Kolarstwo. Wielka draka na Giro

- Dyrektor wyścigu musi odejść! - grzmią szefowie niektórych zespołów startujących w Giro d'Italia. Po organizacyjnym chaosie na wtorkowym etapie domagają się odjęcia czasu liderowi Nairo Quintanie

Nie licząc afer dopingowych, podobnej awantury w kolarstwie nie było od lat. Włoskie gazety piszą, że organizująca Giro firma RCS zepsuła królewski etap i wypaczyła klasyfikację generalną wyścigu.

We wtorek kolarze ścigali się w Alpach na ciężkim 16. etapie do Val Martelo. Po drodze pokonali trzy przełęcze leżące na wysokości ponad 2000 m n.p.m. Gdy wjechali na środkową, Stelvio (2758 m), na oficjalnym Twitterze wyścigu pojawił się komunikat, że zjazd będzie zneutralizowany ze względów bezpieczeństwa - padał deszcz ze śniegiem, drogę spowijała mgła. Neutralizacja oznaczała, że kolarze mają jechać spokojnie, nie mogą wyprzedzać, a ostre ściganie zacznie się dopiero wtedy, gdy zjadą do doliny.

Poza komunikatem na Twitterze dyrektorzy sportowi usłyszeli przez oficjalne radio wyścigu, że na zjazdach przed kolarzami będzie jechał steward na motocyklu z czerwoną flagą oznaczającą "zwolnij, nie wyprzedzaj".

Większość szefów zespołów, m.in. Lars Michaelsen, zwierzchnik Rafała Majki z duńskiej ekipy Tinkoff-Saxo, uznała komunikat za potwierdzenie neutralizacji i przekazała informację kolarzom. Majka, do tej pory trzeci w klasyfikacji generalnej, ówczesny lider Kolumbijczyk Rigoberto Uran (Omega Pharma-Quick Step) oraz drugi w wyścigu Australijczyk Cadel Evans (BMC) usłyszeli, że mogą jechać spokojnie. Kilkudziesięciu kolarzy na szczycie Stelvio zsiadło nawet z rowerów, przebrało się w ciepłe stroje, napiło ciepłej herbaty z bidonu i dopiero ruszyło na dół.

15 minut później okazało się jednak, że komunikat o neutralizacji był błędem. Na oficjalnym koncie twitterowym Giro pojawiły się przeprosiny, a błędny wpis skasowano. Nic by się pewnie nie stało, gdyby nie to, że nie wszyscy zostali wprowadzeni w błąd. Na zjazdach ze Stelvio do przodu wystrzelił piąty przed etapem Kolumbijczyk Nairo Quintana (Movistar), jeden z faworytów, drugi w zeszłorocznym Tour de France. Razem z grupką innych kolarzy po zjeździe do doliny miał ponad 2 min przewagi nad Uranem, Majką i Evansem. Na mecie powiększył ją do ponad 4 min.

Zamieszanie sprawiło, że Quintana został nowym liderem ze sporą przewagą, a Majka spadł na piąte miejsce, bo wyprzedził go jeszcze Francuz Pierre Rolanda (Europcar), jeden z towarzyszy Quintany w ucieczce.

Wieczorem rozpętała się burza. Wprowadzone w błąd zespoły zaatakowały Mauro Vegniego, dyrektora wyścigu z ramienia RCS. - Jak można być takim tchórzem, żeby kasować wpis o neutralizacji i twierdzić, że nie miała miejsca?! Vegni się nie nadaje, powinien stracić stanowisko, pakujemy w wyścig kupę pieniędzy, a oni dają nam w zamian takie g...! - wściekał się Patrick Lefevre, dyrektor Omega Pharma-Quick Step, czyli grupy byłego lidera Urana. - Przegraliśmy Giro przez błąd organizatorów. Skoro nie było neutralizacji, to czemu tak wielu kolarzy zatrzymało się na szczycie? Nigdy nie puścilibyśmy Quintany, wiedząc, że na zjazdach można się ścigać - grzmiał Lefevre.

Vegni broni się, że nigdy nie podano informacji o neutralizacji przez oficjalne radio wyścigu. Część dyrektorów po prostu źle zrozumiała komunikat, że na najwyższych zakrętach ze Stelvio motor z czerwoną flagą będzie prowadził kolarzy przez zamglony odcinek. - Dyrektorzy powinni wiedzieć, że oficjalnym kanałem informacji jest radio, nie Twitter - mówił Vegni.

Czerwona flaga oznaczała jednak, że Quintana choćby na pierwszych zakrętach powinien zwolnić, a tego nie zrobił. W internecie krążą zdjęcia, jak Kolumbijczyk mknie koło motocykla, którego nie powinien wyprzedzać. Jedna z włoskich gazet dotarła do motocyklisty, który potwierdził, że Quintana go wyprzedził. - Nie rozumiem zamieszania, ruszyłem do przodu, bo uciekali inni, większość przewagi i tak zdobyłem na podjeździe, a nie zjeździe - stwierdził Kolumbijczyk.

- Wyraźnie słyszałem przez radio polecenie, żeby przekazać kolarzom informację, że nie można atakować. Quintana zaatakował, pewnie i tak by wygrał, bo był mocny na ostatnim podjeździe, ale organizatorzy stworzyli warunki nierówne dla wszystkich. To nie do przyjęcia. Jeśli już chcą mieszać się do bezpieczeństwa, muszą to robić z głową - powiedział Lars Michaelsen, dyrektor Tinkoff-Saxo. Duńczyk chwalił Majkę, który mimo zamieszania ścigał ucieczkę i atakował na ostatnim podjeździe, choć jego spadek na piątą lokatę był raczej nieunikniony. - Rafał wykonał wspaniałą robotę. W zimnie i deszczu nie jeździ mu się zazwyczaj dobrze, ale mimo to nadrobił sekundy do Urana i Evansa - podkreślił Michaelsen.

"Wszystko zawaliło się na Stelvio, koledzy dyktowali świetne tempo, miałem atakować na ostatnim podjeździe, ale okazało się, że zasady nie były równe dla wszystkich. O powrót na podium będę jednak walczył do końca" - napisał na Facebooku Majka.

Przed środowym etapem odbyła się narada dyrektorów ekip, dyskutowano o jakiejś formie protestu. Część zespołów naciska na RCS, żeby odjęła Quintanie i innym uciekinierom po 2 minuty, które zyskali na zjeździe. Na razie jednak na to się nie zanosi, bo kilka ekip na wtorkowym etapie zyskało i twierdzi, że zamieszanie to efekt nieporozumienia.

Środowy dość płaski etap z Sarmonico do Vittorio Veneto (208 km) wygrał Stefano Pirazzi (Bardiani). W czołówce klasyfikacji nic się nie zmieniło. Prowadzi Quintana, drugi jest Uran (1 min 41 s straty), trzeci Evans (3.21), a za nim Rolland (3.26) i Majka (3.28). Za Polakiem czają się Włosi Fabio Aru (3.34) i Domenico Pozzovivo (3.49).

Do końca zostały cztery etapy, w tym trzy z metą pod górę. W czwartek wspinaczka pod Panarottę na 1760 m n.p.m.

Giro d'Italia. Całusy, czyli słodka nagroda dla najlepszych [ZDJĘCIA]

Korzystasz z Gmaila? Zobacz, co dla Ciebie przygotowaliśmy

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.