Tour de France. Dach Pirenejów zdobyty przez Nairo Quintanę! Rafał Majka mimo wspaniałej walki nie powtórzył zwycięstwa w Saint-Lary-Soulan

Mimo olbrzymiej determinacji i bardzo solidnej jazdy nie udało się Rafałowi Majce (BORA-hansgrohe) powtórzyć sukcesu z 2014 roku, gdy triumfował na etapie do Saint-Lary-Soulan. Nie był w stanie utrzymać mocnego tempa, narzuconego przez Nairo Quintanę (Movistar), który po samotnym ataku wygrał 17. etap Tour de France.

„Wiele hałasu o nic”. To chyba najlepsze podsumowanie szumnie zapowiadanej formuły tzw. „grid start”, jaki zaplanowali organizatorzy Tour de France na dzisiejszy etap. Ustawienie zawodników na polach startowych, na podobieństwo Formuły 1 lub Moto GP, miało teoretycznie zachęcić kolarzy z czołówki klasyfikacji generalnej do bezpośredniej rywalizacji natychmiast po starcie do krótkiego, ale bardzo wymagającego etapu. Ale sprawdziłoby się może, gdyby był to kolarski wyścig na 1 milę, a nie 65-kilometrowy etap z Bangeres-de-Luchon do Saint-Lary-Soulan. Zawodnicy z pierwszej dziesiątki klasyfikacji generalnej ustawili się na specjalnie przygotowanych polach startowych, kolejnych dziesięciu ustawiono w dwóch równych rzędach, a za nimi w wydzielonych strefach następne 40-osobowe grupy. Zapaliło się zielone światło, kolarze ruszyli i po kilkuset metrach wszystko wyglądało dokładnie tak samo, jak podczas każdego kolarskiego wyścigu. Nawet ustawieni daleko z tyłu pomocnicy nie mieli większych problemów z przedostaniem się na czoło peletonu, bo czołówka najzwyczajniej w świecie na nich poczekała, a cała procedura „grid start” stała się przedmiotem niezliczonych drwin w mediach społecznościowych.

Zgodnie z przewidywaniami na czele wyścigu zaczęła się tworzyć około 20-osobowa grupa zawodników z ambicjami na wygranie etapu, w której znalazł się również Rafał Majka, po którym spodziewaliśmy się na typowo górskim etapie solidnego występu. Od początku jechał bardzo czujnie, pilnował najgroźniejszych rywali i spokojnie reagował, gdy od tej grupy odjechali najpierw Tanel Kangert (Astana) i Nicolas Edet (Cofidis), a po chwili dołączyła do nich trójka: Julian Alaphilippe (Quick-Step), Jesus Herrada (Cofidis) i Kristijan Durasek (UAE Team Emirates). To był dopiero pierwszy z trzech bardzo wymagających podjazdów, więc zadanie Majki polegało głównie na pilnowaniu, by prowadząca grupka nie odjechała zbyt daleko. Jeszcze przed szczytem Col de Peyragudes z czołówki odpadł Edet, a wokół Rafała Majki uformowała się grupa z Alejandro Valverde i Markiem Solerem z Movistaru, Omarem Fraile (Astana) i Danim Navarro (Cofidis). Momentami Majka mógł też liczyć na pomoc Gregora Muhlbergera, ale Austriak raz pojawiał się w grupie i nadawał tempo, a chwilę później tracił do niej dystans.

>>> Sławomir Peszko zdyskwalifikowany na trzy miesiące!

Komplet punktów na pierwszej górskiej premii zgarnął prowadzący samotnie Kangert, kilkanaście sekund za nim Alaphilippe, Durasek i Herrada, a nieco ponad minutę za Kangertem – grupa, przyprowadzona przez Majkę. W grupie liderów, jadącej niecałe dwie minuty za prowadzącym, sytuację tradycyjnie kontrolowała ekipa Team Sky.

Drugi podjazd, na Col de Val Louron-Azet, mierzył „tylko” 7,4 km. Na czele zmieniło się niewiele, poza tym, że Alaphilippe i Durasek dogonili Kangerta. Sporo natomiast zaczęło dziać się w grupie liderów, w której prowadzenie przejęli kolarze AG2R, narzucając bardzo mocne tempo, którego celem było zmęczenie większości rywali przed decydującym podjazdem na Col du Portet. Spektakularnych sukcesów w tym zakresie nie odnieśli, bo choć grupa liderów wyraźnie na moment się zmniejszyła, to najgroźniejsi konkurenci Romaina Bardeta wciąż byli w niej obecni.

Szczyt Col de Val Louron-Azet jako pierwszy osiągnął Julian Alaphilippe, umacniając się na prowadzeniu w klasyfikacji na najlepszego górala. Drugi był Kangert, trzeci tracący już nieco dystans Durasek, a pół minuty później dojechała tam też grupka z Valverde, Majką i Danim Martinezem (EF Education First), który zdołał jeszcze do nich dołączyć. Rozpoczął się blisko 10-kilometrowy zjazd do miejscowości Saint-Lary-Soulan, skąd kolarzom pozostawało już tylko 16 kilometrów ostro pnącej się w górę drogi na metę.

PETER DEJONG/AP

Rozpoczął samotnie Tanel Kangert, bo Julian Alaphilippe z walki na finałowym podjeździe zrezygnował, uznawszy, że swój zrealizował już swój plan obrony koszulki w grochy. Chwilę później wspinaczkę rozpoczęli Majka, Valverde i Martinez, który jednak z rywalizacji szybko się wyłączył. Majka obrał bardzo rozsądną strategię nie narzucania tempa i podążania w górę za Alejandro Valverde, razem z którym szybko zmniejszali dystans, dzielący ich od Tanela Kangerta. Tymczasem z grupy liderów, niedługo po rozpoczęciu podjazdu, mocny atak przypuścił Nairo Quintana (Movistar), za którym podążył Daniel Martin (UAE Team Emirates). Kolumbijczyk wspinał się jednak dużo szybciej, zyskując przewagę nad Martinem i konsekwentnie zbliżając się do Majki i Valverde. Pogoń zajęła mu kilkanaście minut, ale na 11 kilometrów przed metą dogonił tę dwójkę. Z przodu pozostawał już tylko szybko tracący siły Kangert.

W grupie liderów ponownie się zakotłowało, gdy ataku spróbował Primoż Roglić (Lotto NL Jumbo), za którym jak cień podążył Christopher Froome (Team Sky). Nie odjechali jednak zbyt daleko od jadącego w żółtej koszulce Gerainta Thomasa (Team Sky), Toma Dumoulina (Sunweb) i Stevena Kruijswijka (Lotto NL Jumbo). Tracić zaczął natomiast Romain Bardet. Na dłuższą chwilę sytuacja się ustabilizowała: na czele jechali Quintana i Majka, którzy wyprzedzili bardzo już zmęczonego Kangerta, około 20 sekund za prowadzącą dwójką jechał Daniel Martin, a 40 sekund za nim jechała coraz szczuplejsza grupka liderów.

>>> Kamil Grosicki wciąż nie wrócił do treningów z Hull City

Niespełna 6,5 kilometra przed metą Rafał Majka puścił koło Quintany, nie mogąc utrzymać mocnego tempa, narzuconego przez Kolumbijczyka. Dla Polaka okazało się zbyt forsowne, choć po krótkiej chwili odpoczynku (o ile w ogóle można mówić o odpoczynku podczas jazdy pod górę o prawie 9% średnim nachyleniu) próbował jeszcze „zaczepić” się za wyprzedzającym go Martinem. Ale Irlandczyk jechał niemal równie mocno, co Quintana, więc i tutaj zmęczony Majka nie był w stanie utrzymać koła. Kilka chwil później dojechała do niego również grupa liderów.

Znowu przez dłuższą chwilę sytuacja nie ulegała zmianie, aż na około 3 kilometry przed metą ponownego ataku spróbował Primoż Roglić. Tym razem zareagował Geraint Thomas, a oznaki wyraźnego zmęczenia zaczął przejawiać Christopher Froome. Wykorzystać to postanowił Dumoulin, podrywając się do ataku, na który znów odpowiedział tylko Thomas. Froome zaczynał tracić dystans. Miał co prawda jeszcze do pomocy niezmordowanego Egana Bernala, ale atak Dumoulina okazał się zbyt mocny i powstały dystans niemożliwy do odrobienia.

Nairo Quintana niestrudzenie zmierzał do mety, którą osiągnął z blisko półminutową przewagą nad Danielem Martinem. 20 sekund później dojechał Geraint Thomas, a tuż za nim Roglić, Dumoulin i krótką chwilę później Kruijswijk. Froome, Bernal i Landa, któremu jako ostatniemu z czołówki udało się utrzymać tempo podjazdu, linię mety przekroczyli ponad półtorej minuty po zwycięzcy.

>>> Mistrz Polski jest w kryzysie. "Legia wygląda, jakby grała bez trenera"

Zgodnie z przewidywaniami dzisiejszy etap wprowadził pewne zamieszanie w klasyfikacji generalnej. Na prowadzeniu umocnił się Geraint Thomas (Team Sky), który o 1’59” wyprzedza Toma Dumoulina (Sunweb), awansującego z trzeciej na drugą pozycję. Na trzecie miejsce spadł Christopher Froome (Team Sky, +2’31”), a tuż za nim plasuje się Primoż Roglić (Lotto NL Jumbo, +2’47”). Nairo Quintana (Movistar) dzięki dzisiejszemu zwycięstwu awansował z ósmej na piątą pozycję (+3’30”), zamieniając się miejscami z Romaiem Bardetem (AG2R, +5’13”), który tym samym praktycznie stracił szanse na walkę o podium.

Rafał Majka minął dziś linię mety na 11. miejscu, tracąc 2’20” do Quintany. Z jednej strony niewiele, jeśli wziąć pod uwagę poziom trudności dzisiejszego etapu. Z drugiej: od naszego najlepszego górala kibice oczekiwali nieco więcej. Z całą pewnością nie można mu dziś odmówić wspaniałej walki i włożonych w nią wysiłku i determinacji. Ale szefostwo teamu BORA-hansgrohe będzie miało po dzisiejszym etapie wiele do przemyślenia, gdy patrząc na obraz wszystkich górskich etapów zada sobie pytanie o to, dlaczego Majka, określany przecież mianem lidera zespołu, tak szybko zostawał bez wsparcia?

PETER DEJONG/AP

To zresztą nie jedyny dziś zgryz w ekipie Polaków, bo na jednym ze zjazdów przewrócił się i dość mocno poobijał Peter Sagan, samotnie liderujący w klasyfikacji punktowej. Z komunikatu, jaki zespół opublikował tuż po zakończeniu etapu wynika, że wszystko jest raczej w porządku, a Słowak dotarł bez przeszkód na metę, mieszcząc się w limicie czasowym, ale dopiero po przeprowadzeniu koniecznych badań wiadomo będzie coś więcej.

Wielkie brawa za walkę należą się Rafałowi Majce, brawa dla Nairo Quintany, którego można powoli traktować jako wzorzec walki z przeciwnościami losu, bo od pierwszego etapu trapią go problemy sprzętowe. Dzisiaj również dwukrotnie musiał wymieniać koło i gonić czołówkę, zanim zaatakował i pojechał po zwycięstwo.

Jutro niezbyt długi i w większości płaski etap z Trie-Sur-Base do Pau (171 km), będzie więc szansa na lekki odpoczynek (o ile znowu niefortunny skład ucieczki nie nada peletonowi jakiegoś szalonego tempa). Ostatnia szansa na sukces Rafała Majki w tegorocznym Tourze w piątek. Wygląda na to, że jest wystarczająco zdeterminowany, żeby tę próbę podjąć. Przydałoby się jeszcze trochę szczęścia.

>>> Edinson Cavani opuści PSG? Real Madryt chce Urugwajczyka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.