Pięciu Polaków na starcie Vuelty. Dla kogo trzeci Wielki Tour w tym roku?

Gdyby relacje Vuelta a Espana z kolarskim światem próbować opisać językiem social mediów, najbardziej pasowałoby tu określenie: "to skomplikowane". Jest trochę jak młodsze rodzeństwo, które chce się bawić ze starszakami: niby robi wszystko tak samo jak oni (a bywa, że czasem o wiele lepiej), a mimo to jej osiągnięcia bywają kwitowane niecierpliwym parsknięciem: "ale przecież to tylko Vuelta".

Tomasz Marczyński o wypadkach w kolarstwie. "Trochę skóry zostawiłem na asfalcie"

Zobacz wideo

Z drugiej strony: należy do rodziny Wielkich Tourów, więc jej trofea stawiane są na tej samej półce, co puchary zdobyte w Tour de France i Giro d'Italia. Niemniej swoją legendę wciąż jeszcze buduję, a skutecznej drogi do bycia trwałą częścią kolarskiego kultu - wciąż jeszcze szuka. Jaki fragment swojej historii napisze w tym roku?

Największym problemem tego wyścigu jest jego niezbyt szczęśliwe ulokowanie w kalendarzu: pod koniec sezonu, ledwie kilka tygodni po Wielkiej Pętli i tuż przed mistrzostwami świata. To mimowolnie stawia Vueltę niejako w roli wyścigu o nagrodę pocieszenia dla tych, którym się nieszczególnie powiodło w dwóch pierwszych Grand Tourach. Dla innych bywa z kolei jedynie etapem przygotowań do walki o tęczową koszulkę, choć zdarzają się takie sezony (jak ma to miejsce chociażby w tym roku), że niektórzy kandydaci do walki o tęczę omijają Vueltę szerokim łukiem, bo do jazdy po pagórkach chłodnego Yorkshire dużo lepiej jest się przygotowywać choćby w Kanadzie, niż w rozgrzanej upałem Hiszpanii. 

A przecież na Vuelcie nie tylko upał daje się we znaki kolarzom. Co prawda na tegorocznej trasie jako płaskie oznaczono sześć etapów, ale nie dajmy się zwieść pozorom. Tak naprawdę płaskie są tylko dwa: otwierająca wyścig jazda drużynową na czas i kończący go „etap przyjaźni” do Madrytu. Na pozostałych upchnięto ponad 55.000 metrów przewyższeń, co oznacza, że będzie bardzo gorąco i bardzo pod górę. Może kilka pierwszych dni będzie jeszcze oszczędnie serwować trudności, ale już piąty etap, wiodący pod Obserwatorium Astrofizyczne Javalambre, kończył się będzie ponad 11-kilometrowym podjazdem. Później będzie już tylko ciekawiej. 

Jakby tego wszystkiego było mało, wyścig przydarza się co roku w szczycie okresu transferowego, a to oznacza, że spora grupa kolarzy będzie się starała korzystnie „sprzedać” potencjalnym nowym ekipom. Może nie będzie to walka o główne role, bo te w większości są już obsadzone, ale o udział w znaczących epizodach powalczy w tym roku aż 78 kolarzy – tylu bowiem stanie jutro na starcie w Salinas de Torrevieja bez ważnego na przyszły rok kontraktu (lub z ważnym, ale jeszcze nie ujawnionym, bo i takie sytuacje nie są w tym gorącym okresie niczym szczególnie dziwnym). Z dużym prawdopodobieństwem to oni będą walczyć o etapowe zwycięstwa, a niewykluczone, że kilku z nich spróbuje też zamieszać w klasyfikacji generalnej. 

Aż pięciu Polaków na starcie

My jednak będziemy bacznie się przyglądać poczynaniom biało-czerwonych, których na starcie wyścigu stanie w sobotę aż pięciu: Rafał Majka i Paweł Poljański z BORA-hansgrohe, Tomasz Marczyński z Lotto Soudal i dwóch zawodników CCC Team: Szymon Sajnok i Paweł Bernas.

Naturalnie największe oczekiwania formułowane są wobec Rafała Majki, który w 2015 roku stał już na najniższym podium Vuelty, obok Fabio Aru i Joaquina Rodrigueza. Ale to było cztery lata temu, jeszcze przed serią kraks i nieudanych występów w Tour de France, a Majka reprezentował wówczas zespół charyzmatycznego Olega Tinkova – człowieka, który z jednej strony potrafił skutecznie motywować swoich kolarzy (często również obietnicami bez pokrycia), ale z drugiej: pozwalał im na odrobinę szaleństwa i fantazji, dzięki którym wielu z nich – w tym Majka – sięgało po fascynujące sukcesy. Dzisiejszy zespół BORA-hansgrohe zdaje się być coraz bardziej podporządkowany precyzyjnym założeniom taktycznym, w których nie ma miejsca na spontaniczne decyzje i fantazyjną jazdę. I choć poszczególni kolarze wciąż głośno deklarują, że w ekipie panuje znakomita atmosfera, zespół coraz szczelniej odgradza się od kibiców i dziennikarzy, wypuszczając w świat czasem tak kuriozalne oświadczenia, jak to Rafała Majki, „bardzo zadowolonego” z 9. miejsca w Tour de Pologne, w którym występ miał być popisem przed polską publicznością, a okazał się jedynie etapem przygotowań do startu w Vuelcie.

Nie można oczywiście odmówić dyrektorom sportowym BORA-hansgrohe skuteczności (zespół ma do dziś na koncie 42 zwycięstwa w sezonie), możemy więc liczyć na to, że Paweł Poljański, Felix Großchartner, Davide Formolo i Gregor Muhlberger okażą się dla Rafała Majki wystarczająco silnym wsparciem w walce o wysoką pozycję w klasyfikacji (a może przynajmniej nie zostawią go samego po defekcie na wietrznym etapie, jak miało to miejsce przed rokiem). Warto jednak pamiętać, że pamięć o podium sprzed 4 lat i wygranym etapie w 2017 roku nie odejmują sekund na starcie. O każdą Majka będzie musiał w tym roku walczyć od nowa.

Tomasz Marczyński niczego nie obiecuje, ale na starcie Vuelty stanie podwójnie zmotywowany. Od tragicznego wypadku i śmierci Bjorga Lambrechta podczas Tour de Pologne w cały zespół Lotto Soudal wstąpiły jakby nowe siły, wkładane w walkę w imieniu tragicznie zmarłego kolegi. Do tego dla Marczyńskiego Hiszpania jest właściwie drugim domem, tamtejsze drogi zna doskonale, a w upalnym klimacie lubi jeździć najbardziej. Pamięta również o dwóch wygranych etapach przed dwoma laty, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że powtórzenie tego sukcesu łatwe nie będzie. Niemniej zapowiada walkę o wykorzystanie każdej nadarzającej się okazji do ataku.

W ekipie CCC Team podobnie zmotywowany jest Szymon Sajnok. Bardzo liczył na dobry występ w Tour de Pologne, ale ze startu zrezygnował w ostatniej chwili, wciąż mocno poobijany po kraksie na Tour de Wallonie, w którym jechał kapitalnie, ulegając na jednym z etapów tylko Arnaud Demare. W Krakowie pojechał jeszcze na trening, ale ból okazał się jednak zbyt dokuczliwy, by wystartować. „Odbiję to sobie na Vuelcie” – zapowiedział wówczas, a ponieważ w dyspozycji jest znakomitej, na kończących się sprinterskim finiszem etapach powinniśmy go oglądać w czołówce. Jeśli tylko koledzy z drużyny będą w stanie go dobrze rozprowadzić, bo z tym elementem w CCC Team wciąż jeszcze bywa różnie. A rywali w sprincie będzie miał Szymon Sajnok godnych, bo walczyć będzie m.in. z Fernando Gavirią (UAE-Team Emirates), Fabio Jacobsenem i Maximiliano Richeze (obaj z Deceuninck – Quick Step), czy wreszcie z Samem Bennettem (BORA-hansgroge), który podczas ubiegłotygodniowego Binck-Bank Tour zgarnął trzy etapowe zwycięstwa z rzędu.

Paweł Bernas, drugi polski kolarz w składzie CCC Team, będzie raczej skoncentrowany na pracy w pomocy swoim kolegom, ale niewykluczone, że będzie się starał skorzystać z okazji do ucieczki i w niej liczyć na etapowy sukces. Liderem ekipy nominalnie będzie Hiszpan Victor De La Parte, ale niewykluczone, że w głównej roli wystąpi Patrick Bevin – autor dwóch z czterech indywidualnych sukcesów CCC Team w inauguracyjnym dla ekipy sezonie w World Tourze, gnębiony jednak nieprawdopodobnym pechem i udziałem w wielu kraksach, które wyeliminowały go z walki w dużej części sezonu. Jeśli tylko uda mu się uniknąć tego typu incydentów, waleczny Australijczyk będzie z pewnością jednym z mocniejszych punktów polskiej drużyny.

Kto powalczy o zwycięstwo?

Najczęściej w gronie faworytów wymienia się Primoża Roglića, który jest zdeterminowany do powetowania sobie przegranego wiosną Giro d’Italia. Przegranego głównie w wyniku kuriozalnych błędów: najpierw odpuszczenia ucieczki Richarda Carapaza, a później znikającego w tajemniczych okolicznościach wozu technicznego, którego zabrakło, gdy Słoweniec miał defekt. Motywacja, doskonałe umiejętności jazdy w górach i doskonała (no, prawie doskonała) organizacja zespołu Jumbo-Visma przemawiają na korzyść Roglića. Ale w gruncie rzeczy jego aktualna forma jest jedną wielką niewiadomą, bo od chwili, w której zszedł z 3. miejsca na podium Giro, widziano go na rowerze tylko podczas mistrzostw Słowenii, w których zajął 4. miejsce.

Na starcie Vuelty nie zobaczymy zwycięzcy Giro - Richarda Carapaza, który miał być cichą nadzieją Movistaru. W hiszpańskiej drużynie ponownie zobaczymy więc mistrza świata, Alejandro Valverde, walczącego o palmę pierwszeństwa z Nairo Quintaną, który po zakończeniu sezonu opuszcza szeregi Movistaru i przechodzi najprawdopodobniej do zespołu Arkea-Samsic. I chociaż Quintana zapowiada, że podczas Vuelty zamierza błyszczeć jaśniej, niż kiedykolwiek wcześniej, trudno upatrywać w nim kandydata do walki o zwycięstwo w wyścigu, bo trudno ten wyścig wygrać w pojedynkę, a nieszczególnie poważany w obecnej ekipie Kolumbijczyk raczej nie może liczyć na solidne wsparcie kolegów.

Z ciekawością będziemy zapewne obserwować poczynania Astany, w której podczas Vuelty prym wiódł będzie Miguel Angel Lopez – kolejny wielki przegrany tegorocznego Giro d’Italia. Czy utalentowany Kolumbijczyk dojrzał w końcu do roli lidera, zdolnego wykorzystać wielki potencjał drużyny, przekonamy się w ciągu najbliższych trzech tygodni. Na papierze zespół Astany wygląda bowiem niezwykle mocno, ale czy na tyle, by wyścig wygrać? Nie pierwsza to taka sytuacja w tym sezonie, a jednak dotychczas się nie udało.

Interesujący skład wyekspediowała do Hiszpanii drużyna Ineos, w której warto się bliżej przyglądać poczynaniom młodego Tao Geoghegan Harta, wspieranego m.in. przez doświadczonego Wouta Poelsa, Salvatore Puccio, Sebastiana Henao i Davida De La Cruz, który w ostatniej chwili zastąpił Kenny’ego Elissonde. Z całą pewnością ten skład nie jest jeszcze obietnicą walki o zwycięstwo, ale nie jest wykluczone, że w klasyfikacji generalnej trochę namiesza.

Na tle innych zespołów ciekawie wygląda również ekipa Mitchelton-Scott, pod wodzą Estebana Chavesa. Zawsze szeroko uśmiechnięty Kolumbijczyk, który na swoim koncie ma już drugie miejsce w Giro w 2016 roku, ale na większości dużych wyścigów startował w roli pomocnika dla któregoś z braci Yates, będzie miał tym razem okazję do popracowania na własny rachunek, a do pomocy będzie miał m.in. Mikela Nieve, czy Lukę Mezgeca, którego niedawno oglądaliśmy w zwycięskim samotnym rajdzie na ostatnim etapie Tour de Pologne.

A może błyśnie któryś z 36 hiszpańskich kolarzy, dla których domowy wyścig jest jednym z najważniejszych wydarzeń w kolarskim kalendarzu? Jesus Herrada (Cofidis)? Oscar Rodrigues (Euskadi Basque Country)? Daniel Navarro (Katusha)? Nie wiadomo, choć z całą pewnością wszyscy oni będą bardzo zdeterminowani do walki o możliwie najlepsze pozycje, tym bardziej, że przyszłość części z nich wciąż jeszcze nie jest jasna i od dobrego występu w Vuelta a Espana może w ich przypadku sporo zależeć.

Vuelta bywa zwyczajowo uważana za jeden z najciekawszych wyścigów pod względem sportowym. I chociaż w tym roku Tour de France znacząco podniósł w tym względzie poprzeczkę, to mimo wszystko bardzo trudna trasa i brak wyraźnych faworytów są swego rodzaju obietnicą wielkich emocji, jakich świadkami będziemy przez najbliższe trzy tygodnie.

Wyścig startuje w sobotę, 24 sierpnia, w położonym niedaleko od Alicante Salinas de Torrevieja. 21 etapów i 3.272 kilometry później zakończy się na Plaza de Cibeles w Madrycie. Który ze 176 startujących kolarzy dojedzie tam w czerwonej koszulce?

Relacje z wyścigu Vuelta a Espana transmitowane będą codziennie na antenie Eurosport 1.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.