Michał rozpoczął znakomicie, chociaż – jak sam mówi - trasa otwierającej wyścig czasówki niespecjalnie mu „leżała”, a na ostatnich kilometrach, które wymagały bardziej sprinterskich, niż czasowych umiejętności, brakowało mu nieco masy. Niemniej przez długą chwilę wśród polskich kibiców panowała euforia, gdy na pomiarze czasu w połowie trasy Kwiatkowski wyrównał wynik kolegi z drużyny, Wasilija Kiryjenki, okupującego przez dłuższy czas pierwszą lokatę. W drugiej połowie trasy Michał stracił jednak osiem sekund.
Ostatecznie wszystkich pogodził Geraint Thomas (Sky), a ekipa Kwiatkowskiego już na starcie zdominowała klasyfikację drużynową, umieszczając w pierwszej dziesiątce aż czterech swoich zawodników. Michał Kwiatkowski na miejscu ósmym, z którego jest zadowolony, choć zdaje sobie sprawę, że oczekiwania były nieco większe. Dla nas najważniejsze, że przejechał ten trudny etap bezpiecznie.
Jeśli przyjąć, że strategia Rafała ustawiona jest pod walkę o klasyfikację generalną, to po dzisiejszym etapie można powiedzieć, że jego pozycja jest znakomita. Z grona faworytów, typowanych do zwycięstwa, wyprzedają go tylko: Froome (Sky) – o 37 sekund, Porte (BMC) – o 2 sekundy i Quintana (Movistar) – o sekundę. I Contador (Trek-Segafredo), i Aru (Astana), Pinot (FDJ) oraz Bardet – wszyscy ukończyli 1. etap za Rafałem. Różnice są wprawdzie niewielkie, ale każda, nawet kilkusekundowa zaliczka może okazać się na wagę złota w górach.
A sam Rafał? Etap ocenia tak:
Alejandro Valverde (Movistar) nie będzie tej czasówki dobrze wspominał. Na jednym ze śliskich zakrętów ujechało mu tylne koło, a utalentowany Hiszpan przewrócił się i uderzył w barierki. Złamana noga, koniec wyścigu dla Valverde i spory ból głowy dla Nairo Quintany, dla którego Valverde miał być najsilniejszą pomocą w Pirenejach i Alpach. Ekipa Movistar ma co prawda jeszcze kilku bardzo silnych pomocników, ale to właśnie Alejandro imponował zawsze niezwykłą intuicją i wyczuciem, które podpowiadały mu zawsze najlepsze rozwiązania dla swojego lidera. Wielu komentatorów wskazywało go też jako potencjalnego lidera, w przypadku słabszej dyspozycji Quintany.
W tym samym miejscu z wyścigiem pożegnał się inny z Hiszpanów, Ion Izaguire (Bahrain Merida), również mierzący w wysoką pozycję w klasyfikacji generalnej. Do jutrzejszego etapu do Liège wystartuje więc już tylko 196 kolarzy.
Nad możliwymi scenariuszami na kolejne dni Touru, zwłaszcza w kontekście polskich zawodników, zastanawia się Lech Piasecki:
W niedzielę etap z Düsseldorfu do belgijskiego Liège, znanego między innymi z rozgrywanego tu wiosną jednego z tzw. klasyków: Liège – Bastogne – Liège. Etap liczący 203,5 km, w większości niemal zupełnie płaski, z kilkoma niewielkimi wzniesieniami, na których w dwóch miejscach ulokowano premie górskie 4. kategorii, właściwie wyłącznie w tym celu, żeby na zakończenie etapu móc udekorować jednego z zawodników koszulką w czerwone grochy. Raczej na pewno nie będzie to Rafał Majka, na jego walkę musimy poczekać, aż zaczną się poważne góry, godne „Zgreda”.