Kolarskie "nic się nie stało!". Nieprzyzwoite zachowanie polskiego kolarza

W gruncie rzeczy chciałem na to machnąć ręką, ale w którymś momencie pomyślałem sobie, że skoro od kibiców oczekujemy, żeby się zachowywali przyzwoicie, to od kolarzy chyba też powinniśmy. Bo numer, wykręcony przez Marka Rutkiewicza na białoruskim wyścigu Grand Prix Mińsk był moim zdaniem ni mniej, ni więcej, a właśnie taki: nieprzyzwoity - komentuje Mariusz Czykier, ekspert kolarski piszący dla Sport.pl.

Chodzi oczywiście o sytuację na finiszu niedzielnego wyścigu Grand Prix Mińsk, gdzie po pewne – jak się wydawało – zwycięstwo zmierzał Marek Rutkiewicz, kolarz ekipy Wibatech Merx 7R i Reprezentacji Polski, w barwach której jechał w niedawnym Tour de Pologne. Rutkiewicz miał kilkanaście sekund przewagi nad reprezentantem gospodarzy: Nikolaiem Shumovem, ale w pewnym momencie przestał pedałować, zaczął się oglądać za siebie i wyraźnie czekać na rywala, którego doholował do mety, przed którą pozwolił się wyprzedzić.

W sieci z lekka zawrzało, bo zachowanie polskiego kolarza było – delikatnie mówiąc – dość dyskusyjne, choć sam zainteresowany sprawę bagatelizuje tłumacząc, że po pierwsze: była to forma „podziękowania” dla białoruskiej ekipy za zaproszenie na wyścig w ostatniej chwili, a po drugie: nie ma o czym mówić, bo przecież w kolarstwie takie rzeczy się zdarzają. Innymi słowy: „Polacy, nic się nie stało!”. Z wyjaśnień Rutkiewicza wynika, że jego błąd polegał tylko na tym, że rozegrał to zbyt ewidentnie, bez finezji i przed obiektywem kamery, za pomocą której wyścig transmitowano w sieci.

No to ja przepraszam, ale nie kupuję tych wyjaśnień i mam niestety przykre poczucie, że ktoś mnie tu rąbie w rogi. Z kilku powodów.

>>> Kamil Glik strzelił imponującego gola na treningu! Jest moc [WIDEO]

Pierwszy: nie kojarzę w zawodowym peletonie znanego z piłki nożnej wynalazku, jakim jest mecz towarzyski. W kolarstwie każdy wyścig rozgrywany jest o coś: o punkty, jakieś nagrody, puchary – choćby były z taniego plastiku, czy uścisk burmistrza. Wyścig w Mińsku był rozgrywany w kategorii UCI 1.2, więc to nie był pierwszy z brzegu ogór pod Małkinią. Jeśli zawodnik w ramach „podziękowań” wypacza wynik wyścigu, to – pardon maj frencz – dość mocno ociera się o cienką granicę sportowej korupcji, bo przecież zwycięzca otrzymał w związku z tym jakąś określoną korzyść. I o ile jestem w stanie tego typu rozgrywkę potraktować jako element rozwiązania taktycznego w wyścigu etapowym, o tyle w jednodniowym to się żadnym sposobem nie broni.

Powód drugi: już pies trącał te nagrody i  puchary, ale jaki to jest przykład dla oglądających te zawody dzieci i młodych zawodników? Jak im mamy wytłumaczyć dziwne zachowanie kolarza tuż przed metą? Że się gorzej poczuł? Czy że postanowił oddać zwycięstwo? Ale skoro tak, to po co się pchał do przodu i uciekał, skoro nie zamierzał wygrać? A jeśli nie zamierzał wygrać, to właściwie dlaczego później tego wygrywania oczekujemy od młodych zawodników? Nie lepiej ich nauczyć się dogadywać, zamiast jeździć na rowerze?

>>> Arkadiusz Milik porównany do legendy Napoli 

I po trzecie wreszcie: to jest sport, a rozstrzygnięcia w sporcie powinny się dokonywać na sportowej arenie. Jak się sportowcy między sobą dogadują co do wyniku rywalizacji, to równie dobrze mogą to zrobić bez wychodzenia z domu: wystarczy po prostu ustalić kolejność i opublikować wyniki, bez dezorganizacji ruchu w mieście i zawracania głowy tym wszystkim ludziom, którzy przyszli podziwiać sportową rywalizację. Na ich miejscu poczułbym się oszukany. Jeśli zawodnicy nie traktują kibiców poważnie, to nie powinni się dziwić, że ci odwdzięczają się w gruncie rzeczy tym samym.

Ja rozumiem, że trochę głupio jest wysępić zaproszenie na wyścig, a potem ograć na nim gospodarzy. Ale zwycięstwo, gdy jest się lepszym, nie jest nieprzyzwoite – jest jak najbardziej na miejscu. Nieprzyzwoite jest wypaczanie wyników. A to niestety zrobił właśnie Rutkiewicz. „Nic się nie stało”? No właśnie niezupełnie.

>>> "Robert Lewandowski i Bayern są jak mąż i żona. Wytrwają ze sobą do końca"

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.