Choć tegoroczne Giro d'Italia, póki co, zawodzi jeśli chodzi o poziom sportowych emocji, kibice nie mogą narzekać na brak typowego dla włoskiego wyścigu chaosu. W ciągu kilku ostatnich dni wokół Corsa Rosa wydarzyło się więcej, niż w całym kolarstwie przez kilka miesięcy, a to jeszcze nie koniec.
Choć wydawało się, że koronawirus na dobre odpuścił międzynarodowej rywalizacji sportowej, w kolarstwie znów jest o nim głośno. Głównie z tego względu z tegorocznego Giro d'Italia wycofało się już ponad 20 zawodników, a liczba rośnie. W środowy poranek ekipa Soudal Quick-Step poinformowała, że do chorego Remco Evenepoela dołączyło czterech kolejnych zawodników zespołu, co oznacza, że belgijski team będzie kontynuował walkę w Wielkim Tourze jedynie trzema kolarzami.
Jakby organizatorzy wyścigu mieli mało zmartwień, tegoroczna impreza jest też torpedowana przez pogodę. Od samego początku ścigania kolarzy nie opuszczają ulewne opady deszczu, które dodatkowo utrudniają rywalizację i sprawiają, że w peletonie brakuje już zawodnika, który nie byłby choćby lekko przeziębiony.
Zła pogoda ma też wpływ na trasę niektórych etapów, których przejechanie jest praktycznie niemożliwe. Dziś wiemy już, że piątkowy górski odcinek kończący się w szwajcarskiej stacji narciarskiej Crans Montana zostanie poprowadzony inaczej, niż wstępnie zakładano. Kolarze nie wjadą na małą przełęcz Świętego Bernarda ze względu na panujące tam warunki atmosferyczne i będą musieli skorzystać z położonego kilkaset metrów niżej tunelu.
Wszystkie kłopoty związane z wyścigiem dają się też we znaki podczas rywalizacji. Dobrym tego przykładem jest wtorkowy etap nr 10, na którym działo się zdecydowanie więcej niż powinno. Ze względu na bardzo kiepską pogodę od samego początku ściganie było niezwykle trudne, lecz z czasem niektórzy zawodnicy postanowili to wykorzystać.
Mowa o reprezentantach ekipy Bahrain Victorius, którzy na potencjalnie sprinterskim etapie postanowili zaatakować na mokrym i niebezpiecznym zjeździe, co mocno porwało peleton. Z tego względu, po wjechaniu na ostatni, płaski odcinek liczący ponad 60 kilometrów, tracący dużo czasu do czołówki sprinterzy zaczęli pogoń za ograniczoną grupą zasadniczą. To wywołało na trasie ogromny chaos, którego ofiarą został m.in. Alberto Bettiol.
Kilkadziesiąt kilometrów przed metą w peletonie doszło do kraksy, w której ucierpiał jeden z zawodników australijskiej ekipy Jayco-AlUla, do którego natychmiastowo wybiegł jeden z członków zespołu. Na jego nieszczęście chęć szybkiej pomocy leżącemu kolarzowi skończyła się wejściem pod koła rozpędzonej gwiazdy włoskiego kolarstwa, Alberto Bettiola. Spotkanie obu panów skończyło się bardzo nieprzyjemnym upadkiem, po którym omal nie doszło do rękoczynów.
Na szczęście obu panom nic się nie stało i Bettiol wciąż ma dużą szansę na wygranie jednego z pagórkowatych etapów, których do końca wyścigu pozostało jeszcze kilka. Jednym z nich będzie ten nr 11, który rozpocznie się około środowego popołudnia. Jednocześnie będzie to najdłuższy etap tegorocznego Giro d'Italia, liczący 219 kilometrów z Camaiore do Tortony.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!