Legenda odchodzi w zapomnienie. Był za dobry, by sięgnąć po największe sukcesy

Dawid Gruntkowski
Czy Nairo Quintana wyciągnął ze swojej kariery maksimum? I tak, i nie. Choć Kolumbijczyk był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym góralem XXI w., w jego "palmares", czyli liście triumfów, brakuje kluczowego - wygranej w Tour de France. Na drodze do prawdziwej wielkości stanął mu jeden rywal. Czy to już koniec jego kariery?

Kolumbijskie kolarstwo od lat jest jednym z najsilniejszych w stawce. Przez lata w peletonie pojawiali się niscy i wychudzeni zawodnicy z Ameryki Płd., którzy zaskakiwali umiejętnościami wspinania się, lecz poza tym nie mieli zbyt wiele do zaoferowania. Przykłady? Jose Rujano, Luis Alberto Herrera, czy Fabio Parra - zawodnicy, którzy w górach robili niesamowite rzeczy, ale do czołówki klasyfikacji generalnej wyścigów dostawali się od święta.

Zobacz wideo Jak zagra reprezentacja Polski? Santos wyjaśnia

Nairo Quintana był pierwszym Kolumbijczykiem, który na europejskich trasach potrafił zrobić coś więcej. Oczywiście jego zdecydowanie najmocniejszą stroną były wspinaczki na najtrudniejsze przełęcze w Alpach czy Pirenejach, lecz jednocześnie całkiem nieźle radził sobie na etapach jazdy na czas, a i rywalizacja "na wiatrach" (gdy wieje silny boczny wiatr, kolarze w peletonie mają mniejszą możliwość ukrycia się przed nim, co daje szansę porwania grupy w płaskim terenie), charakterystyczna dla północnej Europy, nie była mu straszna, dzięki czemu był w stanie walczyć o czołowe lokaty zarówno w Tour de France, jak i Giro d'Italia czy Vuelta a Espana. Słowem: był pierwszym kolarzem z kraju położonego w sercu Andów, który mógł zgarnąć najważniejsze skalpy w kolarskim świecie.

Zawsze pod górkę

- Jak miał nie zostać znakomitym kolarzem, jeśli jeżdżąc do szkoły w obie strony miał pod górkę - żartowali lata temu komentatorzy Eurosportu Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski. Zasadniczo żart ten niewiele mijał się z prawdą. Quintana urodził się w niewielkiej miejscowości Combita, z której na lekcje musiał dojeżdżać ok. 16 kilometrów (w jedną stronę faktycznie droga prowadziła pod górę). Aby jak najszybciej tę drogę pokonać, tata przyszłego kolarza zakupił mu stary rower MTB, na którym Nairo rozpoczął pierwsze, niewinne treningi. Nastoletni Kolumbijczyk jeździł też po okolicznych wioskach, sprzedając owoce i warzywa. W ten sposób udało mu się nie tylko wypracować umiejętność jazdy pod górę, ale i przyzwyczaić się do trenowania interwałów.

W cieniu wielkiego rywala

Kiedy spojrzy się na listę sukcesów 32-letniego kolarza, trudno jest nie docenić jego rezultatów. Zwycięstwo w Giro d'Italia i Vuelta a Espana, dwa drugie miejsca w Tour de France i cała masa wygranych mniejszych wyścigów etapowych dają w sumie 51 zawodowych triumfów. Bardzo niewiele brakowało więc, by Quintana dołączył do elitarnego grona zawodników, którzy mają na koncie "potrójną koronę" (wygrane klasyfikacje generalne trzech wielkich tourów - Giro, TdF i Vuelty). Na przeszkodzie stanął jeden człowiek - pewien szczuplutki Brytyjczyk urodzony w Kenii.

Czy Nairo miał pecha, że trafił na najlepsze lata Chrisa Froome'a? Z jednej strony tak, bo bez niego uznawany byłby dziś za najlepszego specjalistę od wyścigów wieloetapowych w ostatniej dekadzie, obok Vincenzo Nibalego. Z drugiej, wielkość zawodników polega na umiejętności radzenia sobie z każdym rywalem, a "Froomey" był dla Quintany nieosiągalny, szczególnie podczas Wielkiej Pętli. Co więcej, Kolumbijczyk nie potrafił też wykorzystać słabych stron rywala, mając wszystko, by tego dokonać.

Brak mentalności zwycięzcy

W kolarskim środowisku trudno znaleźć kibica, który byłby do Quintany nastawiony negatywnie. Przez lata 32-latek dał się poznać jako sympatyczny jegomość, który nie skrzywdziłby nawet muchy. Zdarzało się, że niektórzy dziennikarze decydowali się na żarty, sugerując, że do Nairo pasowałby wielki kapelusz, gitara i umiejętność odśpiewania "El Condor Pasa". 

Niestety pozytywny charakter Kolumbijczyka utrudnił mu też walkę o najwyższe cele. U Quintany zabrakło mentalności zwycięzcy, zdobywcy, który czasem lekko nagnie przepisy, aby dopiąć swego. Z tego powodu była gwiazda m.in. ekipy Movistar nie potrafiła wykorzystać niemałych umiejętności do wywarcia presji na rywalu. Dobrym przykładem jest Tour de France 2015, kiedy to Chris Froome w trzecim tygodniu rywalizacji notował wyraźny spadek formy. Choć Quintana atakował, jego próby dalekie były od szaleńczych. Zasadniczo Nairo ani razu nie postawił wszystkiego na jedną kartę, tak jak robi to choćby Tadej Pogacar, czy w przeszłości Alberto Contador. Gdyby nie to, wielkich triumfów na koncie Kolumbijczyka byłoby więcej.

Kiedy spojrzy się na karierę Quintany, w kilku miejscach można znaleźć błędne decyzje, które miały wpływ na rozwój Nairo. Jeden z nich wynika ze zbyt skromnego ego, które nie pozwalało walczyć o swoje, jak choćby w przypadku Richarda Carapaza, który wymusił odejście najpierw z Movistar, a potem INEOS.

U Quintany tego wyraźnie zabrakło. Mimo znakomitych wyników można było odnieść wrażenie, że Eusebio Unzue i jego współpracownicy nie do końca traktują go poważnie. Świadczy o tym choćby transfer Mikela Landy przed sezonem 2018, mający na celu wzmocnienie siły rażenia Movistaru na górskich etapach wielkich tourów. 

Wydaje się, że w związku z różnymi działaniami hiszpańskiej drużyny, 32-latek powinien dużo wcześniej spróbować czegoś nowego i poszukać motywacji i rozwoju w innym zespole. W związku z pozostaniem pod skrzydłami Eusebio Unzue Kolumbijczyk zaczął coraz bardziej oddalać się od ścisłej światowej czołówki i nawet transfer do Akrea - Samsic nie dał za wiele. Decyzja została podjęta za późno, a szkoda.

Czas wracać w rodzinne strony?

Teraz kiedy Quintana pozostaje bez zawodowej ekipy - choć sam odgraża się, że plotki o zakończeniu kariery nie są prawdą - spojrzenie na ostatnie kilkanaście lat w jego wykonaniu jest oczywiście nieco inne niż w trakcie jego kolarskiej przygody. Nairo mógł wyciągnąć więcej i było go na to stać. Z drugiej strony, czy sam kolarz może narzekać na karierę, kiedy nawet Egan Bernal, pierwszy kolumbijski zwycięzca Tour de France i jedna z największych gwiazd współczesnego peletonu, nie może jeszcze pobić jego rekordów?

Podejście Nairo i chęć kontynuowania kariery jest zrozumiałe, gdyż przed nim byłoby jeszcze kilka lat w światowej czołówce, ale trudno znaleźć rozwiązanie jego problemu. Sezon już się zaczął, a w Europie mało kto będzie chciał wydawać duże pieniądze, rozciągając budżet do granic możliwości. Wygląda na to, że przyszedł czas na powrót Quintany do Combity, tym razem na stałe.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.