Czwartkowy etap jazdy indywidualnej na czas zapowiadał się emocjonująco. Na niespełna 12-kilometrowej trasie znalazł się blisko 10-kilometrowy podjazd do Bukowiny Tatrzańskiej. W związku z tym stało się jasne, że do walki o zwycięstwo włączą się przede wszystkim górale, potrafiący dobrze jeździć "na czas". Wygrał Holender Thymen Arensman, a nowym liderem wyścigu został Ethan Hayter, który w czwartek był 3.
Jakub Kaczmarek był w czwartek najlepszym z Polaków, zajmując 34. miejsce ze stratą minuty i 21 sekund do Arensmana. Jak jednak przyznał, była to dla niego pierwsza "czasówka" w tym roku. - Zaginałem się na tyle, na ile mogłem. To była moja pierwsza "czasówka" w tym roku. Nie miałem okazji jeszcze siedzieć na rowerze czasowym. Może trochę za mocno zacząłem pierwszą część i zabrakło sił na końcowy podjazd. Próbowałem wyczuć ten rower, więc pojechałem na tyle, na ile mogłem - powiedział po zakończeniu rywalizacji.
Jego zdaniem czwartkowy etap, pod względem trudności, zasłużył na ocenę "7,5" (w skali 1-10). - Trzeba było bardzo mocno pojechać końcówkę. Ciężko było rozłożyć dobrze siły, początek był zdradliwy. Nie było wiadomo, czego się spodziewać po tej trudniejszej części - dodał Kaczmarek.
Kaczmarek po czwartkowym etapie zajmuje 28. miejsce w klasyfikacji generalnej, zdecydowanie prowadząc w klasyfikacji Polaków. Jak jednak podkreśla, czuje niedosyt ze swojego wyniku. - Fajnie byłoby znaleźć się w najlepszej "20". Ale dobre jest i to, co jest. Nie ma tragedii - zakończył.
W piątek na kolarzy czeka ostatni etap - prowadzący ze Skawiny do Krakowa. Na dystansie niespełna 178 kilometrów na kolarzy czekają dwie ostatnie górskie premie, w tym podwójnie punktowa premia I kat. na Bieńkówce. Rywalizacja zakończy się przed stadionem Cracovii. Wszystko wskazuje na to, że w czołówce klasyfikacji generalnej nie zajdą już żadne istotne zmiany, ponieważ do mety powinien dojechać cały peleton.