Drużyna kolarzy MTB walczy o medal - wszystko w nogach Jezusa

Jedziesz na maksa przez kwadrans, może 20 minut. Musisz dać z siebie wszystko, inaczej drużyna ci tego nie wybaczy. Stawką jest medal mistrzostw świata - dla niektórych jedyna taka szansa w życiu.

Wyścig drużynowy polskiej kadry MTB o mistrzostwo świata minuta po minucie na twitterze www.twitter.com/iwanczyk_gw

Nie każdemu w wieku 18 lat zdarza się jechać na koniec świata do Australii, jeść, spać, trenować w sąsiedztwie Mai Włoszczowskiej, a później pracować na jeden z sukcesów srebrnej medalistki igrzysk w Pekinie. Maciej Adamczyk, zawodnik Sokoła Kęty, w ostatniej chwili wygrał rywalizację z Emanuelem Piaskowym, swoim rówieśnikiem z Górskich Orłów Nowy Targ. Zdecydowały niuanse.

Adamczyk musiał jak każdy młody w drużynie narodowej przejść chrzest. Starsi koledzy, w tym weteran grupy, 31-letni Marcin Karczyński, obiecali już, że kiedy będzie spał, zetną mu długie włosy, przez które wszyscy nazywają go Jezusem. Stanie się tak, jeśli Adamczyk nie zawiedzie, będzie to dla niego dowód uznania. Jeśli da plamę, zniweczy wysiłek trzech innych kolarzy, mistrzów w swoich kategoriach. Będzie traktowany kurtuazyjnie, ale do zespołu jeszcze się nie wkupi.

Tak niewdzięczne jest kolarstwo górskie. W wyścigu drużynowym, zwłaszcza kiedy rzecz rozbija się o mistrzostwo świata, każdy pracuje na każdego.

We wtorek o 6.30 pierwszy pojedzie Karczyński, cztery razy medalista MŚ w drużynie, raz stanął na najwyższym podium. Pokona niespełna ośmiokilometrową rundę, ma za zadanie przyjechać za najlepszymi, czyli faworyzowanymi ekipami Szwajcarii, Szwecji, Francji i Włoch. 19-letni Marek Konwa, pierwszoroczny młodzieżowiec, utrzyma miejsce, a może nawet i je poprawi. Maja Włoszczowska, liderka polskiej ekipy, jeszcze wyśrubuje wynik. Na końcu wszystko i tak będzie zależało od Jezusa. Tzn. Adamczyka.

O Adamczyka wszyscy drżą, bo potrafi pokonywać przeszkody, na których wykładają się największe gwiazdy, ale potrafi też wyłożyć się na prostej drodze. Potrafi także upaść na skały i zniszczyć karbonową ramę roweru za kilka tysięcy złotych. Pal licho pieniądze, nie ma dla niego drugiej ramy, bo w podróż na drugi koniec świata każdy zabiera ze sobą swój jeden, jedyny rower.

- Bardzo Groźne Żądła - śmieje się Andrzej Piątek, trener i menedżer polskiej ekipy. Nawiązuje do sponsora kadry, Banku BGŻ, pod którego szyldem jeżdżą jego zawodnicy w biało-czerwonych barwach. - Potrafią ukąsić wszystkich faworytów. Stać nas na medal.

We wtorek rano australijskiego czasu Adamczyka czeka poważna rozmowa z trenerem Piątkiem. Musi dowiedzieć się, że wszystko w jego rękach. Dzień wcześniej jej uniknął, by móc w spokoju przespać kilka godzin przed największym sportowym wyzwaniem życia.

Czytaj też blog Przemysława Iwańczyka ?

Więcej o: