Michał Kwiatkowski wraca do wysokiej dyspozycji. Polski kolarz triumfował w niedzielę w klasyku Amstel Gold Race pokonując na samym finiszu Benoita Cosnefroya. Polak wyprzedził Francuza o zaledwie kilka centymetrów, co pokazało dopiero ujęcie z fotokomórki. Dla 31-latka jest to ogromny sukces i powtórzenie wyniku z 2015 roku, kiedy to również udało mu się triumfować w tym wyścigu.
Kwiatkowski czekał na taki sukces aż 568 dni. To właśnie tyle czasu minęło od ostatniego wygranego przez Polaka wyścigu. Przez ten czas 31-latek brał udział w wielu rywalizacjach, ale zawsze czegoś brakowało. W dodatku w ostatnim czasie zmagał się z kilkoma chorobami, które odbiły się dość poważnie na jego zdrowiu i pokrzyżowały mu plany.
Z tego powodu zaraz po triumfie u Michała Kwiatkowskiego można było zobaczyć łzy wzruszenia. - Jedyne, co dla mnie było wzruszające, to faktycznie ostatnie miesiące i to, co działo się ze zdrowiem moim i mojej rodziny. W lutym miałem Covid, musiałem przebudować plan. Wróciłem o ścigania i w Katalonii przyplątała się grypa. Trudno było się pozbierać, ale się nie poddawałem. I dlatego było wzruszenie - powiedział polski kolarz w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Dziś jednak nie ma już śladu po chorobach, co Kwiatkowski udowodnił, triumfując w niezwykle wymagającej rywalizacji. - Fajnie postawić kropkę nad i. Dla mnie jako zawodnika oczywiście liczą się zwycięstwa, ale wiem też coś o sobie. W zeszłym roku nie wygrałem wyścigu, ale byłem dumny z tego, jak jechałem w igrzyskach olimpijskich, Tour de Pologne, Roubaix i tak dalej. Ważne jest to, że mentalnie byłem w grze o wygraną w najważniejszych wyścigach - stwierdził Polak.
Michał Kwiatkowski od 2016 roku jest zawodnikiem Ineos Grenadiers. Drugi triumf w Amstel Gold Race jest dla niego jednym z największych sukcesów w karierze obok zwycięstwa w wyścigu Mediolan-San Remo w 2017 roku i dwóch triumfów w Strade Bianche. Kwiatkowski to także mistrz świata z 2014 roku.