Dyskwalifikacja Armstronga. Trzęsienie ziemi w kolarstwie

Lance Armstrong został dożywotnio zdyskwalifikowany przez amerykańską agencję antydopingową. USADA odebrała mu siedem triumfów w Tour de France. Fundacja Armstronga walcząca z rakiem zanotowała rekordowe donacje

Afery o tak wielkich konsekwencjach w sporcie jeszcze nie było, Ben Johnson złapany na dopingu po zwycięstwie w olimpijskim finale 100 m w Seulu w 1988 roku to przy tym epizod.

Armstrong, jedna z największych ikon globalnego sportu, idol daleko wykraczający poza świat sportu i jako zwycięzca w walce z rakiem wzór dla wszystkich zmagających się z nowotworami, został uznany nie tylko za notorycznego, wieloletniego dopingowicza i oszusta, ale też za osobę, która namawia do stosowania zakazanej farmakologii, instruuje, jak ją stosować i jak unikać wpadki. Za karę został dożywotnio zdyskwalifikowany. Unieważnione zostały też wszystkie wyniki, jakie osiągnął po 1 sierpnia 1998 roku.

Oznacza to też odebranie brązowego medalu z igrzysk w Sydney w 2000 roku, nagród pieniężnych i każdych innych od tamtego czasu, aż do chwili obecnej.

USADA uznała go za winnego na podstawie zeznań prawdopodobnie dziesięciu osób (inne źródła mówią o 12), które świadczą o dopingu w latach 1999-2005, kiedy Amerykanin miał niebywałą serię zwycięstw w Tour de France, oraz na podstawie badań próbek krwi pobranych w 2009 i 2010 roku. Agencja twierdzi, że we krwi są dowody. Nie wiadomo, dlaczego nie zostały one użyte wcześniej.

USADA uważa, że ma dowody na stosowanie przez kolarza dopingu również przed tym okresem. Najstarsze pochodzą podobno z 1996 roku, czyli trzy lata przed jego pierwszym triumfem w Tour de France. Oskarżenia dotyczą użycia EPO, testosteronu, innych sterydów, hormonu wzrostu.

Nie wiadomo dokładnie, co zeznali świadkowie, nie wiadomo dokładnie, jakie są wyniki badań mających być dowodem winy. Agencja zdecydowała o dyskwalifikacji Armstronga dlatego, że w piątek kolarz postanowił się dłużej przed oskarżeniami nie bronić.

Cała rozgrywka przypominała rozdanie pokera o dużą stawkę.

Agencja rozdała karty w czerwcu, kiedy oficjalnie oskarżyła Armstronga o doping i ukrywanie go wraz z pięcioma innymi osobami, informując - bardzo ogólnie - na 15 stronach, czym dysponuje. Potem ukarała trzy z pięciu osób, którym obok Armstronga zarzuciła tzw. konspirację. Są to lekarze współpracujący z Amerykaninem podczas serii zwycięstw w Wielkiej Pętli Luis Garcia del Moral i Michele Ferrari oraz jego trener z zespołu US Postal Jose "Pepe" Marti.

Kolarz się bronił - nieskutecznie negocjował z USADA zostawienie w spokoju jego tytułów, a ostatnio w sądzie powszechnym próbował równie nieskutecznie zablokować proces (sąd w Teksasie potwierdził, że USADA ma prawo oskarżyć i ukarać kolarza). Do końca nie wiedział, jakie agencja ma atuty w ręku, i spasował. W oświadczeniu napisał: "Dosyć tego! Zamykam ten rozdział. Nie będę do niego wracał bez względu na okoliczności".

Proces wytoczony przez USADA Armstrong uznał za niesprawiedliwy i haniebny. Zrezygnował z bronienia się przed niezależnymi arbitrami, zgodnie z procedurami American Arbitration Association, uznanej instytucji zajmującej się w USA sporami.

John Fahey, szef światowej agencji antydopingowej, w pełni popierający decyzję amerykańskich kolegów, stwierdził: - Armstrong miał możliwość rozbicia oskarżeń, postanowił tego nie robić. W tych okolicznościach to przyznanie, że w oskarżeniach jest prawda.

Całe podium nieczyste

W Polsce, gdy komisja antydopingowa stwierdzi, że ktoś się dopingował, wysyła informację do związku sportowego, ten nakłada odpowiednią karę i przekazuje sprawę wyżej, do zatwierdzenia przez międzynarodową federację, która podtrzymuje karę - wyjątki są rzadkie.

Tu jest inaczej. USADA ukarała Armstronga nie tylko dyskwalifikacją, ale też m.in. odebraniem siedmiu tytułów Tour de France. Amerykanie - choć wspierani werbalnie przez światową agencję antydopingową, która formalnie nie wydała żadnej decyzji - zderzą się z prawnikami Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI). Do tej pory UCI z siedzibą w Aigle w Szwajcarii chroniła Armstronga i teraz też twierdzi, że wydawanie decyzji o karze to jej domena, zwłaszcza w przypadku takiego nazwiska. Unia domaga się wyczerpujących wyjaśnień, na jakiej podstawie USADA podjęła decyzję - co oznacza poinformowanie o dowodach, poszlakach, zeznaniach itd.

Amerykańska agencja jest jednak nieprzejednana. - Ponieważ pan Armstrong mógł odeprzeć zarzuty przed neutralnymi arbitrami i z własnej woli postanowił tego nie robić, decyzja USADA jest ostateczna.

USADA twierdzi, że według przepisów antydopingowych to ona ma prawo do nakładania kary. Sprawa dotrze zapewne do trybunału arbitrażowego ds. sportu w Lozannie.

Organizatorzy Tour de France - przedsięwzięcia prywatnego, nastawionego na zysk, zarządzanego przez grupę Amaury - stwierdzili, że z decyzjami zaczekają na rozstrzygnięcie sportu kompetencyjnego. Kiedy Amerykanin po długiej przerwie wrócił do Wielkiej Pętli w 2010 roku, Amaury zwiększyło przychody z wyścigu o 25 mln euro.

Francuzi mają wielki problem - przez ostatnie 17 edycji tylko w czterech wyścigach wygrali kolarze "czyści". Byli to Bradley Wiggins, Cadel Evans, Andy Schleck i Carlos Sastre. Pozostali - Bjarne Riis, Jan Ullrich, Marco Pantani, Lance Armstrong, Floyd Landis, Alberto Contador - albo byli zdyskwalifikowani, albo byli wykluczani z wyścigów za "niezdrowy poziom hematokrytu", albo wprost przyznali, że zwyciężali wspomagani koksem.

Gdyby chcieć stworzyć klasyfikację z nieumoczonych w afery dopingowe kolarzy np. w edycji Touru z 2003 roku, wygrałby dopiero piąty na mecie Hiszpan Haimar Zubeldia, bo pierwszy Armstrong, drugi Ullrich i dalej - Aleksander Winokurow i Tyler Hamilton - byli dyskwalifikowani za doping. W najlepszej dziesiątce tamtego wyścigu tylko dwóch kolarzy uniknęło związku z aferami dopingowymi - Zubeldia i dziewiąty na mecie Carlos Sastre. Trudno byłoby więc nawet skompletować "czyste" podium!

Ile zostanie z symbolu?

Na Armstronga polowano od lat. Podejrzewano go o doping, ale 500-600 badań i nalotów nie dało ani jednego wyniku pozytywnego.

To mocny argument Amerykanina.

Po drugiej stronie jest kilka zeznań podważających wartość wyników testów: są świadkowie twierdzący, że Armstrong był ostrzegany przed kontrolami antydopingowymi, prawdopodobnie przez sprzyjające mu osoby z UCI i MKOl. Zwykle miał około 20 minut zapasu. Co najmniej w jednym przypadku nagle odwołano nalot, choć agenci stali o 5 rano przed drzwiami hotelu, w którym mieszkał. Jako multimilioner - w karierze zarobił ok. 125 mln dol - miał nieprzebrane środki, by permanentnie monitorować poziom niedozwolonych środków w organizmie i wynajmować najlepszych specjalistów od biochemii (vide Michele Ferrari). Jeden ze świadków sugeruje, że krew transportowano z USA do Francji prywatnym odrzutowcem.

Amerykańskie i francuskie dzienniki relacjonowały zeznania jego kolegów - bardzo szczegółowe opisy sytuacji i rozmów z datami, miejscami, innymi uczestnikami zdarzeń - z których część była ukaranymi dopingowiczami, jak na przykład zdyskwalifikowany zwycięzca TdF z 2006 roku Floyd Landis - dzięki czemu kolarz mógł odpierać zarzuty argumentem o niewiarygodności świadków. Podważył tym samym ideę świadka koronnego - jedynego skutecznego narzędzia do walki ze zorganizowanym, powszechnym, nieakceptowalnym procederem, a takim jest doping w peletonie.

Znaczące były zeznania Betsy i Franka Andreu (Frankie jeździł z Armstrongiem w latach 1998-2000), że po swojej operacji w 1996 roku Lance powiedział lekarzowi w szpitalu, że brał różne środki dopingujące. Nikt jednak tych zeznań nie potwierdził pod przysięgą (był proces "sponsor kontra Armstrong" o wstrzymanie nagrody za zwycięstwo TdF z powodu użycia dopingu), nie znalazły też potwierdzenia w historii choroby. Kolarz wygrywał kolejne procesy lub zawierał pozasądowe, korzystne dla siebie układy.

Największym zagrożeniem dla jego wizerunku okazali się Landis i Tyler Hamilton.

Pierwszy dowodził, że Amerykanin brał doping w 2002 i 2003 roku oraz że UCI została przekupiona, by go kryć. Faktycznie, Armstrong wpłacił na konto Unii 125 tys dol. na program antydopingowy i na sprzęt do badań antydopingowych, ale w księgowości federacji zostało to zapisane czarno na białym. Znaczy nie ma mowy o wręczonej potajemnie łapówce.

Hamilton powiedział w popularnym programie telewizji CBS, że Armstrong dopingował się w latach 1999-2001. Obaj opowiadali - z dosadnymi szczegółami - tylko o tym, co sami widzieli jako koledzy z zespołu.

Przez dwa lata trwało też śledztwo federalnej agencji Food and Drug Administration - tu agent Jeff Novitzky, który wcześniej rozpracowywał aferę BALCo i doprowadził do skazania Marion Jones, chciał udowodnić, że Armstrong sprzeniewierzał publiczne pieniądze (poprzez dopingowanie się) podczas startów w grupie US Postal, której sponsorem była poczta, spółka państwowa. Dochodzenie zakończono w lutym bez postawienia zarzutów.

Armstrong jakby postanowił odwrócić kartę w swojej biografii. W niedzielę wziął udział w amatorskim wyścigu w Aspen - przewyższenie w sumie prawie 3000 m na czterech szczytach gór Kolorado na 58 kilometrach - i na metę przyjechał drugi.

Ludzie wciąż są pod wpływem magii nazwiska - jego fundacja do walki z rakiem zanotowała w piątek, czyli w dniu, gdy zdecydował się na wycofanie się z walki o własną legendę, wielokrotne zwiększenie wpływów - do 78 tys. dol (w porównaniu z czwartkiem - 3200 dol.). Wciąż jest symbolem tej walki, i to symbolem zwycięskim. Lance Armstrong Foundation zebrała w sumie 400 mln dol. Działa jego centrum badań nad rakiem, ośrodek dla młodych ocalonych od raka. Znak fundacji - marka Livestrong - jest obecny na całym świecie. Sponsorzy deklarują dalsze wsparcie.

Wciąż Armstrong jest symbolem żywym. Tylko czy prawdziwym? Dopiero teraz zacznie się wiwisekcja jego kariery.

Więcej o:
Copyright © Agora SA