Niezwykłe wspomnienia Szurkowskiego. "Jego treningi były mordercze, ale nie siedział w aucie..."

- Jego treningi były mordercze. Ale jak mieliśmy narzekać, gdy on zamiast siedzieć w samochodzie jechał razem z nami? - Lech Piasecki wspomina zmarłego w wieku 75 lat Ryszarda Szurkowskiego. - Zawsze chciałem być taki jak on: mój idol z lat młodości, później rywal i kolega z peletonu oraz trener, przyjaciel i wielki mistrz - łamiącym się głosem mówi dwukrotny mistrz świata i jedyny polski lider Tour de France.

Ryszard Szurkowski był najwybitniejszym polskim kolarzem w historii. Zmarł w poniedziałek 1 lutego. Od czerwca 2018 roku walczył o powrót do zdrowia po bardzo poważnym wypadku, który miał w trakcie wyścigu w Kolonii. 

Zobacz wideo Straszny wypadek na Tour de Pologne. "Widziałem mnóstwo krwi na asfalcie"

"Był oazą spokoju. Nie musiał krzyczeć"

O wspomnienie legendy poprosiliśmy Lecha Piaseckiego. - Pod wodzą Ryszarda osiągnąłem swoje największe sukcesy w peletonie amatorskim. Zawsze będzie mi się kojarzył z tymi radosnymi chwilami. Razem ich dużo przeżyliśmy. Był wspaniałym człowiekiem, wspaniałym przyjacielem, znakomitym kolarzem. To taki człowiek, który nie miał wrogów. I z którym wszyscy się liczyli, którego wszyscy szanowali. On był oazą spokoju. Kiedy był trenerem, to nigdy z nim nie dyskutowaliśmy. Robiliśmy wszystko, co Ryszard kazał, bo zawsze było tak, jak zakładał. W każdej dziedzinie życia był wyjątkowy. Takich ludzi już naprawdę nie ma.

- Nie musiał na nas krzyczeć. Wiedzieliśmy, że ma rację. Zresztą, treningi były mordercze, a on zamiast siedzieć w samochodzie jechał razem z nami. Jeżeli Rysiek coś robił, to znaczyło, że my też chcemy, musimy, że damy radę.

Rysiek wpoił nam taką myśl: "Nieważne, kto wygrywa, ważne, że wygrywamy my"

- Kiedyś byliśmy na obozie w Zakopanem. W planach na następny dzień był rower, ale w nocy spadł śnieg i rano dalej padał. Było bardzo zimno. Po śniadaniu siedliśmy na dole, przy recepcji i czekaliśmy aż przyjdzie Ryszard i powie, co będziemy, jak zmieniamy plany. A Szurkowski zszedł ubrany na rower i mówi: "A co wy tu robicie? Za pięć minut wyjeżdżamy". Wszyscy pobiegli się ubrać i pięć minut później ruszyliśmy z COS-u na Morskie Oko. Takie sytuacje utwierdzały nas w tym, że musimy działać jak on, jeśli naprawdę chcemy być jak on.

- Nasza kadra mnóstwo czasu spędzała razem na zgrupowaniach i wyśigach. Byliśmy bardzo zżyci, zaprzyjaźnieni. Rysiek wpoił nam taką myśl: "Nieważne, kto wygrywa, ważne, że wygrywamy my". U nas nie było zazdrości o jakiś wyścig. Wygrywał jeden z nas, ten, który akurat danego dniał był narzędziem w ręku naszej drużyny. Bardzo dobrze się z tym czuliśmy.

"Zawsze chciałem być taki jak on: mój rywal, trener, przyjaciel i wielki mistrz"

- Dzięki Ryśkowi zostałem kolarzem. Oczywiście, że jako dziecko grałem w kapsle. I zawsze chciałem być Szurkowskim. Od najmłodszych lat był dla mnie idolem. Jak dla wszystkich, którzy chcieli być kolarzami. Jego sukcesy sprawiły, że braliśmy rowery i marzyliśmy, że będziemy jak on.

- Kiedyś z okazji urodzin Ryszarda wrzuciłem gdzieś w mediach społecznościowych post. Napisałem mniej więcej tak: Zawsze chciałem być taki jak on: mój idol z lat młodości, później rywal i kolega z peletonu oraz trener, przyjaciel, wielki mistrz - Ryszard Szurkowski

Więcej o: