaby, żeby wszyscy go lekceważyli - powiedział Samuel Sanchez na Cyclingnews.com.
W środę peleton wjeżdża do Włoch. Na trasie z Gap do Pinerolo (179 km) jest m.in. podjazd do Sestrieres na 2000 m. Końcówka jest jednak z górki.
1. T. Hushovd (Norwegia, Garmin-Cervelo) 3:31.38; 2. E. B. Hagen (Norwegia, Sky) ten sam czas; 3. R. Hesjedal (Kanada, Garmin-Cervelo) 2 s. Klasyfikacja generalna: 1. Voeckler 69:00.56; 2. Evans 1.45; 3. F. Schleck 1.49; 4. A. Schleck 3.03; 5. Sanchez 3.26; 6. Contador 3.42; 7. Basso 3.49;... 56. Szmyd 56.42.
Groźne kraksy w Tour de France. "Zacznijmy szanować kolarzy"