Trzeci etap kolarskiego wyścigu Tour de Pologne wystartował na Stadionie Śląskim w Chorzowie, skąd kolarze udali się do Zabrza (150 km). Po tym, jak przejechali kilkanaście kilometrów, zaczął padać deszcz, a w peletonie doszło do kraksy. Bjorg Lambrecht uległ poważnemu wypadkowi. Na prostym odcinku drogi najechał na odblask wystający ponad asfalt, stracił panowanie nad rowerem i wpadł do rowu. Tam uderzył w betonowy przepust, który spowodował rozległe obrażenia klatki piersiowej i jamy brzusznej. Po blisko godzinnej reanimacji udało się przywrócić funkcje życiowe kolarza, który został przetransportowany do szpitala, gdzie zmarł na stole operacyjnym.
Jednym ze świadków tragedii był Marek Rutkiewicz, 38-letni kolarz.
- To było osiem pozycji przede mną. Widziałem, jak nagle stracił panowanie nad rowerem i od razu skręcił w lewo w rów. Akurat był tutaj przejazd betonowy. Nie miał szans ucieczki, stracił panowanie nad rowerem. Widziałem, jak był skulony w rowie, ale myśleliśmy, że nic poważnego mu się nie stało - mówił Marek Rutkiewicz w rozmowie z TVP Sport.
Marczyński o wypadkach w kolarstwie. "Trochę skóry zostawiłem na asfalcie"
Lambrecht był jednym z najbardziej utalentowanych młodych belgijskich kolarzy. Profesjonalny kontrakt z Lotto Soudal podpisał w zeszłym roku, był również wicemistrzem świata do 23 lat. To druga śmierć w historii Tour de Pologne - w 1967 roku na trasie zginął Jan Myszak. 22-letni kolarz Legii Warszawa wziął udział w kraksie, w wyniku której doznał obrażeń głowy i zmarł w szpitalu kilka godzin później.