- Ja w ten sposób nie wykorzystałbym tej sytuacji. Ci ludzie na pewno nie zasłużyli dziś na nagrodę fair play - mówił na mecie Schleck.
- Kiedy zaatakowałem, nie widziałem, że on ma problemy mechaniczne. Usłyszałem o tym później. Miałem już przewagę - tłumaczył się Contador.
Hiszpan odrobił w poniedziałek 31-sekundową stratę do Luksemburczyka i zyskał przy tym 8 s. Jest liderem, pierwszy raz w tegorocznym Tourze. Gdyby nie pech rywala, do zmiany miejsc w ścisłej czołówce pewnie by nie doszło, możliwe nawet, że to Schleck powiększyłby przewagę.
Właśnie on rozpoczął kluczowy atak na etapie. Cztery kilometry przed szczytem Port de Bales śmiało i pewnie wyskoczył z grupki czołowych kolarzy zupełnie niezauważony przez Contadora. Akcja mogła się powieść. Schleck ruszył do przodu z przyśpieszeniem bolidu Formuły 1, pognał za nim tylko Aleksander Winokurow, kolega z drużyny hiszpańskiego kolarza. - Czułem się bardzo dobrze - mówił dotychczasowy lider.
Ale zawiódł jego rower. Z zębatki spadł łańcuch. Schleck musiał się zatrzymać. Sam poprawił zepsuty mechanizm, a w tym czasie Contador i cała czołówka wyścigu była już daleko przed nim. Na premii górskiej różnica między dwójką prowadzących wynosiła 27 sekund, świetnie zjeżdżający Hiszpan w drodze do mety w ekskluzywnej pirenejskiej miejscowości Bagneres-de-Luchon dołożył jeszcze 12. Etap wygrał - już drugi raz z rzędu - francuski kolarz, mistrz kraju Thomas Voeckler.
Postawa Contadora nie spodobała się kibicom. Podczas dekoracji, kiedy zakładał żółtą koszulkę, został wygwizdany. - Te gwizdy nie są normalne, to wstyd - powiedział były francuski kolarz Laurent Jalabert.
Dyrektor sportowy grupy Saxo Bank, w której jeździ Schleck, całe wydarzenie przyjął ze spokojem, wstrzymał się z komentarzem na temat postawy rywala swojego kolarza. - Nie mogę tego oceniać, takie są po prostu okoliczności wyścigu. To był zwykły pech. Oczywiście nie jest fajnie stracić w ten sposób koszulkę lidera, to smutne, nic się jednak nie skończyło - mówił Bjarne Riis.
Francuscy komentatorzy porównywali to wydarzenie z sytuacją na drugim etapie. Wtedy - w okolicy belgijskiego Spa - kiedy co chwila dochodziło do kraks, w których jak muchy padali wielcy wyścigu, wszyscy na siebie czekali. W poniedziałek po defekcie Schlecka jechali w najlepsze.
- Naprawdę nie miało to porównania z tym, co się stało w Spa. Tak się zdarza. Są ludzie, którzy to zrozumieją, a inni nie - tłumaczył się Contador na konferencji prasowej. - Powtarzam, atakowałem, kiedy mu się to przydarzyło. Zresztą sądzę, że to nie te 30 sekund zdecyduje o zwycięstwie w Tourze.
Po tych wydarzeniach można liczyć, że między Hiszpanem i Luksemburczykiem nie będzie już walki na niby, jak w niedzielę, kiedy obaj wzajemnie się szachowali. "Entente cordiale (serdeczne przymierze), które panowało między Schleckiem i Contadorem, w brutalny sposób zakończyło się na Port de Bales" - pisze komentator francuskiego "L'Equipe". Pokonany Schleck jest żądny rewanżu. - Ta sytuacja tylko mnie zmobilizuje w następnych dniach - zapowiada.