Dwumilionowy kraj zawstydza 40 razy większe Niemcy. Fenomen

Jakub Balcerski
- Mamy dwa miliony mieszkańców i mniej więcej tyle gwiazd w różnych dyscyplinach, co Niemcy z 80 milionami. Niesamowite - mówi Sport.pl o fenomenie sukcesów słoweńskich sportowców dziennikarz "Delo", Miha Simnovec.

W 2020 roku, gdy Primoż Roglić wygrał Vuelta Espana i ranking UCI na najlepszego kolarza sezonu, a w Tour de France przed Rogliciem był jeszcze młody Tadej Pogacar, "The Wall Street Journal" pisał, że zakończył się najlepszy tydzień w historii słoweńskiego sportu. Rok później Pogacar znów okazał się najlepszy, a w tym roku na metę wjechał jako drugi zawodnik klasyfikacji generalnej. "Marca" miała rację, porównując sportowy sukces kraju do siły wioski Galów przeciwko rzymskiemu imperium z komiksów o Asteriksie. Bo wioska Galów dziś jest w Słowenii i wciąż opiera się gigantom w świecie sportu.

Zobacz wideo Czy Iga Świątek nie lubi, gdy ktoś jej mówi co ma robić? Przypominamy wypowiedź z 2018 roku

79. Tour de Pologne79. Tour de Pologne Tour de Pologne

W Słowenii zaczęło się sportowe szaleństwo. Ziściły się marzenia kibiców

Dwa lata temu w Słowenii po raz pierwszy obchodzono Narodowy Dzień Sportu - 23 września. Trzy dni wcześniej Pogacar wygrał Tour de France, ale pomysł na Narodowy Dzień Sportu powstał wcześniej. I nie dotyczył kolarstwa: 23 września 2000 roku w Sydney Słoweńcy zdobyli pierwsze dwa złote medale igrzysk olimpijskich: Iztok Cop w wioślarstwie i Rajmond Debevec w strzelectwie. Narodowy Dzień Sportu ma być pamiątką tego wyczynu. Choć od tego czasu udało się już Słowenii kilka nie gorszych sportowych wyczynów i to w sportach, które przyciągają o wiele większą publiczność niż wioślarstwo i strzelectwo. Mieli świetnych skoczków - Primoża Peterkę, Roberta Kranjca czy Petera Prevca, mieli alpejkę Tine Maze czy reprezentantkę we wspinaczce sportowej Janję Garnbret. Do tego potrafili sprawić niespodziankę wicemistrzostwem Europy w siatkówce czy złotym medalem ME w koszykówce, gdzie pojawili się świetni Goran Dragić oraz Luka Doncić. Wkrótce przyszli i kolarze Pogacar i Roglić, którzy z miejsca stali się bohaterami narodowymi.

- Do tej pory najbardziej legendarnym sportowcem pochodzącym ze Słowenii był Miroslav Cerar, który jeszcze w czasach Jugosławii zdobył trzy medale olimpijskie w gimnastyce, z czego aż dwa złote. Do dziś wspomina się go tu jako wyjątkowego sportowca. Ale zwycięstwa w Tour de France, występy w NBA, oznaczają ogromny rozgłos. Zrobiło się w Słowenii szaleństwo - mówi Miha Simnovec, dziennikarz największej tutejszej gazety, dziennika "Delo". Ale na pytanie, czy nastała złota era słoweńskiego sportu, nie odpowiada jednoznacznie. - Na zewnątrz można odnieść takie wrażenie. Ale tu dziennikarze i kibice między sobą mówią bardziej o złotych erach w każdej z dyscyplin, nie łączą tego. W dodatku mają świadomość tego, że to na razie tymczasowe - wyjaśnił.

64 procent Słoweńców uprawia sport, ale system nie działa perfekcyjnie

Jak to się stało, że w Słowenii, która ma dwa miliony mieszkańców i dotychczas cieszyła się każdym, nawet najmniejszym sukcesem, teraz dokonał się sportowy cud? W kraju mówi się o tym, jak wykorzystywane są lekcje wf-u w szkołach czy promocja aktywności. 64 procent Słoweńców deklaruje, że uprawia sport. - Przez ostatnie dwadzieścia lat mocno inwestowaliśmy w system wychowywania sportowców i wspierania profesjonalistów - mówił "Marce" ambasador Słowenii w Hiszpanii, Robert Krmelj. Według Mihy Simnoveca takie słowa powtarza wiele osób na wysokich stanowiskach, a one nie są całkowitą prawdą. - Najbardziej do tezy nie pasuje Primoż Roglić. To świetny przykład tego, że najwybitniejsi sportowcy w Słowenii nie są efektem działania idealnego systemu. Przecież na początku trenował skoki narciarskie, z których zrezygnował po fatalnym upadku podczas treningu w Planicy. Znalazł drugi sport - kolarstwo, ale sam się na nie przestawił, nikt mu tego nie podpowiedział. To on osiem lat temu zaczął codzienne treningi i ciężką pracą doszedł do poziomu najlepszych na świecie - mówił nam Simnovec.

- O Pogacarze usłyszałem, gdy jednego dnia nasz kolega wrócił z zawodów i zaczął opowiadać o młodym zawodniku, który już niedługo będzie w stanie pokonać każdego. I teraz tak się stało - wspominał Simnovec. Karierę 22-latka pchnęła jednak do przodu decyzja o jeździe w UAE Team Emirates ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To pozwoliło mu nie myśleć dłużej o finansach i skupić się na rozwoju talentu.

Co z gwiazdami NBA? Doncić pochodził z koszykarskiej rodziny i na brak wsparcia nie mógł narzekać. - Pierwszą piłkę, a właściwie piłeczkę do kosza, dostał, gdy miał siedem miesięcy. Spodobała mu się. A może nie miał wyjścia, choć jego mama twierdzi, że nigdy do niczego go nie zmuszali. Interesował się zresztą różnymi sportami: futbolem, judo, narciarstwem alpejskim, a nawet jazdą na łyżwach. Ale koszykówka była częścią ich życia, bo ojciec Sasa do trzydziestki grał w Eurolidze. Ojcem chrzestnym Luki został za to Rasho Nesterović, który 12 sezonów spędził w NBA - pisał na Sport.pl Michał Gąsiorowski. - Luka często patrzy na to, skąd się wywodzi. Nie zapomina o swoich początkach. Gdy grał dla Realu Madryt, często zapraszał swoich trenerów na mecze - klasyki z Barceloną, czy te w europejskich pucharach. Wciąż ceni sobie ich uwagi. A gdy wraca do kraju, szklą mu się oczy - opisywał dziennikarz radia Val 202, Bostjan Rebersak.

Doncić musiał jednak wyjechać, żeby maksymalnie się rozwinąć. Starszy od niego Dragić sam mówił, że w czasie gry w Słowenii "jego rzuty nie były jeszcze dopracowane, bo był tak szybki, że chciał tylko wchodzić z piłką pod kosz, a nie pracował zbyt dużo nad pozostałymi elementami". To przyszło dopiero po transferze do Hiszpanii.

- W Słowenii wielką rolę odgrywają kluby. Są zarządzane przez ludzi o wielkiej pasji, często rodziców dzieci biorących udział w zawodach. Potrzeba ich wielkiej cierpliwości, zaparcia i pieniędzy, które niełatwo zdobyć. W kraju może nie być systemu, ale współpraca rządu, czy samorządów z klubami wygląda coraz lepiej. To zapewnia nam stabilność i wiem, że wygląda lepiej niż w innych krajach. Tym się wyróżniamy - oceniał Bostjan Rebersak. Czego Słowenia może zazdrościć Polsce? - Pewnie zainteresowania. U nas to nie ma prawa być tak globalne, jak u was. Ale cieszymy się chwilą, bo przecież jest pięknie - wskazywał dziennikarz.

Sukcesy Słoweńców efektem własnej pracy. Nie są "underdogami", ale zazdroszczą zarobków

W Lublanie nie dziwią dziesiątki boisk do koszykówki, a na nich nastolatki w koszulkach Luki Doncicia. Nie dziwi kilka hal wykorzystywanych do basketu, siatkówki, czy hokeja na lodzie. Ale czymś wyjątkowym z polskiej perspektywy jest fakt, jak Słoweńcy adaptują się do szkolenia w każdym z popularnych sportów. Od 50 lat w największym parku miejskim w stolicy istnieje kompleks skoczni Mostec, wykorzystywany przez klub Ilirija. Wygląda to tak, jakby w Polsce postawić podobny obiekt w Łazienkach. Po co? Może po to, żeby wychować mistrzynię olimpijską z Pekinu, Ursę Bogataj, która na skoczniach w Lublanie spędziła całe swoje dzieciństwo.

O swoich początkach i wnioskach dotyczących rozwoju karier opowiedzieli nam dwaj zawodnicy z zupełnie różnych okresów dla słoweńskiego sportu. To Tine Urnaut, od którego, jak twierdzą dziennikarze, dla słoweńskiej siatkówki wszystko się zaczęło i Rok Mozić, czyli jeden z największych talentów młodego pokolenia tutejszych sportowców.

- Dla mnie siatkówka była miłością od pierwszego wejrzenia. To wiele zmienia już na początku. Nie miałem komputera, mediów społecznościowych, czy smartfona. Najważniejsze było wyjść na dwór i grać w siatkówkę. Jeśli miałeś to szczęście i zdążyłeś posmakować tej ery, twoje podejście do sportu pozostawało wyjątkowe do samego końca. Warunki? Na początku byliśmy nigdzie. Ale potem juniorzy wyjeżdżali grać na wielkich imprezach, a z pierwszymi sukcesami tych kadr, zawodnikami interesowały się zagraniczne kluby z silnych lig. Rozwijaliśmy się tam już, gdy byliśmy młodzi. Dostaliśmy tę szansę i wykorzystało ją wręcz całe pokolenie. Co powiedziałbym zarządzającym naszym sportem? Żeby jeszcze większą wagę przywiązywać do tego, jak szkolą trenerzy. Mamy wspaniałych, utalentowanych ludzi, którzy sprawiają, że rośniesz. A jako siatkarz musisz poznawać i uczyć się coraz więcej, ale też nie zostawać w miejscu. Dziesięć lat temu siatkówka była w zupełnie innym miejscu, dwadzieścia lat temu była wręcz innym sportem. Jeśli zostanie ci przekazana odpowiednia wiedza, powinieneś już wiedzieć, co z nią zrobić. Wtedy wszystko masz w swoich rękach - opisywał nam Tine Urnaut.

- Wiele zawdzięczam mojemu ojcu, który był także moim trenerem. Wspierali mnie razem z mamą i jestem im bardzo wdzięczny. Gdy byłem mały, poza siatkówką starałem się zawsze trenować jednocześnie drugi sport. Często go zmieniałem, przez co stałem się wszechstronny. To ważny czynnik w rozwoju na początku kariery. Pracujemy też dużo w gronie młodych osób: zarówno w przypadku zawodników, jak i trenerów. To przynosi efekty. Jako Słoweńcy rodzimy się nieustępliwi. Od dziecka chciałem wyłącznie wygrywać. Płakałem, walczyłem, myślałem o tym, co mogę zrobić lepiej. To dlatego teraz jestem tu, gdzie jestem - wskazał za to Rok Mozić.

- Większość sportowców w Słowenii mogłoby się nazwać wyłącznie produktem własnej pracy i inwestowania w siebie pieniędzy. System byłby dobry, gdyby w każdym sporcie co roku można było mówić o jakimś sukcesie. Nie jest tak, że mamy ich mało, ale naprawdę nie widać w tym działania systemowego, czegoś, co wprowadzone kilka albo kilkanaście lat temu dawałoby teraz efekt. Mamy jednak świetnych trenerów i skautów. Poziom ich kształcenia coraz bardziej się zwiększa - wyjaśnił Miha Simnovec. Sam jest ojcem młodego skoczka narciarskiego. - Dzięki temu doskonale wiem, ile do tego interesu dokładają rodzice i że kluby sportowe nie funkcjonują do końca tak, jak powinny. Tam, gdzie skacze mój syn, jest tylko jeden zawodowiec i około piętnastu młodych skoczków. Zyskać sponsora, a z nim dodatkowe środki na sprzęt, wyjazdy na zawody czy zgrupowania, nie jest łatwo - dodał.

Pieniędzy może brakować, ale pewności siebie - nie. - Mamy mniej więcej tyle gwiazd w różnych dyscyplinach, co Niemcy z 80 milionami mieszkańców. To niesamowite - oceniał Simnovec. - Chyba każdy w Słowenii zaraził się optymizmem po naszych ostatnich sukcesach. Moje zawodniczki mają Roglicia, Pogacara czy Doncicia za swoich idoli. To, co osiągają, nas motywuje - mówił Sport.pl Aljosa Jemec, trener siatkarskich mistrzyń Słowenii, Kalcitu Kamnik.

Piłkarze największą bolączką słoweńskich kibiców. "Zawodzą od lat"

Czy jest coś, co się Słoweńcom w sporcie nie udaje? Tak. - To od lat gra piłkarzy, zwłaszcza reprezentacji - wskazuje Simnovec. Słowenii od 2010 roku nie było na żadnym wielkim turnieju. Wtedy do wyjścia z grupy zabrakło im jednego punktu, nie mogli sobie wybaczyć porażki 0:1 z Anglią, którą mieli szansę wyrzucić z turnieju. Siedem lat później znów przegrali z nimi 0:1, tym razem w meczu eliminacji mistrzostw świata, który praktycznie pozbawił ich szans na awans.

Teraz mają grupę zawodników grających w silnych zagranicznych klubach, choćby Jana Oblaka w Atletico Madryt czy Josipa Ilicicia w Atalancie. - Myśleliśmy, że gdy kilku zawodników zacznie grać na wyższym poziomie, to styl kadry też będzie lepszy i da wyniki. Ale tak się nie stało i piłka nożna nadal zawodzi Słoweńców - ocenił Simnovec. W swojej historii reprezentacja wciąż ma więcej porażek niż zwycięstw - 101 do 89. W ciągu ostatniej dekady aż pięciokrotnie zmieniano trenerów kadry. To tyle samo razy, ile od powstania Słowenii do mundialu w RPA - czyli w ciągu dziewiętnastu lat. Niektórzy żartują, że jedynym człowiekiem ze słoweńskiej piłki, któremu powodzi się na arenie międzynarodowej, jest prezydent UEFA, Aleksander Ceferin. Bo Damira Skominę, który w 2019 roku sędziował finał Ligi Mistrzów, jednak za często się krytykuje.

Przyszłość pełna kolejnych zwycięstw. "Możemy wygrywać w każdym ze sportów"

Słowenia nie ma dość i widzi piękną przyszłość całego swojego sportu, a zwłaszcza kolarstwa, upiększoną zwycięstwami Roglicia i Pogacara. A świat się ich boi, oskarżano ich już o nieczyste zagrywki. - Roglić i Pogacar rządzą na drogach Francji wśród zachwytów, ale i wątpliwości: mała Słowenia jest sportowym cudem, ale też w ostatniej dekadzie połowa z jej czołowych kolarzy została zawieszona za doping - pisał w swoim tekście dziennikarz Sport.pl, Kacper Sosnowski. Choć obaj osiągnęli już wiele, według ekspertów być może jeszcze więcej jest dopiero przed nimi. W przeciwieństwie do niektórych rywali mają mieć jeszcze margines na rozwój.

Gdzie Słoweńców najszybciej mogą czekać kolejne sukcesy? W oczekiwaniu na rozwój sytuacji kolarstwa pierwsi w kolejce są skoczkowie. Już w zeszłym sezonie byli blisko triumfu w Pucharze Narodów, w którym minimalnie ulegli Austriakom. W Pekinie niewiele do medalu brakowało doświadczonemu Peterowi Prevcowi, ale czeka się przede wszystkim na błysk Timiego Zajca. Do tej pory w Pucharze Świata nie potrafił utrzymać wysokiej formy przez dłuższy czas, choć w zeszłym sezonie został wicemistrzem świata w lotach, a teraz mogą przyjść jego kolejne sukcesy. Na wielkie rzeczy ma być także stać młodego Lovro Kosa. Miha Simnovec do listy życzeń dopisałby boks, który miał spore problemy finansowe, czy sporty motorowe, w których Słoweńcy nigdy nie brylowali. I żeby wreszcie nadzieje zaczął spełniać futbol.

Więcej o:
Copyright © Agora SA