Herosi więksi niż Grzegorz Lato i spółka. "Dla Polaków to było jak opium"

Fenomen Ryszarda Szurkowskiego nie polegał tylko na jego talencie, ale też - a może przede wszystkim - na pasji, za którą chcieli iść inni. - Zapamiętam go jako walczaka, który nawet po wypadku dzielnie walczył o siebie - wspomina jeden z jego wychowanków Marek Leśniewski.

W latach 70., kiedy Grzegorz Lato zdobywał tytuł króla strzelców mundialu i wracał z drużyną z brązowymi medalami, dzieci marzyły, by zostać piłkarzami. Ale nie wszystkie. Część chciała zostać kolarzami, jak medaliści mistrzostw świata Ryszard Szurkowski i Stanisław Szozda.

Zobacz wideo Straszny wypadek na Tour de Pologne. "Widziałem mnóstwo krwi na asfalcie"

- W latach 70. większość chłopaków grała w piłkę, ale spora część była zafascynowana kolarstwem. Ja należałem do tej drugiej grupy. To były czasy, gdy grało się w kapsle, robiło na piasku różnego rodzaju tory. Na nich królowali właśnie Szurkowski i Szozda. To byli bohaterowie mojego dzieciństwa - mówi Sport.pl Marek Leśniewski, polski kolarz szosowy, dwukrotny olimpijczyk, zwycięzca Tour de Pologne z 1985 r.

W tym samym czasie odbywał się słynny Wyścig Pokoju – opium dla społeczeństwa, które pasjonowało się rywalizacją na trasie wielkiej imprezy i przeżywało ją tak, jak najlepszy film. I czekało na jej kolejne odcinki.

Kolarze stawali się herosami

- Podczas Wyścigu Pokoju w wioskach i miasteczkach były rozstawiane głośniki, z których słuchano relacji z trasy. Informacje przekazywane były o każdej pełnej godzinie i 30 minut po niej. To było tak ważne wydarzenie, że kolarze w maju stawali się herosami, na których skupiała się uwaga całej Polski - wspomina Leśniewski. To było też wydarzenie, które cztery razy wygrywał Szurkowski, czym zapewnił sobie miejsce w historii polskiego sportu, a do tego zawładnął umysłami nastolatków. Tysiące z nich też wsiadało na rower i bawiło się w Szurkowskiego, kolejni chcieli być tacy jak on i dwoma kółkami zajęli się poważniej. Leśniak sam zaczynał jeździć na rowerze, gdy Szurkowski na igrzyskach w Montrealu w 1976 r. wywalczył dla Polski srebrny medal. Nawet jeśli do świadomości nastolatków nie przemawiała do końca ranga tej imprezy, to ogólne wrażenie dyscypliny, w której Polacy są mocni, z pewnością funkcjonowało.

- W 1976 r. Młodzieżowy Dom Kultury w Bydgoszczy, w którym zaczynałem karierę, przeżywał oblężenie. Do różnych grup zapisywały się armie nastolatków. Byli sponsorzy w postaci firm państwowych, była moda na kolarstwo - maluje obraz tamtych czasów Leśniewski. Zresztą, gdy on zaczął się ścigać na szosach, nie było dużo gorzej. Ścigania uczuł go jeden z jego niedawnych bohaterów.

Nieprzeciętny talent, wielka siła woli i bardzo mocny organizm

- Moje pierwsze spotkanie z Ryśkiem, to moment, w którym on przejął kadrę narodową w 1985 r. Wtedy się zżyliśmy. Chwilę odbył się jeden z ostatnich jego wyścigów. Wspólnie wpadliśmy na metę pierwszego etapu zawodów w Radomiu. On był pierwszy, ja drugi, a Holender Tom Cordes trzeci. Mam zdjęcie, na którym stoimy na podium. Ja na drugim stopniu byłem niemal równy z Szurkowskim, ale stojący najniżej Cordes i tak nas przewyższał o pół głowy. Miał chyba ze dwa metry. Zabawnie to wyglądało. A Szurkowski, który jeździł wtedy ostatni rok i był już trenerem, wciąż był mocny w rywalizacji z młodszymi - wspomina Leśniewski. I przyznaje, że możliwość rywalizacji, a potem treningi pod okiem jednego z najwybitniejszych polskich sportowców, były niezwykłym doświadczeniem. Dla wielu Szurkowski był zresztą najlepszym polskim trenerem kolarstwa, pod którego okiem Polacy przywozili do kraju kolejne medale olimpijskie, mistrzostw świata czy - tak, jak Lech Piasecki - wygrali Wyścig Pokoju.

- Przypomniał niedawno Leszek Piasecki historię z Bułgarii, gdzie podczas mistrzostw kraju, po wypadku, peleton podzielił się na dwie części. My zostaliśmy w tej drugiej grupie, choć Piasecki miał wyścig wygrać. Szurkowski kraksą się nie przejął, sam wziął go na koło, dociągnął do pierwszej grupy, i Piasecki wyścig zdołał jeszcze wygrać. Żartowaliśmy potem, że my zasuwamy i trenujemy, ale gdyby nie forma trenera to Piasecki nie wygrałby tej rywalizacji. On nie dość, że miał nieprzeciętny talent i wielką siłę woli, to miał też bardzo mocny organizm. Myślę, że jakiejkolwiek dyscypliny by się nie dotknął, to w każdej odnosiłby sukcesy – opisuje Leśniewski.

Walczył do końca

Szurkowski po pracy z kadrą był m.in. szefem wyszkolenia Polskiego Związku Kolarskiego. Prowadził też zawodową grupę kolarską, a dekadę temu na rok został prezesem PZK. Miał też swój sklep rowerowy. Szurkowski nie zrezygnował jednak ze sportowej rywalizacji. Brał udział w wielu wyścigach dla kolarskich weteranów. Ten rozgrywany w Kolonii w lecie 2018 r. zakończył się dla niego tragicznie. Doznał na nim poważnego wypadku, w którym m.in. uszkodził rdzeń kręgowy. Przeszedł kilka operacji. Nie mógł po nich chodzić, nie ruszał lewą ręką. Kosztowna rehabilitacja, dzięki której uczył się funkcjonować w nowych realiach i walczył o jak największą sprawność, pochłaniała ogromne sumy. To wtedy opowiedział o tym, co go spotkało głośno i zwrócił się o pomoc do środowiska sportowego.

- Spotkaliśmy się w 2019 r. na 100-leciu PKOL-u na wielkiej gali w Teatrze Wielkim. Ryszard był wtedy w dobrej kondycji, pojawił się wraz z małżonką. Ktoś nawet zażartował sobie, że zaczyna już "przebierać nogami". Widać było, że jego rehabilitacja przynosi efekty. Mimo tego, że nogi miał przymocowane do wózka, rzeczywiście dało się zauważyć, że jego mięśnie zaczynają jakoś funkcjonować. Mimo niedowładu, jaki przydarzył mu się po wypadku, zapamiętam go jako człowieka tryskającego humorem. Szczególnie gdy widział wokół siebie ludzi, z którymi był blisko związany. No i zapamiętam go też jako walczaka. Nawet po wypadku cały czas dzielnie walczył o siebie – wspomina Leśniewski.

Szurkowski zmarł w poniedziałek 1 lutego. Miał 75 lat. - Myślę, że wybitni sportowcy, tacy jak Irena Szewińska i Ryszard Szurkowski, którzy zachwycali cały świat, na zawsze będą narodowymi bohaterami. W dowód pamięci i uznania za wszystko, co Ryszard uczynił dla polskiego sportu, wskazane będzie udekorowanie pośmiertne odznaczeniem, które Prezydent RP przyznaje w tak ważnym momencie. Jest to jedna z ostatnich rzeczy, które możemy dla niego zrobić - kończy Leśniewski.

Więcej o:
Copyright © Agora SA