Wstrząs po filmie Lance'a Armstronga. "Logika przedszkolaka i gwałt na prawdzie"

Dawny wróg Lance'a Armstronga Filippo Simeoni mówi: już się pogodziliśmy, przeprosił mnie, każdy zasługuje na drugą szansę. Ale dawny kompan Armstronga Tyler Hamilton ostrzega: Lance ciągle serwuje tylko półprawdy.

Ta scena pozostaje jednym z symboli rządów Lance’a Armstronga w peletonie: 18. etap Tour de France 2004, Amerykanin rusza, by zlikwidować ucieczkę sześciu kolarzy, wśród nich Filippo Simeoniego. Armstrong ma już właściwie w kieszeni kolejne zwycięstwo w Tourze, ucieczka mu nie zagraża, nawet jego koledzy z drużyny są zaskoczeni tym skokiem do przodu. Ale Armstrong ma z Simeonim wiele rachunków do wyrównania. Włoch to skruszony dopingowicz, który wrócił do peletonu po dyskwalifikacji i zeznaniach obciążających doktora Michele Ferrariego.

Armstrong, który pracował z Ferrarim, nazwał Simeoniego kłamcą w wywiadzie dla „Le Monde” w 2003, Włoch odpowiedział na to pozwem o zniesławienie. Na trasie wspomnianego etapu Tour de France 2004 Armstrong doprowadził w końcu do tego, że Simeoni odpada od uciekinierów i został z nim. Amerykanin położył mu rękę na plecach i zaczął mówić, niezrażony tym, że kamery są w nich wycelowane. – Zrobiłeś błąd, że zeznawałeś przeciw doktorowi Ferrariemu. Zrobiłeś błąd, że mnie pozwałeś. Ja mam czas, mam pieniądze i mogę cię zniszczyć – relacjonował później te groźby Simeoni śledczym Amerykańskiej Agencji Antydopingowej, podczas śledztwa, które wykluczyło Armstronga dożywotnio ze sportu.

Zobacz wideo Michał Kwiatkowski w 'Wilkowicz Sam na Sam': Jeśli ktoś oszukuje przez tak długi czas jak Lance Armstrong, to dobrze, że został wyklęty ze sportu

"Tak, Armstrong specjalnie przyleciał, żeby mnie przeprosić. Odpokutował, ja nie żywię już urazy"

Ta kara była tak surowa nie dlatego, że Armstrong brał doping, bo to samo brało wielu kolarzy, również jego kolegów z drużyny, i dostali dużo łagodniejsze kary. Jego USADA ukarała bez litości za to, że to on dopingowy wyścig w swoich grupach kolarskich napędzał, zastraszał wrogów wyzwiskami, pozwami, groźbami. Emmę O’Reilly, jedną ze swoich zaufanych współpracownic, nazwał ku**ą i alkoholiczką, gdy zdradziła szczegóły jego zatuszowanej dopingowej wpadki z jednego z Tourów (Armstrong wziął wtedy doping dożylnie, ale skłamał, że zakazana substancja była w kremie na otarcia, i uniknął kary). Davida Walsha, dziennikarza „Sunday Timesa”, który pisał o swoich podejrzeniach wobec Armstronga, upokarzał publicznie.

W niedzielę miał telewizyjną premierę "Lance", film dokumentalny o Armstrongu, nakręcony na zlecenie ESPN. Dokument jest znakomity, ale wywołał ogromne kontrowersje, jak każdy materiał o Armstrongu. Dla wielu było tam za mało skruchy, a za dużo wątków, które miały uczłowieczyć postać, którą osądzono już jako potwora sportu: skomplikowana historia rodzinna, poczucie bezradności, gdy w peletonie pojawiło się syntetyczne EPO i ci, którzy mieli do niego dostęp, zaczęli uciekać reszcie. Syntetyczna erytropoetyna, wynalazek amerykańskiej firmy Amgen, lek na niedokrwistość, to było dopingowe paliwo rakietowe, w porównaniu do innych rodzajów wspomagania w sportach wytrzymałościowych. „To EPO-demia” – mówi w filmie jeden z kolegów Armstronga, tłumacząc, dlaczego również Lance i jego amerykańscy współpracownicy z peletonu zdecydowali, że trzeba zacząć się koksować na całego. Ale oni, w przeciwieństwie do Armstronga, szybciej zreflektowali się, że trzeba się do tego przyznać, przeprosić, pójść na współpracę ze śledczymi. Armstrong przyznał się dopiero wtedy, gdy był już skazany.

Wcześniej poświęcił mnóstwo energii i pieniędzy, by zniszczyć tych, którzy mówili prawdę. I np. David Walsh nie wybaczył mu mimo upływu lat, napisał w recenzji filmu, że reżyserka rzuciła Armstrongowi linę, ale on się na niej powiesił, bo po prostu taka jest jego natura: nie może się powstrzymać. Ale Filippo Simeoni zaskoczył w wywiadzie dla „Il Giornale” deklaracją, że on już nie żywi wobec Armstronga urazy. Mimo że Amerykanin doprowadził do tego, że Simeoni stał się czarną owcą peletonu. Włoch potwierdził słowa Lance’a, że w 2013 Amerykanin specjalnie przyleciał z USA, żeby z Simeonim porozmawiać i przeprosić go. – Przeprosiny były szczere. Nie ukrywałem w tej rozmowie, że przez lata byłem na niego zły. Że był ból, smutek, gniew. Ale już nie żywię urazy. On nauczył się na błędach, odpokutował za swoje czyny. Każdy zasługuje na drugą szansę – mówi Simeoni.

"Potrzebujemy całej prawdy. Bez niej to wszystko kiedyś wróci do kolarstwa. Włączcie stopery"

Były kolarz-dopingowicz Tyler Hamilton, jeden z tych, którzy najpierw pomagali Armstrongowi w wygrywaniu, a potem zeznawali przeciw niemu w śledztwie, oczekuje od Lance’a przede wszystkim pełnej prawdy. Bo na razie w filmie zobaczył półprawdy tak jak w wielu wyznaniach kolarskich mistrzów. – Chętnie bym zobaczył więcej prawdy w drugiej części filmu (emisja w niedzielę 31 maja – red.). Co, dlaczego, jak – to wszystko. I  nie mówię tego, by zaszkodzić Lance’owi, chodzi mi o przyszłość kolarstwa, o przyszłe pokolenia. Nie widzieliśmy dostatecznego rozliczenia się z przeszłością ani u niego, ani u wielu innych kolarzy – mówi Hamilton.

On, mistrz olimpijski z Aten, do swojej pełnej prawdy dochodził bardzo długo: był dwa razy łapany na dopingu i dyskwalifikowany, ale całą prawdę opisał dopiero w książce „Wyścig tajemnic”. Wcześniej w sprawie dopingowej dowodził swojej niewinności w kuriozalny sposób: przekonywał, że obecność obcej krwi w jego organizmie wcale nie jest efektem nielegalnej transfuzji, tylko chimeryzmu komórkowego:  Hamilton miał mieć brata bliźniaka, ale ten zmarł w łonie matki, a część jego komórek macierzystych wniknęła w organizm Tylera i przez to jego organizm produkował dwa różne typy krwi. Hamilton miał na to ekspertyzy naukowe itd. Wszystko okazało się bujdą.

- Tyle jest w kolarstwie cholernych półprawd, jak "dopingowałem się od tego momentu do tego, potem przestałem" itd. Mnóstwo tego. A my potrzebujemy prawdy, szczegółów. Jeśli nie odkryjemy w pełni, co się działo w przeszłości, to to kiedyś wróci. Poczekajcie tylko, włączcie stopery. Może gdybyśmy poznali pełną prawdę, moglibyśmy się pozbyć ludzi, którzy szkodzą kolarstwu, a wciąż są przy sporcie – mówi Hamilton w podkaście Off the Ball.

"Podnieśli się z sof fanboje Armstronga, wracają do gry. Ale ich argumenty to logika przedszkolaka. Gwałt na prawdzie"

Holender Thijs Zonneveld, współautor książki, która jest brutalnie szczerym rozliczeniem się Thomasa Dekkera z zawodowym peletonem i własną przeszłością ostrzega w swoim komentarzu do filmu, że logika, którą serwuje Armstrong – wszyscy brali, więc ja też musiałem – jest nie do przyjęcia. – Już podnieśli się ze swoich sof i wygodnych foteli fanboje Armstronga. Wracają do gry. Nie zabraniam nikomu mieć idoli, jakich chcą. Ale wymagam argumentów. Wszyscy brali, on bardzo ciężko trenował, jak wszyscy biorą, to już nie jest takie nie fair - to jest logika przedszkolaka. Gwałt na prawdzie. Doping naprawdę zmienia wszystko – pisze Zonneveld. A Hugo Camps, felietonista belgijskiego "Het Laatste Nieuws" pisze, że podziw dla atletyzmu Armstronga, który sportowcem był nadzwyczajnym, nie może oznaczać jakichkolwiek usprawiedliwień dla postępowania Amerykanina. – On teraz swoją dopingową przeszłość wykorzystuje jako źródło dochodów. Żyje od jednego ujawniania czegoś z przeszłości do drugiego. Nie ma tu cienia szlachetności. Zwykłe łapanie fuch. I won już z tym.

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Agora SA