Tour de France. Agresywny jak Majka

- Rafał Majka ani przez chwilę nie może myśleć o klasyfikacji górskiej. Musi cierpliwie czekać i zaatakować. Jeśli się uda, może być na podium - mówi Greg LeMond, trzykrotny zwycięzca Tour de France, ekspert Eurosportu. W sobotę startuje Tour de France.

*pytania zadawali wspólnie dziennikarze z kilku państw

Dominik Szczepański: Rafał Majka po raz pierwszy będzie liderem zespołu (Bora-Hansgrohe) na Tour de France. Na co go stać?

Greg LeMond: - W ostatnich latach jest jednym z najlepszych kolarzy świata. Jestem pod wrażeniem jego umiejętności, w górach zawsze jedzie obok najlepszych. W tym roku stać go na wielką niespodziankę. Może nawet skończy na podium?

Co roku przed TdF pada to samo pytanie: kto jest faworytem? W każdej dekadzie są kolarze, którzy rządzą przez 5-8 lat. Wciąż jesteśmy świadkami szczytu formy Brytyjczyka Chrisa Froome’a [trzy razy wygrał TdF], ale nie zapominajmy o Kolumbijczyku Nairo Quintanie. Ich trudno będzie ruszyć, ale trzecie miejsce jest sprawą otwartą.

Australijczyk Richie Porte wydaje się być w formie, Hiszpan Alberto Contador nie jeździ już jak kiedyś, ale może się zmotywuje. A Majka ma wielką szansę. Jest jednym z najlepszych kolarzy w peletonie, imponuje mi jego agresywny styl jazdy. Zawsze jest w ucieczce, więc musi wkładać w jazdę dużo więcej sił niż inni (śmiech).

Majka dwa razy wygrał klasyfikację górską Tour de France, ale bycie liderem to coś całkiem innego. Musi zmienić styl jazdy, poprawić się w czasówkach. To trudne zadanie?

– W tym roku na TdF czasówki są krótkie [w sumie 36,5 km], więc Majka nie będzie musiał zmieniać stylu. Na pewno powinien zmienić strategię – więcej obserwować, analizować i oszczędzać siły, bo ataki je zabierają. Musi myśleć, że wygra ten wyścig. Jazda z takim nastawieniem oznacza, że nie atakujesz na premiach tylko po to, by zdobyć punkty do klasyfikacji górskiej. Ją trzeba odpuścić. Jeśli Majka chce wygrać klasyfikację generalną, nie może myśleć o górskiej. Zamiast tego powinien cierpliwie czekać i zaatakować wtedy, gdy to może coś zmienić. Jeśli będzie w stanie tak jechać, to pójdzie mu bardzo dobrze.

Michał Kwiatkowski będzie pomocnikiem Froome’a, ale niedawno przyznał, że w przyszłości myśli o walce o zwycięstwo w wielkich tourach. Na razie świetnie jeździ klasyki. Czy może się zmienić w pretendenta do zwycięstwa w trzytygodniowych wyścigach?

– W klasyku ścigasz się z 50 gośćmi, którzy mogą wygrać. W tygodniowych wyścigach zdolnych do zwycięstwa jest może 10 kolarzy. A w Tour de France realnie liczy się dwóch-trzech. Nie ma mowy o przypadku.

Kwiatkowski nie jest jeszcze bardzo stary. Czasem bardzo trudno przewidzieć, jak kolarz może się rozwinąć. Wielu zawodników przez całe życie pomaga liderom. Nazywa się ich „domestique” i trudno dostrzec w pełni tkwiący w nich potencjał. Kwiatkowski powinien się sprawdzić w jakimś wyścigu, w którym jechałby jako lider, np. w Critérium du Dauphiné.

Czy może przejąć pozycję Froome’a w grupie Sky?

– Dobrze, że marzy o wygraniu touru. To dobry cel. Froome też na początku nie pomagał innym, ale ewoluował w zwycięzcę Tour de France. W przypadku Kwiatkowskiego potrzeba wielkiego skoku. Nie zawsze możliwego ze względu na genetykę czy cechy, z którymi się rodzisz. Jak mówiłem, nie wiadomo, jak potoczy się jego kariera.

W tym roku Froome nie wygrał żadnego wyścigu. W poprzednich latach kończących się zwycięstwami w TdF coś takiego mu się nie zdarzyło. Co się z nim dzieje?

– W poczynania Sky w ostatnim roku wkradł się chaos, siadła atmosfera. Kolarze to tylko ludzie i wbrew pozorom są bardzo krusi. Ale też bez przesady, w życiu przeszedłem przez mnóstwo gówna. Kiedyś pojechałem na tour bez pieniędzy, nie płacono mi i wygrałem. W trakcie trzytygodniowego wyścigu można zapomnieć o wielu sprawach.

Może też być inaczej: Chris celowo podczas przygotowań jeździł spokojniej, nie nakładał na siebie presji. Myślę, że to mogła być jego taktyka. Poza tym nie przesadzajmy z brakiem formy, czwarte miejsce w Critérium du Dauphiné wskazuje, że nie jest bez formy.

Froome sam mówi, że w tym roku nie jest faworytem, m.in. z powodu krótkich czasówek.

– Dobrze jeździ na czas, ale on przecież ten wyścig wygrywał w górach. A mówi w ten sposób, bo nie jest arogantem. Tacy zawsze przegrywają. Chris gra bezpiecznie, ściąga z siebie presję. Też to robiłem. Nawet kiedy wiedziałem, że wygram. Froome powiedział, że Porte jest teraz najlepszy, i zrzucił presję na Australijczyka. Mądrze zrobił.

Pogłoski o odejściu Froome’a z Team Sky mogą mieć wpływ na wyścig?

– Sky przez wiele lat było mocną, solidną drużyną, monolitem. Teraz pojawiają się na nim rysy i oczywiście mogą mieć wpływ na wyniki. Wystarczy jednak, by w formie był Froome i dwóch-trzech mocnych pomocników. Brytyjczyk wie, jak wygrać TdF i podczas wyścigu i powinien o wszystkim zapomnieć. Może i nie ma tak mocnej drużyny jak rok temu, ale nie potrzebuje tak dużej pomocy jak wtedy.

A co z szefem Team Sky Dave’em Brailsfordem? Sugeruje się, że w jego zespole mógł być stosowany doping.

– Nie mam do powiedzenia zbyt wielu dobrych rzeczy o Brailsfordzie. Jego zespół nie jest zbyt transparentny. Dla mnie sprawa jest prosta – jeśli tego brakuje, to znak, że coś ukrywasz.

W Sky są fantastyczni ludzie, ale wydaje mi się, że relacje Brailsforda i szefa UCI Briana Cooksona są zbyt bliskie. [Cookson był szefem brytyjskiego kolarstwa w chwili, gdy jeden Bradley Wiggins, wówczas kolarz Sky, otrzymał przesyłkę z zakazanym triamcynolonem].

W tym tygodniu u André Cardosy, który miał pomagać Alberto Contadorowi na TdF, wykryto EPO. Czy już zawsze, mówiąc o kolarstwie, będziemy mówić o dopingu?

– Obawiałbym się, gdyby ktoś od czasu do czasu nie wpadł na dopingu. To dobrze, że przeprowadza się testy krwi. Dzięki temu sport może się oczyścić. Obserwuję wyścigi i moc, jaką wyzwalają kolarze. Wyniki są bardziej podobne do tych, które osiągali w czasach przed dopingiem. Chciałbym wierzyć, że kolarstwo będzie czyste, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie brał.

W ostatnich latach Tour de France stał się przewidywalny. Czy są przesłanki, że tym razem będzie inaczej?

– W ostatnich latach kolarze musieli sobie radzić z wysokimi temperaturami, a przed dwoma laty trasa była bardzo trudna i to źle wpłynęło na wyścig. W tym roku trasa wydaje się łatwiejsza. To powinno sprawić, że kolarze będą bardziej agresywni i skorzy do ataków, a wyścig będzie przez to bardziej otwarty. Chciałbym tylko, by na koniec zaplanowano długą, 50-60-kilometrową czasówkę. Tego mi bardzo brakuje.

Żałuję też, że nie jedzie zwycięzca Giro d’Italia Tom Dumoulin. Holender jest pretendentem do zwycięstwa w TdF w kolejnych latach. To kompleksowy kolarz, potrafi się wspinać i jeździć na czas. Pewnie potrzebowałby tych dłuższych czasówek. Mam nadzieję, że organizatorzy do tego wrócą, bo od kilku lat TdF stał się wyścigiem dla górali.

Wróćmy do faworytów: Quintana ma w nogach Giro. Będzie miał siły na TdF?

– Po Giro można w stu procentach zregenerować się przed TdF. Poza tym to mit, że przed tourem trzeba bardzo odpocząć. Wygrywanie wyścigów daje pewność psychiczną, ale też sprawia, że kolarz jest w fizycznym gazie.

Quintana to bardzo równy kolarz. I bardzo ciekawy. Stylem jazdy przypomina tradycyjnego zwycięzcę touru z lat 80. Wspina się bardzo równo, pewnie dlatego, że urodził się wśród wysokich, kolumbijskich gór. Ale by wygrać z Froome’em, musi pod górkę mocno przyspieszyć, nauczyć się uciekać. Nie może tylko patrzeć na to, co robią inni. Wtedy ma szansę odseparować Froome’a od reszty zespołu. Gdyby jeszcze nauczył się jeździć na czas...

Ciekawe jest to, że w tym roku nie wrócił przed TdF do Kolumbii. Kiedy jesteś w domu, to trenujesz, ale nie robisz tego z taką intensywnością. Na dużej wysokości ładujesz ciało czerwonymi krwinkami, ale nie rośnie ci moc. Być może ta zmiana strategii, to, że został w Europie, okaże się skuteczna. Liczę na to, od lat czekam, aż wygra TdF.

Jeszcze jedna rzecz – Quintana jest cichy. Nie widać, by ten wyścig znaczył dla niego coś więcej niż inny. Dla mnie TdF był wszystkim. Cały rok miałem go w głowie, nie było mowy, bym mógł przegrać, musiałem być w najlepszej formie. A Quintana ma jeszcze Giro i Vueltę. Jest najbardziej równym emocjonalnie kolarzem w stawce, ale czasami to nie wystarcza. Wygrywa ten, kto chce wygrać bardziej.

Co z Alberto Contadorem?

– Nie można go nie doceniać. Od 10 lat jest jednym z najrówniej jeżdżących kolarzy w wielkich tourach. Jeśli będzie potrafił się wystarczająco zmotywować psychicznie, to będzie się liczył. Być może przeprowadzka do nowego zespołu zrobi mu dobrze, bo kiedy jeździł w Tinkoffie, coś było nie tak. Rosyjski właściciel wywierał na nich wielką presję. Nie chciałbym jeździć w takiej drużynie.

Ma 34 lata. Może już moc nie ta?

– Ja w największej formie byłem w wieku 25 lat. Potem miałem wypadek [LeMond został postrzelony podczas polowania przez swojego szwagra] i straciłem dwa lata. Nigdy nie wróciłem do wcześniejszej formy. Ale wierzę, że to bardziej sprawa psychiczna.

Szczyt formy osiąga się w wieku 23-31 lat. Potem łatwo można się wypalić, bo kolarstwo jest bardzo intensywnym sportem. Jeśli jesteś wyjątkiem, kochasz to, co robisz, to czasami możesz wygrywać dużej, nawet do późnej trzydziestki.

Ktoś jeszcze może się liczyć? Na co stać grupę Astana?

– Włoch Fabio Aru może pojechać lepiej, niż się wydaje, on też ma szansę na podium. W Astanie nie jeździ już Vicenzo Nibali, w ogóle zabraknie go na TdF. To może sprawić, że Aru poczuje większą wolność. Przyjedzie wypoczęty. Sadzę, że uniesie presję, bo zwycięstwo w TdF nie zawsze bierze się tylko z przygotowania fizycznego. W dużej mierze chodzi o psychikę, o to, jak radzisz sobie ze stresem dzień po dniu przez trzy tygodnie.

No i jest też przecież Jakob Fuglsang, który wygrał Critérium du Dauphiné. On także może być liderem Astany.

Włoskie kolarstwo nie przeżywa teraz najlepszych momentów.

– Od 1981 r. słyszę to co pięć, dziesięć lat. Owszem, dyscyplina się zmieniła, teraz trzeba rywalizować z kolarzami z całego świata, ale Włochy wciąż mają świetnych zawodników. Nie mówiłbym o kryzysie, przynajmniej jeszcze nie teraz.

Transmisje z Tour de France tylko w Eurosporcie.

Więcej o: