Tour de France 2015. Czesław Lang dla Sport.pl: Michał Kwiatkowski Merckx. A Tour zrobił konkretny biznes na Armstrongu

- Michał rok temu zaczął Tour mocno i dopadł go kryzys. Teraz ruszył spokojnie, ogranicza się, może chce sprawdzić inny wariant - mówi Sport.pl Czesław Lang, były kolarz, dziś organizator Tour de Pologne. Wspomina też Lance'a Armstronga, który wyciągnął TdF w górę.

Paweł Wilkowicz: Forma Michała Kwiatkowskiego była niewiadomą przed Tour de France, zadaniem Polaka na pierwszych etapach było pomaganie Tony'emu Martinowi. Myśli pan, że będzie taki moment w wyścigu, kiedy Michał będzie mógł też zagrać na siebie?

Czesław Lang: Jeśli mamy jakiś niedosyt związany z jazdą Michała w Tourze, to przede wszystkim chodzi o prolog w Utrechcie. On lubi takie próby i liczyliśmy na więcej. Ale też widzimy, że Michał nie pojechał tam na 100 procent, tylko góra 90. Może jego pomysł to dochodzenie do formy metodą startową i im dalej w Tour tym będzie mocniejszy. Wtedy dostanie szansę pojechania dla siebie. To że teraz pracował na Martina jest zrozumiałe i po ludzku - bo kiedyś Martin pracował na niego - i z punktu widzenia taktyki. Martin był z całej drużyny Etixx-Quick Step najbliżej żółtej koszulki. Zespół po prostu nie mógł zdecydować inaczej.

Grupa Kwiatkowskiego ma wprawdzie specjalistę od wieloetapowych wyścigów, Rigoberto Urana, ale jest raczej jedną z tych grup, które polują na mniejsze cele, i to dla kilku swoich kolarzy: Martina, Cavendisha, Kwiatkowskiego, nawet Stybara. Może po prostu trzeba się pogodzić z tym, że Polak nie będzie w najbliższej przyszłości wysoko w klasyfikacji generalnej?

- Michał ciągle się uczy Touru. Testuje siebie w tym wyścigu. Co roku szykuje formę na różne momenty. Był ten Tour, w którym pięknie walczył z Quintaną o koszulkę młodzieżowca, ale jeszcze zabrakło sił. Z kolei rok temu zaczął wyścig bardzo mocno. I dopadł go równie mocny kryzys. Teraz próbuje innej metody, samoogranicza się. To młody chłopak, kolarze dojrzewają dopiero po trzydziestce, ma czas.

Wszyscy się bali wtorkowego czwartego etapu i przejazdu przez bruki, przez "piekło Północy", ale na każdym z trzech pierwszych etapów też się działo: najpierw upał, potem wiatr, wreszcie straszna kraksa.

- Początek wyścigu jest zawsze bardzo nerwowy i pamiętam ze swoich startów, że obowiązywała zasada: byle przeżyć pierwszy tydzień. Jakoś minimalizować straty, przeczekać do tego momentu, gdy adrenalina w peletonie trochę opadnie, aż osłabnie to parcie na zdobycie koszulki w jakimkolwiek kolorze. Zawodnicy są pod ogromną presją. Media motywują do walki, sponsorzy naciskają, każdy chce się pojawić w transmisji, bo nie ma w roku lepszego okna wystawowego. To jest fenomen Tour de France. Przecież poza tym ten wyścig się niewiele różni od Giro i Vuelty. Ale marketingowo jest na zupełnie innym poziomie. Dlatego tu nigdy nie ma momentu spokoju. Zawsze znajdzie się ktoś, kto chce się pokazać, bo miliony patrzą. I to jest naprawdę ogromna zasługa Lance'a Armstronga

Wchodzimy na grząski teren.

- Armstrong wyciągnął Tour de France w górę. Potem się okazało, że Lance oszukiwał. Lance upadł, ale Tour pozostał w górze. Kiedyś, w moich latach, Giro było równe Tourowi, jeśli chodzi o rozgłos i prestiż. Teraz Tour odjechał wszystkim. I powtórzę: to Armstrong go tak pociągnął do przodu. Dał Tourowi bajkową historię marketingową: człowiek, który pokonał chorobę, teraz mierzy się z Tourem i też wygrywa, rok po roku. A resztę dołożyli Francuzi, oni są mistrzami marketingu, mistrzami w zachwalaniu tego co swoje.

Armstrong przejedzie w drugim tygodniu trasę dwóch etapów Touru, w ramach akcji charytatywnej. Zrobi to dzień przed przejazdem karawany Touru. I gdyby organizatorzy mogli, to pewnie by go stamtąd pogonili. Pan uważa, że zasłużył na więcej empatii?

- Ja po prostu widzę, co się dzieje. Tour de France, Nike, Trek - wszyscy zrobili konkretne biznesy przy Armstrongu. Nie wiem, jak wiele wiedzieli, czy wiedzieli, czy akceptowali. W każdym razie: cieszyli się Armstrongiem i korzystali z niego. A teraz jako jedyny traci Armstrong. Oni co sobie ugrali, to im zostało.

Nike odwróciło się od Armstronga i to było logiczne. Ale ostatnio dało kontrakt sprinterowi Justinowi Gatlinowi, który już dwa razy wpadał na dopingu.

- Biznes to biznes.

Kto pana zdaniem wygra Tour?

- Jestem z Alberto Contadorem. Dlatego że karierę zaczynał w Tour de Pologne, wygrywając czasówkę w Karpaczu, ale nie chodzi tylko o sentyment. Contador to urodzony góral, urodzony taktyk, naturalny talent. On zawsze walczy. Nie czai się, nie chowa, żeby pokazać się w Tour de France. Takiego Froome'a mało widać na co dzień. A Contador ciągle gdzieś walczy. Tu jest siódmy, tu ósmy, tu piąty, tu pierwszy. Dlatego warto mu kibicować. Ja nie lubię takich kolarzy jakim był Lance Armstrong: chował się przed Tourem, chował się po Tourze. Mogliśmy go oglądać tylko w chwilach wielkości. A ja uważam, że po to jest cały sezon, po to są klasyki, po to mistrzostwa świata, żeby w nich startować. Żebyś mógł obserwować kolarza w każdej sytuacji, mógł się z nim zżyć. Cieszyć się nim. Takim kolarzem jest Contador, ale jest nim też nasz Michał Kwiatkowski. Oni są jak Eddy Merckx: jadą czy mają świetną formę, czy nie. Nie boją się przegrać, nie boją się poddać testowi formy. Widzimy teraz, że gdy Michał czuje, że nie jest wystarczająco mocny, to stara się pomóc drużynie. Walczy. Kibicowanie samym zwycięstwom - co to za atrakcja? Ja chcę swojemu kolarzowi kibicować, również gdy jest w kryzysie, w kraksie, gdy ma zwątpienia. Wyścig etapowy jest o tyle niesprawiedliwy, że wygra go tylko góral. Nie mają szans Martin czy Fabian Cancellara, bo nie mają takich predyspozycji. I dla takich kolarzy celem jest polowanie na cele etapowe, ale też sprawia im ogromną przyjemność przeczołganie górala na tych etapach, które są stworzone dla nich. "Ty mnie niedługo przeczołgasz w górach, to teraz sobie pocierp w walce z wiatrem i na bruku". Tak jak cierpiał na pierwszych etapach Nairo Quintana. Wierzę, że Michał Kwiatkowski też będzie miał swój moment przeczołgiwania faworytów, zanim zaczną się naprawdę wysokie góry. Zasłużył na to.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.