Kolarstwo. Doping dopingiem, a peleton jedzie dalej

Kolejna antydopingowa krucjata w zawodowym peletonie. Zaciska się pętla wokół najlepszego obecnie kolarza świata Alejandro Valverde

30-letni Hiszpan zdaje sobie sprawę, że to jego ostatnie podrygi. Kiedy niedawno wjeżdżał pierwszy na metę szwajcarskiego Tour de Romandie, nawet niespecjalnie się cieszył. Zaraz po dekoracji Pat McQuaid, szef UCI (światowego związku kolarskiego), głośno powiedział, że to ostatni triumf lidera grupy Caisse d'Epargne. I nie chodziło mu nawet o rozpoczęte w sobotę Giro d'Italia, bo Valverde już od roku nie może wjechać do Włoch. Miał na myśli zawieszenie na najbliższe lata za dopingową aferę, w której bez ogródek padają pseudonimy Hiszpana - "Valv" i "Piti" (tak nazywa się pies kolarza).

Po Tour de Romandie Valverde znów objął prowadzenie w światowym rankingu Pro Tour. Zawdzięcza to coraz większej wszechstronności; do świetnej jazdy po górach dołączył ostatnio zaskakujące finisze, na których wyprzedzał - choćby w Szwajcarii - nawet klasycznych sprinterów. Valverde to także jedna z najbarwniejszych postaci zawodowego peletonu. Otacza go wianuszek kobiet, z roweru przesiada się do czerwonego ferrari, by zapozować czyhającym na niego dziennikarzom. Szczyt popularności osiągnął, zwyciężając w prestiżowej Vuelta a Espana oraz na pojedynczych etapach Tour de France. Valverde to wreszcie jeden z najbardziej znanych kolarzy uwikłanych w największą dopingową aferę kolarską "Puerto", na czele której stał spec od wspomagania Eufemiano Fuentes. Razem z Hiszpanem zarzuty postawiono prawie 60 kolarzom.

Afera "Puerto" wybuchła w 2006 roku, ale dopiero w zeszłym sezonie Włoski Komitet Olimpijski nałożył na Valverde dwuletnią dyskwalifikację, eliminując go skutecznie z Giro oraz Tour de France, którego ubiegłoroczne etapy wiodły m.in. przez Italię. Włosi złapali oszusta, porównując jego DNA z krwią kolarzy, którą przechowywał w lodówkach Fuentes. Zwrócili się też do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu w Lozannie, by kara za doping obowiązywała na całym świecie. I wszystko wskazuje na to, że dopną swego.

Valverde jest zdruzgotany, podobnie jak kilku innych kolarzy, których kilkanaście dni temu zdyskwalifikowano za jawne wpadki - Manuela Vazqueza (Andalucia-Cajasur), Mattię Gavazziego, Li Fuyu oraz Thomasa Freia. Ten ostatni był na tyle bezczelny, że najpierw zaprzeczał dopingowi, by kilkanaście godzin później przyznać, że nie spodziewał się wizyty kontrolera o szóstej nad ranem, przez co nie wypił odpowiednio dużo wody, by EPO w jego krwi nie zostało wykryte. Zawieszono również kolarzy, których wyniki badań odbiegają od norm podanych w ich paszportach biologicznych. Zarzuty postawiono Franco Pellizottiemu, Tadejowi Vajlavecowi oraz Jesusowi Rosendo. Zajmująca się dopingiem w UCI Francesca Rossi, która w marcu objęła stanowisko i wydała wojnę niedozwolonemu wspomaganiu, zapowiada, że należy liczyć się z kolejnymi głośnymi wpadkami.

- Nie wiem, co o tym myśleć - mówi "Gazecie" Sylwester Szmyd, najlepszy polski kolarz z grupy Liqiugas. Zawieszony Pellizotti to jego kolega z grupy, który miał jechać w rozpoczętym w sobotę Giro. - Jego krew przewożono ze zgrupowania na Teneryfie do centrum badań w Niemczech. Zmiany wysokości, kilka godzin w podróży, te wartości różnią się nieznacznie od normy. Co innego Valverde, którego sprawa jest ewidentna. Jeśli popadniemy w paranoję, być może niedługo okaże się, że każdy z nas ma coś za uszami, bo delikatnie wzrosły parametry krwi, np. na skutek zmiany wysokości.

Sprawdź nas na facebook.com/Sportpl ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.