Tour de France. Hat-trick Kittela o błysk szprychy. I właściwie nic więcej. Etap 7.

Chyba można to powiedzieć głośno: z ostatnich dwóch etapów wiało nudą. Malkontenci mogliby nawet pomarudzić, że przejechać ponad 200 kilometrów wyłącznie dla rozegrania finiszu, równie dobrze można autokarem. Ale nie są to aż tak złe wiadomości, jak się z pozoru wydaje. Na siódmym etapie najlepszy okazał się Marcel Kittel, który wyprzedził Boasson Hagena o 0,003 sekundy!

Dlaczego nic się nie dzieje?

Za ten dość stateczny obraz wyścigu na płaskich etapach w dużej mierze odpowiada układ sił w klasyfikacji generalnej. W pierwszej dziesiątce i w obrębie zaledwie jednej minuty różnicy znajdują się kolarze z aż dziewięciu ekip, więc nikt specjalnie nie jest zainteresowany organizowaniem ucieczki. Przeprowadzenie ataku pochłania bardzo wiele sił, a szanse jego powodzenia, gdy tak wiele innych drużyn pilnuje swoich zdobyczy, są w praktyce niewielkie. Czołówka peletonu stara się więc utrzymać aktualny status quo i czeka na okazję do przeprowadzenia jednego, skutecznego ataku. Najbliższa okazja już jutro.

 Dobrą wiadomością jest to, że mimo niespecjalnie ciekawych etapów płaskich, czeka nas pasjonująca walka w dalszej części wyścigu. O tym, jak emocjonująca może być rywalizacja, kiedy czołowych zawodników dzielą niewielkie różnice, mieliśmy okazję przekonać się podczas tegorocznego Giro d’Italia, rozstrzygniętego przez Toma Dumoulina dopiero w ostatnim etapie jazdy na czas.

 Czy na czasówce w Marsylii będziemy również oglądać podobne emocje, aż do przejazdu ostatniego zawodnika? Oby!

 

Ale to już było

Maxime Bouet (Fortuneo-Oscaro), Manuele Mori (Team Emirates) oraz Dylan van Baarle (Cannondale-Drapac) byli tymi kolarzami, którzy dzisiaj zrealizowali klasyczny już schemat płaskiego etapu: odjechali na starcie w Troyes, przejechali blisko 208 km i pozwolili się dogonić na 6 km przed metą w Nuits-Saint-Georges. Poza tym wszystko widzieliśmy już wcześniej: peleton, który pozwala uciekającym odjechać na nie więcej, niż trzy minuty oraz finisz z grupy. Jedyna różnica była taka, że na mecie siódmego etapu sędziowie musieli się wykazać sokolim wzrokiem, bo różnicę między Kittelem (Quick-Step) a drugim na mecie Boason-Hagenem (Sunweb) można zmierzyć w mikrometrach.

W klasyfikacji generalnej nie nastąpiły żadne zmiany, jedyna różnica, jaką zobaczymy na starcie ósmego etapu jest taka, że w zielonej koszulce z Dole do Station Des Rouses (187,5 km) pojedzie Marcel Kittel, który na najwyższym podium etapu stanął w tej edycji już po raz trzeci.

 Jutrzejszy etap w końcu może się poukładać inaczej, bo mamy po drodze trzy górskie premie, kolejno: trzeciej, drugiej i pierwszej kategorii, z prawie 12-kilometrowym podjazdem na tę ostatnią. Z pewnością będziemy więc oglądać Kwiatkowskiego, który ciągnie Froome’a oraz Majkę, któremu będzie pomagał Paweł Poljański.

 Bywały takie wyścigi, w których ucieczki dojeżdżały do mety…

To się zdarza nawet na Tour de France, choć tegoroczna edycja nie dała nam jeszcze szansy tego doświadczyć. Zdarzyło się to również w roku 1987, za sprawą polskiego kolarza - Lecha Piaseckiego. 

Copyright © Agora SA