W sobotę Maja Włoszczowska zdobyła w kanadyjskim Mont-Sainte-Anne złoty medal mistrzostw świata w kolarstwie górskim . Był to pierwszy taki tytuł w karierze Polki.
Andrzej Piątek: Najpierw trzeba znaleźć utalentowanego zawodnika, a później w mądry sposób go szkolić. To krótka i prosta recepta na sukces.
- Z każdą z dziewczyn naszej kadry, które sięgały po medale. Parametry wydolnościowe, ich cechy psychofizyczne pokazywały, że są to kolarki bardzo utalentowane. Tak w przypadku Majki, a później Oli Dawidowicz, tak i teraz z Paulą Gorycką [brązowa medalistka MŚ do lat 23] jestem pewien, że sięgniemy po kolejne sukcesy.
Da się to wszystko tak zaplanować? Przecież w kolarstwie górskim łatwo o nieprzewidziany wypadek.
- Wypadków przewidzieć się nie da, ale da się perfekcyjnie przygotować zawodnika do kluczowej imprezy. W ubiegłym roku w Canberze Majka również była przygotowana do zdobycia tytułu mistrzyni świata, ale potłukła się na ostatnim treningu przed startem. W Mont-Sainte-Anne wszystko zagrało. Przygotowanie, taktyka, perfekcyjnie poprowadzony wyścig.
- Jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, bo szefem firmy CCC, która wspiera nas od ponad roku, jest były kolarz Dariusz Miłek. Rozumie więc nasze potrzeby, wie, że aby osiągnąć mistrzostwo, trzeba mieć zapewnione warunki na światowym poziomie. Pomaga nam też Ministerstwo Sportu. Szkoda tylko, że środki te przekazywane są przez Warszawsko-Mazowiecką Federację Sportu, gdzie nie do końca rozumieją, na czym polega zawodowstwo.
- Z Klubu Londyn 2012 Majka dostaje w tym roku 620 tys. zł, ale część tych kosztów, około 20 proc., zabiera Warszawsko-Mazowiecka Federacja Sportu.
- Na tzw. koszty pośrednie. A na co dokładnie, tego nie wiem.
- Nie, bo to kwota niewystarczająca. Proszę policzyć sprzęt, a każdy z 20 rowerów w mojej grupie kosztuje ponad 20 tys. zł, obsługę, a potrzebuję w sztabie siedmiu zawodowców, żeby wszystko funkcjonowało na wysokim poziomie, podróże, zgrupowania, konsultacje, starty, odżywki...
Za odżywki i lekarstwa dla grupy zapłaciłem z własnej kieszeni. Za proszek do prania strojów też, bo tego Warszawsko-Mazowiecka Federacja Sportu nie rozlicza. W przeciwnym razie pewnie widzielibyśmy Maję Włoszczowską na podium w wyświechtanej po wyścigu koszulce...
Największy problem jest z lekarzami, bo dobry kosztuje fortunę. I dlatego kardiolog Robert Pietruszyński, który pracuje z nami, jeździ na zawody raz na dwa lata. W pozostałych przypadkach pomaga na telefon.
- Na treningach bardzo łatwo, bo realizują plan na zajęciach z dokładnością szwajcarskiego zegarka. Poza treningami różnie bywa. Bo to są właśnie kobiety...
- Gdybyśmy mieli taki budżet jak inne wysoko dotowane sporty, zdobywalibyśmy więcej niż jeden medal olimpijski. Bo pomysł na kolarstwo mamy.
- Nie zgadzam się z tym i koniec. Tysiące ludzi jeździ na rowerach górskich, a my zdobywamy medale w konkurencji olimpijskiej. To jest moja odpowiedź.
Bałam się czy wygram - Włoszczowska ?