Kolarstwo. Doping zawsze dziwnie blisko kolarzy Astany

Coraz ciemniejsze chmury nad grupą zwycięzcy Tour de France Vincenzo Nibaliego. Na dopingu wpadł właśnie piąty kolarz Astany w tym roku. Kazachskiej ekipie grozi utrata licencji na ściganie się w największych wyścigach.

Kolarstwo ostro walczy z dopingiem i mogłoby się wydawać, że wygrywa, gdyby nie tegoroczne wydarzenia w Astanie.

Przedwczoraj Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) ogłosiła, że w próbce pobranej w sierpniu od Artura Fiedosiejewa wykryto sterydy. To piąty kolarz Astany przyłapany w tym roku. Wcześniej na EPO wpadli bracia Maksym i Walenty Iglińscy, a na sterydach - Ilja Dawidenok i Wiktor Okiszew.

Największą gwiazdą w tym gronie jest Maksym Igliński, zwycięzca m.in. prestiżowego klasyku Liege-Bastogne-Liege z 2012 r. Kazach podczas Tour de France był jednym z pomocników Nibaliego. Walenty i Maksym wpadli w odstępie trzech tygodni po zakończeniu Wielkiej Pętli.

Astana już po tych przypadkach miała poważne kłopoty. Jako jeden z 11 zespołów elity tworzących Movement for Credible Cycling (zrzeszenie deklarujące dbanie o czystość dyscypliny) zobowiązała się, że gdy dwóch jej zawodników zostanie przyłapanych, zawiesi działalność. Z tego powodu jesienią na osiem dni wycofała się z zawodów. Przepadł jej m.in. Tour of Beijing, ostatni duży wyścig w sezonie.

Ale to był dopiero początek. Po wpadkach Dawidenoka, Okiszewa i Fiedosiejewa o dopingu w Astanie huczy już świat, duże artykuły można przeczytać m.in. na BBC.com i w "The Daily Telegraph". Do piątki z Astany można też dodać Czecha Romana Kreuzigera, dziś w Tinkoff-Saxo, u którego UCI dopatrzyła się nieprawidłowych trendów w paszporcie biologicznym w latach 2011-12, gdy był w Astanie.

Już trzy nazwiska wystarczyły, by UCI ogłosiła weryfikację licencji Astany na kolejny sezon. Kazachska grupa spełniła wstępne wymogi sportowe i finansowe, lecz żeby ścigać się w elicie, trzeba jeszcze sprostać kryterium czystości. "Sytuacja Astany jest ekstremalnie poważna. Wiarygodność grupy i jej kierownictwa została podważona" - napisał Brian Cookson, szef UCI.

Złe skojarzenia towarzyszą Astanie od początku. Grupa powstała w 2006 r. na zgliszczach zdmuchniętej przez dopingową aferę Puerto hiszpańskiej ekipy Liberty Seguros. Jednym z założycieli był Aleksander Winokurow, wówczas gwiazda peletonu, dziś dyrektor sportowy grupy. Kazach przekonał do wsparcia lokalnych oligarchów. Stworzył machinę, która już w drugim roku chciała wygrać Tour de France.

Dopingowi kontrolerzy od początku rzucali jednak Astanie ciężkie kłody pod nogi. Winokurow wpadł spektakularnie na TdF w 2007 r. - dwukrotnie podwyższony poziom czerwonych krwinek, wskazujący na nielegalną transfuzję, wykryto u niego po zwycięskiej czasówce. Astana z hukiem wyleciała na dwa lata z wyścigu, na dwa sezony przepadł też Winokurow. W 2008 r. kontrolerzy znaleźli EPO u innej gwiazdy Andrieja Kaszeczkina. Ponoć donieśli na niego inni kolarze, nie mogąc znieść jego bezczelności i bezkarności.

W kolejnych latach przez Astanę przewinęli się m.in. Lance Armstrong w roli gwiazdy i Johan Bruyneel w roli dyrektora sportowego. Obaj, jak się później okazało, po uszy umoczeni w doping. Głośna wpadka dopingowa Hiszpana Alberto Contadora też miała miejsce w Astanie - w 2010 r. Stracił wtedy tytuł TdF za clenbuterol. Nie udała się karkołomna obrona, że zjadł skażony stek wołowy.

Winokurow oskarżany był też o zapłacenie 150 tys. euro łapówki za wygrany w 2010 r. Liege-Bastogne-Liege, ale dziś zaklina się, że zarówno on, jak i Astana są po jasnej stronie mocy. Trójka kolarzy, która wpadła jako ostatnia, to młodzieżowcy ścigający się w Astanie B. - To dwie zupełnie rożne grupy - przekonuje Winokurow, który pokazowo zawiesił Astanę B, a w ojczyźnie pociągnął za sznurki tak, że w jeden dzień zmieniono szefa związku kolarskiego. Sugeruje, że za skandal odpowiada złe prowadzenie młodych zawodników w Kazachstanie.

Oburzony i wściekły jest też Nibali. - To idioci, nie mam z nimi nic wspólnego - denerwuje się w wywiadzie dla "La Gazzetta dello Sport". Twierdzi, że młodych kolarzy nigdy nie widział, a Maksyma Iglińskiego też prawie nie znał, zawsze trenował z innymi. "Guardian" trochę się dziwi i przypomina, że w tym sezonie poza TdF jechali razem w Tour of Oman, Milano-Sanremo, Amstel Gold Race, La Fleche Wallonne, Liege-Bastogne-Liege i Tour de Romandie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.