Paryż - Nicea. Michał Kwiatkowski: "Nigdy się nie poddajemy"

Mistrz świata Michał Kwiatkowski po świetnej jeździe na górskim etapie w Masywie Centralnym odzyskał koszulkę lidera wyścigu i w weekend walczył będzie o końcowy triumf.

Mistrz świata Michał Kwiatkowski odzyskał prowadzenie w kolarskim wyścigu Paryż - Nicea, jednej z najbardziej prestiżowych imprez etapowych w kalendarzu. Polak prowadzi w "wyścigu ku słońcu", przed sobą mając jeszcze trzy trudne etapy, a za plecami czując oddech brytyjskiej ekipy Sky, której kolarze zajmują drugie i trzecie miejsce.

Piątego dnia rywalizacji na francuskich drogach kolarze mierzyli się z 204-kilometrowym etapem, na którym wyznaczono aż osiem górskich premii, w tym finałowy podjazd Croix de Chaubouret - regularną, 10-kilometrową wspinaczkę. Polak przystąpił do tego królewskiego odcinka na pozycji wicelidera, sekundę za Australijczykiem Michaelem Matthewsem (Orica-GreenEdge), który, jako sprinter, nie stanowił specjalnego zagrożenia i nie miał w planach walki w końcówce tak trudnego etapu.

Kwiatkowski, który ściganie we Francji rozpoczął od wygranej na prologu, spokojnie kontrolował sytuację, w ostatecznej rozgrywce nie tracąc głowy i na mecie meldując się na trzecim miejscu.

- Szczerze mówiąc, jestem nieco zaskoczony, że odzyskałem koszulkę lidera. Czułem się dziś dobrze, a moja ekipa wyprowadziła mnie na dobrą pozycję i opiekowała się mną przez cały dzień. Kiedy do ataku ruszyli Porte i Thomas, nie byłem w stanie odpowiedzieć - wyjaśnił na mecie 24-latek.

Peleton na zbocza finałowego podjazdu wprowadzili kolarze zespołu Sky, mocno przerzedzając czołową grupę i na ostatnich trzech kilometrach atakując na zmianę. Jako pierwszy ruszył Brytyjczyk Geraint Thomas, a gdy jego akcję na kilometr przed metą skasował Kwiatkowski, poprawił Australijczyk Richie Porte. Akcja okazała się decydująca - tempo narzucone przez zawodnika z Tasmanii okazało się zbyt wysokie dla Polaka, a koło kolegi złapał za to Thomas. Dwójka dojechała do mety 8 sekund przed mistrzem świata, a Porte na mecie cieszył się z etapowej wygranej.

- Czuję się dobrze, a biorąc to pod uwagę, może uda mi się znaleźć okazję by zaatakować kolarzy Sky przed ostatnim etapem. Nigdy się nie poddajemy - skomentował Kwiatkowski po etapie.

W klasyfikacji generalnej Kwiatkowski ma jedynie sekundę zapasu nad Portem i trzy nad Thomasem. Z anglosaskim duetem kolarz z Chełmży mierzył się już w tym roku na trasie portugalskiego wyścigu Volta ao Algarve, zmagania kończąc za plecami Brytyjczyka, a przed Tasmańczykiem.

Polak nie będzie miał w tym tygodniu ani chwili wytchnienia. Jutrzejszy etap tylko z pozoru wydaje się łatwiejszy, ale trudna końcówka i niewielka wspinaczka na kilometrów przed metą powinna rozruszać peleton i dać szanse kolarzom typu wspomnianego Matthewsa. Kwiatkowski w takiej końcówce nie byłby bez szans, ale mistrz świata z Ponferrady skupiał się będzie na dwóch finałowych etapach. W sobotę do pokonania górski etap - 185 kilometrów, sześć górskich premii i 20 kilometrów zjazdów do Nicei - natomiast w niedzielę wspinaczka na Col d'Eze - górska jazda na czas na dystansie blisko 10 kilometrów.

Polakowi nie przyjdzie zapewne do głowy, by krzyknąć "Nicea albo śmierć", ale w sobotę na pewno próbował będzie wykorzystać swoje niesamowite umiejętności jazdy na zjeździe, by zyskać czas nad zawodnikami ekipy Sky. W niedzielę natomiast przyjdzie mu się zmierzyć nie tylko z czasem i własnymi słabościami, ale ze świetnie dysponowanym Portem, który wygrał już w przeszłości cały wyścig i finałową czasówkę.

Czwarty odcinek nie należał za to do Rafała Majki, który najpierw zmieniał koło, potem rower, a w efekcie szaleńczej gonitwy za peletonem nie był w stanie nawiązać walki na zboczach usytuowanego w Masywie Centralnym szczytu.

- Cóż mogę powiedzieć, dzisiejszy dzień nie należał do mnie. Na zjeździe z Col de la Gachet miałem defekt, chłopaki z "Tinkoff-Saxo" dociągnęli mnie do grupy, ale na początku kolejnego podjazdu musiałem zmienić rower. Potem było całkiem nieźle, ale w końcu odpadłem z grupy. To nie był mój dzień - podsumował 25-latek na oficjalnej stronie na Facebooku, zapowiadając jednak, że w wyścigu swojej szansy jeszcze poszuka.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.