Kolarstwo torowe. Jedyny sposób na zwycięstwo: jechać po prostu szybciej. I jeszcze szybciej

250 metrów drewnianej podłogi, ukształtowanej w charakterystyczną nieckę, kilku szaleńców na rowerach bez hamulców, dochodzące do 70 kmh prędkości i grad medali, które niemal z każdej wielkiej imprezy przywożą zawodnicy w biało-czerwonych strojach. Tymczasem w Polsce wiedza o kolarstwie torowym wciąż nie może dogonić sukcesów, jakie osiągamy w tej dyscyplinie. Warto zatem poznać ją bliżej. Tym bardziej, że już za dwa tygodnie w Pruszkowie startują już 116. Mistrzostwa Świata w kolarstwie torowym.

Kręć bez przerwy

Pierwszy kontakt z torem potrafi zmienić prawie wszystko, co wiesz o jeździe na rowerze. Jeśli nigdy wcześniej nie dosiadało się tzw. „ostrego koła”, czyli roweru pozbawionego wolnobiegu, pierwszą rzeczą, jaką trzeba sobie wbić do głowy jest to, że nawet na ułamek sekundy nie można przestać pedałować. Dopóki kręcisz nogami – jedziesz. Jeśli spróbujesz przestać, prawdopodobnie fikniesz efektownego kozła, bo to rower zacznie napędzać twoje nogi. Efekt mniej więcej taki, jakby to ogon machał psem.

Nie jest to bynajmniej fanaberia, zmierzająca do utrudnienia rywalizacji. Wprost przeciwnie: podstawowym powodem tego rozwiązania jest bezpieczeństwo zawodników. Ponieważ na torze jest stosunkowo niewiele miejsca i nie ma dokąd uciec, wszyscy jadący po nim kolarze muszą się poruszać z mniej więcej podobną prędkością. Zresztą z tego samego powodu rowery torowe pozbawione są hamulców. Zasada jest prosta: jedziesz tylko do przodu. Czym szybciej, tym lepiej dla ciebie i innych. I pod żadnym pozorem nie wolno ci gwałtownie zmienić toru jazdy, bez upewnienia się, że nie zajeżdżasz drogi komuś, kto jedzie szybciej od ciebie.

Na opanowaniu „ostrego koła” trudności się nie kończą, bo po kilku rozgrzewkowych okrążeniach na wewnętrznej, płaskiej części toru, trzeba w końcu przekroczyć wyznaczającą jego obwód czarną linię i wjechać na tę część obiektu, na której toczy się zasadnicza rywalizacja. I tu również nie obejdzie się bez pokonania oporu, jaki wiąże się z wjechaniem na podłoże, pochylone w najbardziej stromym miejscu aż o 45 stopni. Naturalnym odruchem byłoby skompensowanie tej różnicy i odchylenie się do pionu, ale wtedy lewą nogę trzeba by mieć znacznie dłuższą od prawej. Na dodatek obie są przypięte do pedałów, które kręcą się bez przerwy. Co tu zrobić?

Wbrew fizyce czy właśnie dzięki niej?

Jedyne możliwe rozwiązanie to jechać szybciej i zaufać prawom fizyki, bo to właśnie z nich wynika charakterystyczne ukształtowanie niecki toru kolarskiego. Gdy na zwykłej, płaskiej drodze pojawia się zakręt, kolarz musi się do niego odpowiednio przygotować: przerwać pedałowanie, nogę po wewnętrznej stronie łuku zatrzymać w górze, żeby pochylając w skręcie rower nie zaczepić pedałem o podłoże. Jednocześnie cały ciężar opiera się na nodze „zewnętrznej”, a ciało wychyla się w kierunku przeciwnym do skrętu, żeby środek ciężkości znajdował się możliwie najbliżej osi prostopadłej do podłoża. To nawet brzmi zbyt trudno. W zależności od tego, jak ostry jest zakręt, należy jeszcze odpowiednio do tego dostosować prędkość. Upraszczając: trzeba spełnić kilka warunków i wykonać kilka czynności, żeby zrównoważyć siłę odśrodkową, która wypycha kolarza na zewnątrz łuku.

W przypadku toru kolarskiego za zrównoważenie tej siły odpowiada właśnie krzywizna toru. Gdy patrzymy na to z boku, z pozoru wszystko wygląda tak samo: kolarz w skręcie nadal jest pochylony do wewnętrznej strony łuku. Ale w stosunku do podłoża wciąż znajduje się pod kątem prostym – zupełnie tak, jakby jechał po płaskiej drodze. Siła odśrodkowa, zamiast wypychać na zewnątrz, dociska rower do podłoża z sosnowych desek, z których zbudowany jest tor. To dlatego mimo dość ostrych wirażów na torze, wciąż można po nim jechać równym tempem, nie zwalniając (bo i jak, skoro nie mamy hamulców?) przed każdym zakrętem.

Szybko, coraz szybciej.

Fizyka, której działania doświadczamy na torze, w znacznej mierze wymusza to, co jest esencją całego kolarstwa torowego: prędkość. W pewnym sensie dzieje się to naturalnie, bo gdy na wyjeździe z wirażu masz wrażenie, że zamiast wyrzucać cię na zewnątrz, tor „wciąga” cię do środka, przyspieszasz wręcz odruchowo. Ale tę prędkość wymusza nie tylko kształt toru.

Żeby zbyt szybko nie opaść z sił musisz utrzymywać tempo jadących przed tobą, chowając się w ich aerodynamicznym „cieniu”. Każde wyprzedzanie kosztuje potrójnie: trzeba jechać szybciej od rywali, samemu stawić czoła oporowi powietrza i pokonać dłuższą drogę, bo wyprzedzać na torze zasadniczo można tylko po zewnętrznej, a na 250-metrowym torze różnica w jego obwodzie między czarną linią a zewnętrznymi bandami potrafi wynosić nawet 40 metrów, czyli ponad 15% jego długości. W niektórych konkurencjach, np. w madisonie czy wyścigu punktowym, specjalnie premiowane są okrążenia, nadrobione nad pozostałymi zawodnikami, co wiąże się z niewyobrażalnym wysiłkiem ze strony atakujących.

O ile w powszechnie znanym i popularnym kolarstwie szosowym decydujące dla zwycięstwa są często wytrzymałość, taktyka i znakomita organizacja pracy w drużynie, tak w kolarstwie torowym zdecydowanie najważniejszymi atutami zwycięzców są siła i dynamika, pozwalające w decydującym momencie osiągnąć największą prędkość, by pokonać rywali. Owszem, są tutaj również konkurencje, wymagające od kolarzy zmysłu taktycznego, a w kilku z nich niezbędna jest również perfekcyjna współpraca, ale ponieważ większość konkurencji rozgrywana jest na krótkich i średnich dystansach (najdłuższym wyścigiem jest 50-kilometrowy madison mężczyzn), czasu na taktyczne rozgrywki jest stosunkowo niewiele. Czasu na odpoczynek nie ma tu wcale.

Gratka dla kibiców.

Jednym z najczęściej pokutującym wśród kibiców stereotypem, jaki wiąże się z kolarstwem torowym, jest ten, według którego jazda w kółko po torze kojarzy się z nudą. Nic bardziej mylnego. Tor oferuje przede wszystkim bardzo bogatą różnorodność konkurencji, jakie są na nim rozgrywane: od indywidualnej jazdy na czas (500 metrów dla kobiet i 1000 metrów dla mężczyzn), przez sprinty i konkurencje w jeździe na dochodzenie (indywidualne lub drużynowe, w których zawodnicy startują po przeciwległych stronach toru i próbują się wzajemnie dogonić), kilka konkurencji średniodystansowych (np. stratch, zbliżony pod względem zasad do tradycyjnych wyścigów szosowych), aż po tak pasjonujące konkurencje jak keirin (rywalizacja rozgrywana w pierwszej części za prowadzącym stawkę motocyklem, tzw. derną, która zjeżdża z toru na 3 okrążenia przed metą, po czym zawodnicy walczą o zwycięstwo), czy z pozoru niebywale chaotyczny, ale niezwykle wciągający madison, rozgrywany w parach, w których zawodnicy jadą na zmianę, przekazując sobie prowadzenie przez efektowne „wypchnięcie” partnera.

Oficjalny program rozpoczynających się 27 lutego w Pruszkowie Mistrzostw Świata w kolarstwie torowym przewiduje rozegranie w ciągu pięciu dni aż dziesięciu konkurencji (zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn), ale w praktyce zobaczymy ich więcej, bowiem jedna z nich – omnium – jest w istocie kolarskim wielobojem, na które składają się cztery różne wyścigi, rozgrywane w ciągu jednego dnia. Może to być dla polskich kibiców jedna a najbardziej pasjonujących rywalizacji, bo ubiegłorocznego tytułu mistrza świata w tej konkurencji bronić będzie Szymon Sajnok – niezwykle utalentowany torowiec, a na co dzień kolarz worldtourowej drużyny szosowej Team CCC.

Zresztą szans na znakomite występy, a być może również na walkę o podium, wśród polskich kolarzy jest znacznie więcej. W składzie Reprezentacji Polski zobaczymy między innymi: Justynę Kaczkowską (wielokrotną medalistkę mistrzostw Europy w wyścigach na dochodzenie), Darię Pikulik i Urszulę Łoś (medalistki zawodów Pucharu Świata), Adriana Teklińskiego (mistrza świata w scratchu z 2017), Wojciecha Pszczolarskiego (m.in. aktualnego mistrza Europy i brązowego medalistę mistrzostw świata w wyścigu punktowym), Alana Banaszka (mistrza Europy w wyścigu punktowym w 2017 roku) i wielu innych, niezwykle utalentowanych kolarzy.

Ciekawostką jest fakt, że popularność kolarstwa torowego i znajomość rozgrywanych na torze konkurencji wciąż nie mogą dogonić sukcesów, jakie w tej dyscyplinie osiągają polscy kolarze. W ciągu ostatniej dekady, czyli mniej więcej od chwili oddania do użytku pruszkowskiej Areny, pod względem liczby medali, zdobywanych na mistrzostwach świata, Europy, Igrzyskach Olimpijskich, czy zawodach Pucharu Świata, kolarstwo torowe ustępuje jedynie lekkoatletyce. Tym bardziej warto przyjrzeć się tej dyscyplinie z bliska. Emocje, jakie towarzyszą tym pasjonującym, a nierzadko zupełnie szalonym zawodom, trudno jest porównywać z czymkolwiek innym.

Mistrzostwa Świata w kolarstwie torowym odbędą się w dniach 27 lutego – 3 marca na torze kolarskim Arena Pruszków, przy ulicy Andrzeja 1 w Pruszkowie. Szczegółowe informacje na temat imprezy oraz bilety na poszczególne dni zawodów są dostępne na stronie www.pruszkow2019.pl. Transmisje z większości konkurencji mistrzostw będą możliwe do obejrzenia na antenach Eurosportu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.