Kolarstwo. Lech Piasecki: Bodnar będzie blisko podium. Kwiatkowski mógłby się spisać lepiej

- Jestem przekonany, że będzie blisko podium - mówi Lech Piasecki o Macieju Bodnarze przed jego walką o medal mistrzostw świata w Bergen w jeździe indywidualnej na czas. Ale dwukrotny mistrz świata w kolarstwie zastanawia się czy większych szans na sukces nie miałby Michał Kwiatkowski, który zrezygnował ze startu, by zachować siły na niedzielny wyścig ze startu wspólnego. Bodnar wyruszy na trasę dokładnie o godzinie 16:54:30, jako siódmy zawodnik od końca. Relacja na żywo w Sport.pl

 Łukasz Jachimiak: Maciej Bodnar jest uważany za jednego z głównych kandydatów do podium mistrzostw świata w jeździe indywidualnej na czas. Bardzo liczy Pan na jego medal?

Lech Piasecki: Jestem przekonany, że będzie blisko. Ale czy wywalczy medal? Końcówka to mający 3,4 km podjazd. Dużo, stromo (średnie nachylenie 9,1 proc.), to są serpentyny bardzo trudne technicznie. Maciek nie lubi takich krętych tras, generalnie o wiele lepiej radzi sobie na płaskim niż pod górę. Obawiam się, że końcówka będzie dla niego za trudna. Oczywiście bardzo mocno trzymam kciuki, żeby zdobył medal, ale realnie oceniając myślę, że to będzie bardzo trudne.

Rok temu w Katarze był czwarty, do medalu zabrakło mu zaledwie 5,86 sekundy. Spodziewa się Pan podobnego dramatu?

- Pamiętam, że tam było wietrznie, czyli trudno, ale było płasko. Teraz teren jest bardziej zróżnicowany, a końcowy podjazd jest na tyle trudny, że wielu zawodników chce zmieniać przed nim rowery.

Bodnar ma podobno nie zmieniać.

- Tak, słyszałem, że ktoś mu wyliczył, że mniej straci jadąc pod górę na rowerze „czasowym” niż na przesiadkę z niego na taki do jazdy po górach. Na pewno rowerem do „czasówki” fajnie się pod górę nie jedzie, bo na nim jest całkowicie inna pozycja. Ale dziś się wszystko liczy, widocznie nie opłaca się zmieniać.

W lipcu Bodnar zaskoczył, wygrywając „czasówkę” na Tour de France. Zaskoczył, bo na jej trasie też była spora góra, ze średnim nachyleniem 9,5 proc., a na nią z całego peletonu szybciej wjechał tylko Alberto Contador. Tyle że tamten podjazd miał zaledwie 1,2 km i nie był ustawiony na sam koniec, na dobicie.

- Tak, teraz będzie zdecydowanie trudniej. Maciek to wie, ale na pewno i tak powalczy, on pewnie wierzy w medal. Pięknie by było, gdyby nim przypieczętował swój świetny sezon. A i dla Polski byłby sukces.

Indywidualne „czasówki” odbywają się na MŚ od 1994 roku, Polaka na podium jeszcze nie mieliśmy. Za szybko skończył Pan karierę?

- Bardzo żałuję, że tej konkurencji nie było na mistrzostwach kilka lat wcześniej. Na pewno miałby szanse na medale, nawet na złote. Wygrywałem „czasówki” na Giro d’Italia, na Tirreno-Adriatico, na Florencja-Pistoia, były zwycięstwa na Trofeo Baracchi. Trochę się tego nazbierało, włoski przydomek „Syn wiatru” nie był przypadkowy.

Bodnar to dziś najlepszy polski „czasowiec”, ale czy na taką trasę jak ta w Bergen jeszcze lepszy nie byłby Michał Kwiatkowski?

- Też się nad tym zastanawiam. On jest znakomitym „czasowcem”, a w takiej końcówce mógłby się spisać lepiej. Ma inne parametry niż Bodnar, na pewno ta wspinaczka jest bardziej pod niego niż pod Maćka, miałby po prostu mniej do wwiezienia, bo mniej waży [68 kg, a Bodnar 75].

Myśli Pan, że dobrą taktyką jest oszczędzanie Kwiatkowskiego na niedzielny wyścig ze startu wspólnego? A może dałby radę powalczyć w „czasówce”, a później zdążyłby się zregenerować?

- Najlepiej potrafią to ocenić trener i Michał. Na pewno Piotrek Wadecki sam tej decyzji nie podjął. Rozmawiali z Michałem i wspólnie postanowili, że Michał na czas nie pojedzie. On jest zdeterminowany o to, żeby walczyć o kolejny medal mistrzostw świata w niedzielę. Na pewno chce się jak najlepiej skoncentrować, nie chce się nie rozdrabniać. A jeden medal z Bergen już i tak ma, bo z zespołem Sky zajął trzecie miejsce w jeździe drużynowej na czas. Czyli już coś do swojej puli medali z MŚ dorzucił, a wierzę, że w niedzielę jeszcze coś zdobędzie.

Skoro Bodnara nie typuje Pan do podium „czasówki”, to których kolarzy uważa Pan za mocniejszych?

- Na pewno ostatnio Tom Dumoulin pokazuje, że jest najlepszy. Świetny sezon ma Chris Froome. Wygrał Tour de France i Vueltę, a mistrzem świata jeszcze nie był. W Bergen końcówka powinna być dla niego, bo jest znakomitym góralem - włączy ten swój niepowtarzalny młynek i będzie się wspinał najszybciej. Na Vuelcie pokazał klasę. Cały wyścig jechał sobie w „futerale”, ale jazdę na czas wygrał zdecydowanie.

Tony Martin już nie będzie tak wielki, jak w ostatnich latach? Przypomnijmy, że Niemiec w ośmiu ostatnich edycjach MŚ zdobył siedem medali, w tym cztery złote.

- Jego zawsze trzeba zaliczać do grona faworytów, ale czy końcówka będzie pod niego? Raczej nie. Gdyby wygrał, byłaby to niespodzianka. Moim zdaniem ma takie szanse jak Maciek. Ale niespodzianki mogą być. Również ze względu na pogodę, bo w Bergen prawie zawsze pada. Tam się nie da przejechać mistrzostw na sucho, a w trakcie „czasówki” może być tak, że część zawodników pojedzie w deszczu, a część uniknie opadów i ktoś z takiej grupy może wykorzystać warunki. Ale bez względu na warunki spodziewam się, że będziemy mieli duże emocje, bo Bodnar i tak będzie w czołówce.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.