Chciałoby się powiedzieć, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale akurat w tym przypadku nie jest to najszczęśliwsze porównanie, bo szanse Rafała Majki na dobrą pozycję w klasyfikacji generalnej przepadły z powodu problemów żołądkowych. Jeszcze po trzecim etapie wydawało się, że strata jest możliwa do odrobienia, ale kolejny odcinek pozbawił nas złudzeń: o ile przez większą część etapu Rafał dzielnie znosił trudy jazdy, o tyle w końcówce, gdy peleton przyspieszył, Majka nie był już w stanie utrzymać wysokiego tempa i stracił kolejne minuty. „Dotrwać do dnia przerwy” – stało się najważniejszym celem. Jak się okazało, gdy tylko gnębiące większość ekipy BORA-hansgrohe problemy zdrowotne ustąpiły (dwóch kolarzy z ich powodu przedwcześnie zakończyło wyścig), zarówno Majka, jak i wcześniej Paweł Poljański pokazali moc i determinację. Najpierw Paweł Poljański, na etapach szóstym i siódmym, dwa razy pod rząd zabierał się w odjazd i dwukrotnie finiszował na drugiej pozycji, a na ósmym etapie tempa podjazdu pod Alto Xorret de Cati, byli w stanie Rafałowi Majce dotrzymać jedynie Julian Alaphilippe (Quick-Step) i Jan Polanc (Team Emirates). „Za krótki podjazd” – mówił po etapie Majka, którego rywale ograli na finiszu. Ale było też widać podczas kilku ataków, że to jeszcze nie jest najwyższa forma Polaka. Dnia odpoczynku właśnie się doczekaliśmy, jest więc nadzieja, że nasi kolarze odzyskają nadwątlone siły i podczas dwóch kolejnych tygodni jeszcze nie raz pokażą nam się z dobrej strony.
Zwycięstwo Tomasza Marczyńskiego na szóstym etapie z Vila-real do Sagunt to temat na osobną opowieść. W zespole Lotto-Soudal nie ma w tym wyścigu wyraźnego lidera, na którego musi pracować cały zespół, zawodnicy mają więc znacznie więcej swobody w szukaniu szans dla siebie. Dla „Mańka”, choć zapowiadał przed wyścigiem, że będzie próbował pokazać się z możliwie najlepszej strony w Sierra Nevada, gdzie na co dzień mieszka i trenuje, pierwsza szansa pojawiła się na szczycie Puerto del Garbi, gdzie zaatakował razem z Enriciem Masem (Quick-Step) i Pawłem Poljańskim (BORA-hansgrohe). Na płaskim finiszu Marczyński okazał się zdecydowanie najszybszy i sięgnął po swój najważniejszy w dotychczasowej karierze sukces, będąc jednocześnie dopiero drugim w historii Polakiem, który wygrał etap Vuelta a Espana. A Sierra Nevada wciąż jeszcze przed nami…
Przemysław Niemiec (Team Emirates), który do minionego czwartku był jedynym polskim triumfatorem etapu w wyścigu dookoła Hiszpanii, pełni w tym roku rolę pomocnika w swojej ekipie. Może nie jest tak widoczny (i nie tak popularny), jak pozostali polscy kolarze, to jednak jego rola również jest nie do przecenienia. W dużym stopniu to właśnie jego pracy zawdzięcza swoją pozycję Jan Polanc – drugi na ósmym etapie i piętnasty w klasyfikacji generalnej, a jazda Niemca na ósmym etapie została nagrodzona wyróżnieniem dla najbardziej walecznego kolarza.
Pomimo więc faktu, że nie uda się Rafałowi Majce zrealizować celu w postaci wysokiego miejsca w generalce, pierwszy tydzień hiszpańskiego wyścigu w wykonaniu polskich kolarzy należy uznać za bardzo udany, a ich etapowy dorobek za bogatszy, niż… Hiszpanów w ich domowym tourze (dwa drugie i trzy trzecie miejsca). Przed nami jeszcze dwa tygodnie ścigania, więc jeśli żadne nieprzewidziane okoliczności nie staną naszym zawodnikom na drodze, możemy być pewni, że dostarczą nam jeszcze wielu emocji.
Chyba nawet kibice, którzy nie pałają przesadną sympatią do Christophera Froome’a, są coraz bardziej skłonni zgadzać się z opinią, że Brytyjczyk z Team Sky jedzie znakomity wyścig. Przede wszystkim: jedzie, a nie jest tylko wieziony przez drużynę, co często zarzucano mu podczas Tour de France. Pilnuje rywali, odpiera ich ataki, wreszcie sam atakuje i wygrywa etap. W końcu jedzie tak, jak spodziewamy się po liderze wyścigu. I chyba trudno tu mówić o szczęśliwym zbiegu okoliczności, raczej trzeba w tym miejscu pogratulować strategom Sky, bo ułożenie i realizacja tak precyzyjnego planu na dwa następujące po sobie Wielkie Toury nie jest z pewnością rzeczą łatwą.
Jedynym zawodnikiem obok Froome’a, po którym widać tak dużą wolę walki, wydaje się być Alberto Contador (Trek-Segafredo). Hiszpan, dla którego jest to ostatnia Vuelta, wygląda na niezwykle zmotywowanego. Zanotował wprawdzie 3-minutową stratę na etapie do Andorry i dodatkowych kilkanaście sekund na dziewiątym, wygranym przez Froomy’ego etapie, ale wygląda na to, że nie zamierza sobie pozwolić na więcej. Jak sam mówi: „wygrana będzie niezwykle trudna, ale nie jest niemożliwa”. Być może liczy na chwilę słabości Froome’a i innych rywali, a być może ma w zapasie znacznie więcej sił na najtrudniejsze etapy – zobaczymy. Walka tych dwóch kolarzy, choć momentami wygląda też na dobrze ułożoną współpracę (choć raczej trudno w to wierzyć), czyni ten wyścig jeszcze ciekawszym. Z całą pewnością Alberto Contador nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
W klasyfikacji generalnej sytuacja też jest dość ciekawa, bo jeśli Froome’owi miałby się przydarzyć jakiś kryzys, to kolejka chętnych do zajęcia jego miejsca jest dość długa, a aż ośmiu kolejnych kolarzy dzieli zaledwie minuta i dwadzieścia sekund różnicy. Największe szanse na nawiązanie walki z liderem ma wciąż Esteban Chavez (Orica-Scott), tracący po dziewięciu etapach zaledwie 36 sekund. W grze są jeszcze Nicolas Roche (BMC), Vincenzo Nibali (Bahrain-Merida), Teejay Van Garderen (BMC), David De La Cruz (Quick-Step), Fabio Aru (Astana), Michael Woods (Cannondale) i Adam Yates (Orica-Scott).
Drugi tydzień Vuelty rozpocznie się płaskim etapem do ElPozo (164,8 km), następnie dwa pagórkowate odcinki z Lorca do Calar Alto (187,5) oraz z Montril do Antequery (160,1 km), potem znów odpoczynek na płaskim etapie z Coin do Tomares (198,4 km), a na sobotę i niedzielę peleton wjedzie w pasmo Sierra Nevada, gdzie zostaną rozegrane dwa górskie etapy, kończące się podjazdami na szczyty, sklasyfikowane poza kategorią. Zwłaszcza na niedzielnym etapie interesująca będzie walka na blisko 30-kilometrowej sekwencji podjazdów Alto del Purche i Alto Hoya de la Mora. Być może tam właśnie skutecznie zaatakuje Rafał Majka i – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami – pokaże się ponownie Tomasz Marczyński. Trzymamy kciuki!