Przypomnijmy: jedna z fanek trzymała tekturowy transparent. W pewnym momencie odwróciła się tyłem do nadjeżdżających kolarzy, ponieważ chciała pokazać w kamerze pozdrowienia dla swoich dziadków. O tablicę zaczepił jednak niemiecki kolarz Tony Martin. Jego upadek wywołał kraksę, w której uczestniczyło kilkudziesięciu zawodników.
Dochodzenie w sprawie kraksy prowadziła żandarmeria w Landerneau. Kobieta, której zachowanie skutkowało wypadkiem może być oskarżona o doprowadzenie do "nieumyślnych obrażeń ciała spowodowanych naruszeniem obowiązku zachowania bezpieczeństwa lub ostrożności". Jak podawało "L'Equipe", grozi jej nawet rok pozbawienia wolności i grzywna w wysokości 15 tys. euro - gdyby najbardziej poszkodowani zawodnicy złożą na nią skargę imienną.
Organizatorzy Tour de France postanowili w czwartek wycofać się z pomysłu pozywania kibicki. - Wycofujemy naszą skargę, bo chcemy przypomnieć wszystkim o zasadach bezpieczeństwa podczas wyścigu. Jeśli przychodzisz na Tour, trzymaj swoje dziecko, swojego zwierzaka i nie przechodź nieostrożnie przez ulicę. I przede wszystkim szanuj zawodników. To oni zasługują na to, by ich pokazać w telewizji - powiedział dyrektor wyścigu Christian Prudhomme.
I choć organizatorzy zrezygnowali z pozwu przeciwko kobiecie, która doprowadziła do katastrofy na 1. etapie Tour de France, to nie musi być koniec całej sprawy. Nad pozwem zastanawiają się kolarze, którzy najbardziej ucierpieli w kraksie. - Nie wiem, co robić. Zastanawiam się nad pozwaniem tej kibicki do sądu. Straciłem cały Tour - powiedział Marc Soler w rozmowie z "La Vanguardia". Hiszpan w wyniku zdarzenia złamał kości obydwu rąk i musiał wycofać się z wyścigu.