MŚ w kolarstwie - Innsbruck 2018. Bitwa o tęczę

Dwanaście mistrzowskich tytułów i tęczowych koszulek czeka na uczestników mistrzostw świata w kolarstwie szosowym, rozpoczynających się w austriackim Innsbrucku. Ale sięgnięcie po większość z nich będzie wymagało niemal nadludzkiego wysiłku. Organizatorzy przygotowali tak trudną trasę, że o tęczowy trykot - zwłaszcza w konkurencjach dla elity mężczyzn - toczyć się będzie nie walka, ale prawdziwa bitwa, którą przetrwają nieliczni. Początek tej batalii już dzisiaj. Wyczekiwany finał - w następną niedzielę, 30 września.

Rozpoczęło się niewinnie: niedzielną jazdą drużynową na czas kobiet, rozgrywaną na delikatnie opadającej, 54,5-kilometrowej trasie. Tutaj nie przewidziano żadnych niespodzianek, miało być po prostu szybko. Ale już na trasie dla drużyn męskich, po 40 kilometrach, wiodących tą samą, co w przypadku kobiet drogą, wyrasta nagle 4,6-kilometrowy podjazd o średnim nachyleniu 5,7% (max 13%). Z pozoru nic wielkiego, ale w przypadku 6-osobowych drużyn (na mecie liczy się czas czwartego zawodnika), w których nie wszyscy kolarze równie dobrze radzą sobie z pokonywaniem stromych podjazdów, taka przeszkoda może mocno pomieszać szyki. Rozgrywana w tym roku po raz ostatni konkurencja drużynowa (w zamyśle UCI mistrzostwa świata mają być imprezą tylko dla reprezentacji narodowych) może więc przynieść zupełnie nieoczekiwane rozstrzygnięcia.

W walce ekip męskich w szranki z broniącą mistrzowskiego tytułu z Bergen grupą Team Sunweb stanie z pewnością Team Sky (z Michałem Kwiatkowskim w składzie) oraz ekipa BMC, która od przyszłego sezonu występować będzie pod nazwą CCC Team. Na starcie drużynowej czasówki zobaczymy również aktualny zespół CCC Sprandi Polkowice, w składzie: Kamil Gradek, Adrian Kurek, Mateusz Taciak, Jan Tratnik oraz Łukasz Owsian i Szymon Sajnok (dwaj ostatni w przyszłym sezonie zasilą skład „nowego” CCC). Na trasie pojawi się również Maciej Bodnar, jadący w ekipie BORA-hansgrohe.

W poniedziałek i wtorek (24-25 września) indywidualne zmagania z czasem rozpoczną młodsi zawodnicy. Jako pierwsze na 20-kilometrową trasę wyjadą juniorki (zawodniczki do 18 roku życia), a wśród nich Marta Jaskulska – brązowa medalistka mistrzostw Europy, od dwóch lat okupująca w tej konkurencji fotel mistrzyni Polski. Również w poniedziałek na rampie startowej pojawią się orlicy (U23 - kolarze w wieku 18-23 lata), wśród których zobaczymy Filipa Maciejuka – bardzo utalentowanego zawodnika, jeżdżącego na co dzień w ekipie Leopard Cycling. Nie najłatwiejsza, nieco pofałdowana trasa zmagań w kategorii U23 mierzyć będzie 27,8 km. Na dokładnie tej samej trasie dzień później zobaczymy juniorów, z reprezentującymi Polskę Damianem Papierskim i Michałem Gałką, oraz elitę kobiet – niestety tym razem bez udziału polskich reprezentantek.

Środa (26 września) należeć będzie do elity mężczyzn, którzy wyruszą na 52,5-kilometrową trasę jazdy indywidualnej na czas. Pierwsze 30 kilometrów niemal zupełnie płaskie, jeśli nie liczyć kilku niewielkich „zmarszczek” na profilu trasy. Ale po minięciu 30. kilometra zaczną się atrakcje: blisko 5-kilometrowa wspinaczka, o średnim nachyleniu 7,1%. Cały ten podjazd wygląda groźnie, ale drugi i trzeci kilometr to dla czasowców prawdziwa męka: odpowiednio 10,5% i 9,6% nachylenia. Dalej będzie odrobinę łatwiej i choć może podjazd na Gnadenwald  nie spędza snu z powiek kandydatom do walki o tęczową koszulkę najlepszego na świecie specjalisty od jazdy na czas, to nie ma wśród nich nikogo, kto nie czułby przed tą trasą respektu.

W gronie kolarzy, walczących o tytuł, zobaczymy dwóch reprezentantów Polski: Macieja Bodnara i Michała Kwiatkowskiego. Bodnar ma z mistrzostwami świata swoje rachunki do wyrównania: do ubiegłorocznej imprezy przygotowywał się bardzo sumiennie, a wygrany podczas Tour de France etap indywidualnej jazdy na czas w Marsylii mocno go podbudował. Ale w Bergen wywrócił się już na pierwszym zakręcie, a kilkaset metrów dalej leżał po raz drugi. Dojechał jednak do mety, choć na dobry wynik nie było już najmniejszych szans. W tym roku wszystko podporządkował temu występowi: trasę w Innsbrucku przejeżdżał wielokrotnie, zna ją już niemal na pamięć. Pozostaje wierzyć, że tym razem opuści go pech, ale nie opuszczą siły na pokonanie Granenwaldu.

Michał Kwiatkowski od dłuższego czasu regularnie melduje się bardzo wysoko w klasyfikacjach etapów jazdy na czas, więc nie ma chyba nikogo, kto wątpiłby w jego umiejętności w tej konkurencji. Profil trasy może działać na jego korzyść, podobnie jak nieobecność kolegów z ekipy Sky: Gerainta Thomasa i Christophera Froome’a, czy doskonale jeżdżącego czasówki Primoża Roglića. Ale nie można zapominać, że tytułu mistrza świata będzie w Innsbrucku bronił znakomicie jeżdżący po górach Tom Dumoulin. Holender po Tour de France odpoczywał, wystąpił w międzyczasie tylko w Deutschland Tour, w którym zajął 4. miejsce. Będzie więc wypoczęty, podczas gdy Kwiatkowski od początku czerwca jeździ praktycznie nieustannie. Sięgnąć po tytuł w tej konkurencji będzie niezwykle trudno, choć medal – przynajmniej w teorii - jest w zasięgu Michała Kwiatkowskiego.

Czwartek (27 września) to początek zmagań z trasą wyścigu ze startu wspólnego. Trasa? Piekielna! (W przypadku wyścigu męskiej elity niemal dosłownie). Większość startów będzie miała miejsce w oddalonej o 90 kilometrów od Innsbrucku miejscowości Kufstein, tylko juniorki wystartują z Rattenbergu (40 km bliżej). W Innsbrucku nastąpi wjazd na 24-kilometrową pętlę, a na niej niespełna 8-kilometrowy podjazd na Igls, o średnim nachyleniu 5,7%, ale kilku dość długich odcinkach, sięgających 10%. Potem szybki zjazd i runda wąskimi, krętymi uliczkami Innsbrucku. Juniorki będą pokonywały tę pętlę raz (ich trasa łącznie będzie mierzyć 71,7 km), juniorzy dwukrotnie (132 km), orlicy będą mieli do przejechania 4 takie rundy (180 km).

Elita kobiet z podjazdem na Igls zmierzy się trzykrotnie (łącznie 156 km), ale największa bitwa rozegra się w niedzielę, 30 września, gdy na trasę wyruszą mężczyźni. Ich trasa prowadzić będzie rundą przez Igls aż 6 razy, ale na tym nie koniec. Ostatnie okrążenie będzie powiększone o dodatkową, 7,5-kilometrową pętlę, a na niej liczący niespełna 3 kilometry, ale za to średnio 11,5% nachylenia podjazd pod Gramartboten, który dzięki kilkusetmetrowej ściance, na której stromizna sięga nawet 28%, jest przez miejscowych nazywany Höll - piekło. Decydujący może się okazać nie tylko podjazd, ale również bardzo wąski i kręty zjazd, na którym po przejechaniu ponad 250 kilometrów i blisko 5000 metrów przewyższeń, wciąż trzeba będzie zachować maksymalną koncentrację.

Nie bez powodu kolarze i komentatorzy mówią, że to prawdopodobnie najtrudniejsza trasa wyścigu o mistrzostwo świata od ponad 20 lat, o ile w ogóle nie najtrudniejsza w historii. Porównywana jest z pokonywaną aż piętnastokrotnie rundą w Kolumbijskiej Duitamie (1995 rok), gdzie na dużej wysokości (start na prawie 2.500 metrów n.p.m.) kolarze wspinali się ponad 4-kilometrowym podjazdem pod El Cogolo (6,9% nachylenia). Ale tamta runda zdaniem wielu obserwatorów nie była tak wymagająca, jak to, co czeka kolarzy w Innsbrucku. Ci, którzy przejechali austriacką pętlę, zwracają uwagę na to, że jeśli wyścig będzie rozgrywany w wysokim tempie, to kolarze mogą mieć nawet problem z sięgnięciem po żel lub bidon. Pod górę stromo, w dół bardzo szybko, na płaskim kręto. I ani chwili na złapanie oddechu.

Wśród juniorek zobaczymy cztery polskie zawodniczki: Martę Jaskulską, Paulinę Pastuszek, Dominikę Włodarczyk i Wiktorię Kierat. W gronie juniorów mamy dwóch reprezentantów: Damiana Bieńka i Dominika Góraka. Oba juniorskie wyścigi zobaczymy w czwartek, 27 września.

Do wyścigu w kategorii orlików (U23), rozgrywanego w piątek, 28 września, Polska wystawi 6-osobową reprezentację, w skład której wejdą: Filip Maciejuk, Szymon Tracz, Kamil Małecki, Jakub Murias, Mateusz Nieboras i Piotr Pękala.

Sześć reprezentantek liczyć też będzie drużyna kobiet. W sobotę, 29 września, na starcie zobaczymy Katarzynę Niewiadomą, Małgorzatę Jasińską, Annę Plichtę, Aurelię Nerlo, Martę Lach oraz Katarzynę Wilkos. Największe nadzieje kibice pokładają w Katarzynie Niewiadomej, która po udanej pierwszej części sezonu (druga w Strade Bianche, wygrana w Trofeo Alfredo Binda, trzecie miejsce w Tour of California), wyścigi w środku sezonu kończyła zazwyczaj dość wysoko, ale nieco poniżej swoich oczekiwań. Powróciła do najwyższej dyspozycji chyba w najlepszym momencie, wygrywając kilka dni temu klasyfikację generalną 7-etapowego wyścigu Tour de l’Ardeche. Również Małgorzata Jasińska, jeżdżąca w tym sezonie w barwach Movistaru i notująca coraz lepsze rezultaty, będzie z pewnością bardzo solidnym filarem polskiej drużyny. Pokonanie czołowych zawodniczek kobiecego peletonu nie będzie z pewnością łatwe, ale nie jest niemożliwe. Niewiadoma już tego w swojej karierze dokonywała, więc pozostaje wierzyć, że szczytowa forma pojawiła się w odpowiedniej chwili.

No i w końcu to, na co ostrzą sobie zęby kolarscy kibice na całym świecie: 258,5-kilometrowa bitwa elity mężczyzn. Trudno w niej wskazać wyraźnego faworyta, bo rywalizacja na tak trudnej trasie może całkowicie wywrócić wszelkie przewidywania. Ale składy kilku ekip wydają się być obietnicą pasjonującej walki, w której pierwsze skrzypce może grać Julian Alaphilippe. Francuz w tym roku jeździ jak natchniony: zupełnie niespodziewanie i w niezwykle sprytny sposób sięgnął po koszulkę najlepszego górala Tour de France. Potem wygrał wszystkie imprezy, w których startował: Clasica San Sebastian, Tour of Britain i może niezbyt prestiżowy, ale potwierdzający jego znakomitą formę wyścig dookoła Słowacji. Jego partnerami będą między innymi Romain Bardet i Thibaut Pinot, a więc również kolarze, którzy dobrze wiedzą, jak odnaleźć się w trudnych warunkach.

Bardzo silną ekipą dysponują również Holendrzy, z wspomnianym wcześniej Tomem Dumoulinem na czele. Będzie miał do pomocy Stevena Kruijswijka (piąty kolarz Tour de France, czwarty w Vuelcie), Sama Oomena (nieoceniona pomoc Dumoulina w Giro d’Italia), fenomenalnego Antwana Tolhoeka – jedno z objawień tego sezonu, czy tak solidnych pomocników, jak Poels, czy Kelderman. Czarnym koniem tych mistrzostw może się okazać Primoż Roglić, który w ekipie Słowenii również ma do pomocy kilku bardzo solidnych kolarzy: Mateja Mohorića, Jana Polanca, Jana Tratnika, Grega Bole, czy Simona Spilaka. Sam Roglić zrezygnował ze startu w jeździe indywidualnej na czas, tłumacząc tę decyzję kontuzją, ale w świetnie przejechanym Tour of Britain nic nie wskazywało, by skutki urazu dawały mu się jeszcze we znaki, a sam Słoweniec jest niezwykle zmotywowany.

Nie sposób lekceważyć Włochów, z wracającym do formy Vincenzo Nibalim na czele, obok którego pojadą m.in. Fabio Aru, Domenico Pozzovivo, czy Gianni Moscon, podobnie jak drużyny Hiszpanii, z Alejandro Valverde, Enrikiem Masem (który kapitalnie wskoczył na podium Vuelty) i zazwyczaj solidnymi: Castroviejo, Fraile, czy Izagirre. Również Kolumbia, prowadzona przez Nairo Quintanę i wspierana przez Lopeza, Urana, braci Henao, Anaconę i innych, będzie się z pewnością liczyła w rywalizacji, choć „na papierze” każdemu z tych zawodników można by wytknąć jakąś słabość. Na trasie w Innsbrucku klucz do zwycięstwa będzie tylko jeden: przetrwanie. Nikt nie powinien być szczególnie zaskoczony, gdy do mety dojedzie tylko kilkunastu najwytrwalszych zawodników.

Czy będą wśród nich Polacy? Najbardziej liczymy oczywiście na kogoś z dwójki: Rafał Majka i Michał Kwiatkowski. Ale cały, wystawiony przez Piotra Wadeckiego skład, wydaje się być najsilniejszy z możliwych. Majkę i Kwiatkowskiego wspierać na trasie będą: Michał Gołaś, Maciej Bodnar, Maciej Paterski i Łukasz Owsian. Gołaś i Bodnar bez wątpienia należą do najlepszych pomocników na świecie (jazdy w dużych wyścigach bez pomocy Maćka Bodnara nie wyobraża sobie broniący tęczowej koszulki Peter Sagan). Mogą okazać się kluczowymi zawodnikami, osłaniającymi liderów w pierwszej części wyścigu, która prawdopodobnie będzie niezwykle szybka. Paterski i Owsian potrafią solidnie jeździć po górach – na nich może spoczywać ciężar pracy w środkowej części rywalizacji. Wykończenie będzie należało do któregoś z liderów. Obaj deklarują, że z wszystkich sił będą pracować na tego, kto okaże się mocniejszy.

Rafał Majka jest niezwykle głodny sukcesu, bo choć przygotowywał się do tego sezonu bardzo skrupulatnie, ostatecznie przeszedł przez niego bez większej zdobyczy. Kilka razy był drugi, kilka wyścigów kończył wysoko, dwa wielkie toury w drugiej dziesiątce, ale to niewiele, jak na ambicje kolarza, który ma na koncie największą w historii polskiego kolarstwa liczbę wygranych etapów w wielkich tourach i dwie koszulki króla gór Tour de France. I mimo, że wygląda cały czas na świetnie przygotowanego, wciąż nie może przebić jakiegoś szklanego sufitu, który zdaje się nad nim wisieć już od dwóch sezonów. Wielu obserwatorów porównuje trasę w Innsbrucku do olimpijskiej trasy w Rio, gdzie Majka zdobył brązowy medal, w tym podobieństwie upatrując jego szansy w wieńczącym mistrzostwa wyścigu. Jeśli w głowie Rafała Majki te podobieństwa również istnieją, a pamięć olimpijskiego sukcesu wciąż żyje, być może pomoże mu to przełamać w końcu złą passę. Łatwo nie będzie, ale nic tu nie jest wykluczone.

Dla odmiany Michał Kwiatkowski na brak sukcesów w tym sezonie narzekać nie może. Wygrał trzy etapowe wyścigi (Volta ao Algarve, Tirreno-Adriatico i Tour de Pologne), ma na koncie kilka wygranych etapów, dwa dni w koszulce lidera Criterium de Dauphine, trzy dni w czerwonej koszulce na Vuelcie, wywalczone po raz drugi mistrzostwo Polski, a do tego kolejny kapitalny występ na Tour de France i nieco słabszy w „eksperymentalnie” przejechanej Vuelcie, z której egzamin cała ekipa Team Sky zdała raczej miernie. Gdyby Kwiato po tym wszystkim powiedział, że ma dość – prawdopodobnie nikt nie miałby do niego o to najmniejszych pretensji, bo jeśli wierzyć temu, co zapisuje na Stravie (jednym z serwisów, rejestrujących przejechane przez kolarzy trasy), ma już w tym roku w nogach ponad 28 tysięcy kilometrów. Ale odzyskanie zdobytej cztery lata temu w Ponferradzie tęczowej koszulki wciąż jest dla nieco w tym sezonie celem numer jeden.

Wielu obserwatorów zastanawia się, czy aby Kwiatkowski tym razem nie przedobrzył? Czy ten wyścigowy reżim, który narzucił sobie już na początku czerwca i którego się trzyma do dzisiaj, to nie zbyt wiele, jak na możliwości jednego zawodnika? Gdy pytaliśmy go o to podczas Tour de Pologne, odpowiedział: „Chcę spróbować czegoś innego”. Eksperyment z odpoczynkiem po ubiegłorocznym Tour de France nie przyniósł w Bergen spodziewanych rezultatów. Na trasę w Innsbrucku próbuje więc wjechać niejako „z rozpędu”.

Rafał Majka i Michał Kwiatkowski nie są faworytami tego wyścigu, ale też wskazanie tutaj wyraźnych faworytów jest w praktyce niemożliwe. Żaden ze stających na starcie zawodników nie mierzył się w ostatnim czasie z tak trudną trasą. Każdy będzie mógł liczyć tylko na siebie i na wsparcie kolegów, na co dzień jeżdżących w zupełnie innych drużynach i realizujących zupełnie inne zadania. Część sukcesu może zależeć od tego, jak ułoży się między nimi współpraca. Reszta – od tego, ile uda się zachować sił. To, kto pierwszy pojawi się na szczycie Höll i kto najszybciej z niego zjedzie, równie dobrze może się okazać największą niespodzianką tego sezonu.

Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym – Innsbruck – Tirol 2018. 23-30 września

Niedziela, 23 września:

Jazda drużynowa na czas kobiet. Relacja w Eurosport 1, godz. 10:00, TVP Sport – 10:05

Jazda drużynowa na czas mężczyzn. Relacja w Eurosport 1, godz. 14:30, TVP Sport – 14:35

Poniedziałek, 24 września:

Jazda indywidualna na czas – juniorki. Relacja w Eurosport 1, godz. 10:00, TVP Sport – 10:05

Jazda indywidualna na czas – mężczyźni (U23). Relacja w Eurosport 1, godz. 14:45, TVP Sport – 15:25

Wtorek, 25 września:

Jazda indywidualna na czas – juniorzy. Relacja w Eurosport 1, godz. 10:00, TVP Sport – 10:05

Jazda indywidualna na czas – elita kobiet. Relacja w Eurosport 1, godz. 14:30, TVP Sport – 15:25

Środa, 26 września:

Jazda indywidualna na czas – elita mężczyzn. Relacja w Eurosport 1, godz. 14:00, TVP Sport – 14:05

Czwartek, 27 września:

Wyścig (start wspólny) – juniorki. Relacja w Eurosport 1, godz. 9:00, TVP Sport – 10:25

Wyścig (start wspólny) – juniorzy. Relacja w Eurosport 1, godz. 14:30, TVP Sport – 16:25

Piątek, 28 września:

Wyścig (start wspólny) – mężczyźni (U23). Relacja w Eurosport 1, godz. 12:00, TVP Sport – 14:25

Sobota, 29 września:

Wyścig (start wspólny) – elita kobiet. Relacja w Eurosport 1, godz. 14:00, TVP Sport – 15:00

Niedziela, 30 września:

Wyścig (start wspólny) – elita mężczyzn. Relacja w Eurosport 1, godz. 11:45, TVP Sport – 9:30

Strona www (harmonogram, mapy tras, profile itp.)

Twitter: @ibk_tirol2018  #InnsbruckTirol2018

Live timing

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.