Majka był rozluźniony po serii spotkań z reporterami dzień przed pierwszym etapem - 10-kilometrową czasówką w Apeldoorn w Holandii. Rozluźniony, ale i pośpieszny, choć pośpiech w sennym Duiven, 40 km od startu, gdzie stacjonuje jego grupa Tinkoff, jest niewskazany. W okolicy odbędą się trzy pierwsze etapy tegorocznego Giro. - Możemy rozmawiać bardzo krótko, bo zaraz masaż, a potem jedziemy na prezentację w centrum Apeldoorn, a potem muszę odpoczywać i odpoczywać - powiedział 26-latek.
Nie pierwszy raz właśnie on jest liderem grupy Tinkoff na wielki wyścig. Był nim w swoim debiucie we włoskiej pętli w 2013 roku - ale tym razem jest chyba wyjątkowo. Na promocyjnych zdjęciach najbardziej utytułowanej w tym sezonie grupy jest dziewięciu kolarzy, w środku podparty łokciami o biodra stoi Majka jako capo di tutti capi.
- Z roku na rok jestem coraz silniejszy. Czuję odpowiedzialność, pewnie. Jest i presja wyniku, ale ona ciąży na każdym zawodniku. Po trzecim miejscu w zeszłorocznej Vuelcie czuję się pewnie. Wiem, że Paweł Poljański i inni koledzy z grupy mi pomogą, cała drużyna jedzie dla mnie. Paweł będzie ze mną najdłużej w górach, jest szczupły jak nie wiem co. Ha, nawet zęba wyrwał tuż przed Giro, chyba żeby być jeszcze lżejszym. Jestem gotów walczyć z każdym, o ile noga się kręci. I o ile jest pogoda - mówi 26-letni Majka.
Pogoda. Prognozy podobno nie są najlepsze , zwłaszcza jeśli chodzi o trzeci tydzień Giro. Ponieważ w końcówce wyścigu kolarze wjeżdżają na wysokość ponad 2700 m n.p.m. (na 19. etapie do Risoul we francuskich Alpach, gdzie dwa lata temu Majka wygrał etap w Tour de France, oraz w 20. etapie do sanktuarium Sant'Anna di Vinadio), może ich tam spotkać niespodzianka taka jak podczas ostatniego Tour de Romandie. Kolarze jechali i cierpieli z zimna. W Szwajcarii połowa zespołu Majki była przeziębiona, prawie wszyscy mieli objawy łagodnej grypy żołądkowej, i Polak wycofał się z finałowego etapu, niemal zamarzł na przedostatnim. Podobno był tak skostniały, że schronił się do autobusu zespołu rywali, bo jego własny był daleko.
Zanim zrezygnował z jazdy, wrzucił na swój facebookowy profil zdjęcie. Majka z łopatą do odśnieżania, a wokół - choć to przełom kwietnia i maja - górska zima jak malowanie, ośnieżone Alpy, i nawet droga nie była czarna. - W Romandii po prostu musieliśmy odreagować, stąd zdjęcia. Żeby trochę rozbroić atmosferę, nie myśleć na poważnie o tym śniegu i zimie. Ani o rowerze jadącym w śniegu - powiedział.
Dużo mówi się o tym, że dwaj najmocniejsi Polacy w peletonie źle znoszą zimno, deszcz. Rzeczywiście, Michał Kwiatkowski też wycofał się ze szwajcarskiego wyścigu, po wcześniejszych niepowodzeniach w ardeńskich klasykach, gdzie aura go nie pieściła promykami słońca.
Z Majką jednak jest trochę inaczej - właśnie w Giro pokazał, że kiedy stawka jest wysoka, żadne warunki mu nie straszne. - Trzeba się dobrze przygotować, mieć ubrania na każdą pogodę, i tyle - powiedział, gdy zapytałem o Tre Cime de Lavaredo w 2013 roku. Bronił wtedy kapitalnego szóstego miejsca, jadąc w śniegu z liderami niemal na szczyt, 2304 m n.p.m. Ciężko było - z jednej strony grupa czterech Kolumbijczyków, z innej pięciu Włochów, i Majka. Spadł wtedy na siódme w klasyfikacji generalnej, które poprawił po roku na szóste. - Może pobiję polski rekord w Giro, aby nikt nie twierdził, że Majka nie walczy - powiedział.
Wciąż najlepszymi miejscami polskich kolarzy w klasyfikacji generalnej są szóste Majki w 2014 i Przemysława Niemca rok wcześniej. Teraz Oleg Tinkow, właściciel zespołu Majki, chce, aby 29 maja Polak stanął w Turynie na podium.
Majka w tym roku nie wygrał żadnego etapu w żadnym wyścigu. Był najwyżej trzeci - na górzystym etapie w tygodniówce Dookoła Andaluzji. A już wspomniany Tour de Romandie był po prostu katorgą, bo nogi były wyjątkowo ciężkie. - Ktoś, kto zna się na kolarstwie, wie, że gdy zawodnik startuje z marszu, prosto z obozu, to po prostu nie da się szybko jechać. A ja właśnie wróciłem z ciężkiego zgrupowania na Cyprze, gdzie pracowałem po to, aby pojechać dobrze w trzecim, decydującym tygodniu Giro, a nie w Tour de Romandie. Więc to, co się zdarzyło w tym sezonie, wcale nie było takie złe. Tylko trzeba się znać, aby to dostrzec - mówił Majka. - Wiem, że w pierwszych dniach Giro będzie mi jeszcze szło jak po grudzie. Muszę trzymać się najlepszych. Ale odpocznę. Będę się rozkręcał z dnia na dzień. A pod koniec Giro d'Italia kto wie, czy nie właśnie ja będę walczył o zwycięstwa. I wtedy odpalę motor - mówi Polak.
Ale zabawa zacznie się już w połowie Giro, tam zapewne dojdzie do pierwszego ułożenia czołówki. 9. etap to bowiem bardzo długa, bo 48-kilometrowa czasówka w winnym, ale również zalesionym i pagórkowatym regionie Chianti. Są tam wąskie, kręte drogi, mnóstwo zjazdów i podjazdów. Mnóstwo sekund do zyskania i stracenia. Majka nigdy nie był czasowcem i nigdy wybitnym specjalistą nie będzie, bo jako niespełna 60-kilowy, 173-centymetrowy mężczyzna kieszonkowy nie wykręca na płaskim terenie takiej mocy, jak silniki diesla jak Fabian Cancellara (186 cm) Tom Dumoulin (185). Czy Ilnur Zakarin (187). - Na długich czasówkach nie tracę do najlepszych zbyt wiele - powiedział, chyba z dumą, bo zabrzmiało to jak pean dla samego siebie: taki niepozorny, a daje radę.
Spójrzmy jednak na 2014 rok: w innej winnej czasówce Giro - Barbaresco-Barolo, 42,2 km, Majka był czwarty, imponujące miejsce. - Na obozie na Cyprze ćwiczyłem jazdę na czas, układałem pozycję. Nabrałem ochoty - mówi Majka.
Po mecie w Greve di Chianti organizatorzy zaplanowali kilka dni dla sprinterów, aż w sobotę peleton wjedzie w Dolomity. Czyli to, co najważniejsze w wyścigu - i na co czeka Polak, najlepszy góral Tour de France 2014 roku - zacznie się dziać, gdy kolarze będą mieli w nogach 2200 km.
W sobotę 21 maja objadą przełęcze znane każdemu, kto jeździ na nartach: Passo Pordoi, Sella, Gardena, Campolongo - królewski etap, otwierający ostatni tydzień wyścigu. Nawet czasówka to 10 km non stop pod górę, na Alpe di Siusi. Na podobnej trasie sławny góral z Kolumbii Nairo Quintana przybił gwoździem zwycięstwo w 2014 roku, zaś Majka był siódmy, mimo ogromnych kłopotów żołądkowych, skurczy brzucha.
Wśród bukmacherów Majka jest faworytem drugiego rzędu. Przed nim jest bowiem Vincenzo Nibali (Astana), którego przewagami są doświadczenie z pięciu Giro i pięciu Tour de France, talent do jazdy w górach, w tym również do zjazdów, oraz całkiem niezła jazda na czas. Potem Mikel Landa (Sky) - 26-latek był w poprzedniej edycji trzeci, choć zaczynał wyścig tylko jako pomocnik dla Fabio Aru. I Alejandro Valverde (Movistar), zachwycająco wszechstronny weteran, mocny w klasykach i długich tourach.
Dopiero za tą trójką bukmacherzy widzą szerszy front kolarzy, wśród nich Majkę. Na jego zwycięstwo przyjmowane są zakłady w stosunku 17:1 (Nibali 2,5:1, Landa 3:1, Valverde 6:1).
Na odpoczynek po Giro kolarze będą mieli miesiąc. I wyruszają na Tour de France. Majka jest w dość wąskiej grupie zawodników z czołówki (czyli tych walczących do końca wyścigu), którzy wystartują w obydwu wielkich wyścigach, Majka ma być najważniejszym pomocnikiem największej gwiazdy grupy Tinkoff, Alberto Contadora. Potem, dosłownie tydzień po zakończeniu Wielkiej Pętli, jest start olimpijski w Rio, na trasie, która Majce odpowiada, bo jest górzysta. Ale igrzyska to rzecz prywatna, można powiedzieć. Dla zespołu najważniejszy jest zawodowy peleton i sukcesu drużyny. Więc Majka nie mógł się nie zgodzić na układ: liderowanie w Giro d'Italia, ale i pomoc Contadorowi w Tour de France. A w igrzyskach, ile Bozia da, albo raczej, ile zostawiła. Kto to wytrzyma?
- Cóż zrobić. Jestem taki Robocop - powiedział Majka.