Kolarstwo. Sprawa Froome'a zamknięta, zawodnik oczyszczony z zarzutów

Na tę wiadomość kolarski świat czekał od połowy grudnia, kiedy to ujawniono wyniki próbek, pobranych od Christophera Froome'a podczas 18. etapu wyścigu dookoła Hiszpanii. Stwierdzono w nich dwukrotnie przekroczony poziom salbutamolu - dozwolonego w określonych dawkach leku na astmę. Ponad półroczna epopeja dobiegła końca na kilka dni przed startem Tour de France, którego organizator zdążył już stracić cierpliwość i odmówił Brytyjczykowi prawa do udziału w wyścigu. Ostatecznie oczyszczony z zarzutów Froome najprawdopodobniej pojawi się na starcie, choć zapewne obie strony tego sporu będą jeszcze długo czuły niesmak.
Giro d'Italia 2018 - edizione 101 Giro d'Italia 2018 - edizione 101 Gian Mattia D'Alberto/LaPresse / LaPresse

Gdyby zebrać wszystkie opinie i komentarze do tej sprawy, powstałoby z nich zapewne wielotomowe dzieło. Niczego nie wyjaśniające, bo w większości oparte wyłącznie na przypuszczeniach i - na ogół - dość słabo skrywanej niechęci do brytyjskiego kolarza, która prawdopodobnie będzie mu nadal towarzyszyć jeszcze długo po dzisiejszym zamknięciu tej sprawy. Tymczasem lista rzeczy pewnych w tym przypadku od samego początku była stosunkowo krótka. Pewnym było, że obie próbki moczu, pobrane od kolarza po 18. etapie Vuelty zawierały salbutamol w stężeniu, określanym przez przepisy WADA (Światowej Organizacji Antydopingowej) jako "nieprawidłowe" i "będące prawdopodobnie wynikiem nieprawidłowego zastosowania". Pewne było, że Froome posiadał odpowiednie zezwolenie na przyjmowanie tego specyfiku. I pewnym też było, że przepisy UCI nie wymagają w przypadku stwierdzenia nieprawidłowego wyniku prewencyjnego zawieszenia kolarza, czego natychmiast zaczęła się domagać kolarska społeczność. Co więcej: regulacje UCI zawierają wyraźną wskazówkę, że zawodnik i zespół zobowiązani są do złożenia wyjaśnień i mają prawo do udowodnienia, że nieprawidłowy wynik powstał mimo zastosowania dozwolonej dawki. Cała reszta to tylko przypuszczenia, a słowo "prawdopodobnie" zrobiło w tej sprawie oszałamiającą karierę.

Linia obrony Christophera Froome'a i zespołu Sky opierała się na przekonaniu, że zawodnik przyjął dopuszczoną przepisami dawkę leku (1600 mikrogramów na dobę i nie więcej niż 800 mikrogramów co 12 godzin), ale w specyficznych okolicznościach organizm kolarza nie poradził sobie z przyswojeniem substancji, której nadmiar odkładany był w nerkach i wydalony jednorazowo w czasie, kiedy pobierane były próbki po jednym z etapów wyścigu. Rozwiązanie być może mało prawdopodobne, ale nie całkowicie wykluczone, a na korzyść Froome'a przemawiał fakt, że jako lider wyścigu kontroli antydopingowej nie mógł uniknąć, więc świadome przekroczenie dozwolonej dawki nie mogło pozostać niezauważone, zwłaszcza na stosunkowo krótkim etapie.

Giro d'Italia 2018 - edizione 101 Giro d'Italia 2018 - edizione 101 Gian Mattia D'Alberto/LaPresse / LaPresse

Żeby wynik próbek Froome'a uznać za świadome i pewne przewinienie, podlegające sankcjom zawieszenia i odebrania zdobytych w międzyczasie tytułów, UCI i WADA musiałyby udowodnić, że wskazania powstały z całą pewnością (a nie tylko prawdopodobnie) na skutek przekroczenia dopuszczalnej dawki dozwolonego leku. Z dzisiejszego oświadczenia UCI wynika, że takiej pewności nie było i nie ma, wobec czego WADA - a w ślad za nią UCI - zobowiązane były do zamknięcia postępowania i oczyszczenia zawodnika z zarzutów.

Z jednej strony trudno się było spodziewać innego rozwiązania. Czym bardziej przedłużała się cała procedura badania tego przypadku, tym częściej zwolennicy ukarania Froome'a odwoływali się nie tyle do tej konkretnej sytuacji (a przecież tylko ona była przedmiotem dochodzenia), ale do nadszarpniętego przez aferę "Jiffy bags" i dochodzenie przed jedną z komisji brytyjskiego parlamentu wizerunku Team Sky. Zwycięstwo Froome'a w majowym Giro d'Italia wielu jego przeciwników zmobilizowało do snucia kolejnych podejrzeń, że nieprawdopodobny atak na Colle del Finestre był również "zasługą" stosowania przez jego zespół być może legalnych, ale wątpliwych etycznie rozwiązań. W ślad za tymi przypuszczeniami nie poszedł nigdy żaden dowód, wszystko było nadal tylko "prawdopodobne".

Z drugiej strony przypadek Froome'a jasno pokazał jak daleka jest jeszcze droga UCI do całkowitego oczyszczenia dyscypliny i odklejenia od niej dopingowej metki. Trudno było odmówić racji tym wszystkim, którzy dla oczyszczenia atmosfery domagali się zawieszenia kolarza i wyjaśnienia sprawy bez nerwowego oczekiwania na możliwe roszady na listach zwycięzców dwóch z trzech najważniejszych wyścigów w kalendarzu. Tyle tylko, że te oczekiwania formułowane były na gruncie reguł fair play, gdy tymczasem realną przestrzeń do wyjaśnienia tej sprawy od początku do końca określały przepisy UCI i WADA. Fakt, że nieszczególnie widzą się one z przekonaniem większości kibiców i komentatorów odnośnie reguł rywalizacji fair play, powinien kolarskim władzom dać do myślenia.

Rozstrzygnięcie, na mocy którego Christopher Froome został oczyszczony z zarzutów może ucieszyć wszystkich, którym bliska jest zasada domniemania niewinności. Z tego, co uznajemy za jedną ze zdobyczy cywilizacyjnych w codziennym życiu, nie powinniśmy rezygnować w sporcie, choć akurat w dyscyplinie latami poniewieranej dopingowymi aferami rzucanie oskarżeń przychodzi szczególnie łatwo. Być może dzisiejsze rozstrzygnięcie ochłodzi nieco głowy, choć na złośliwe komentarze, że należałoby wobec tego oczyścić również Armstronga nie trzeba było długo czekać. Tu warto jednak cierpliwie przypominać, że o ile Armstrong stosował regularny doping, o tyle zarzut wobec Froome'a dotyczył stosowania środka, na którego użycie kolarz uzyskał odpowiednie zgody.

Chris Froome na trasie Giro d'Italia Chris Froome na trasie Giro d'Italia Gian Mattia D'Alberto/LaPresse / LaPresse

Christian Prudhomme, dyrektor wyścigu Tour de France, już kilka miesięcy temu ogłosił, że będzie się starał nie dopuścić Froome'a do udziału w Wielkiej Pętli, jeśli nie otrzyma odpowiedzi. Nie dalej jak wczoraj swoje zapowiedzi przekuł w czyn, odmawiając Brytyjczykowi prawa startu na mocy regulaminu, który pozwala usunąć kolarza, szkodzącego wizerunkowi dyscypliny lub wyścigu. Dzień później odpowiedź otrzymał i prawdopodobnie ze swojej decyzji będzie się musiał rakiem wycofać. Po ponad półrocznej batalii wizerunek dyscypliny został bowiem decyzją UCI i WADA ocalony. Tylko niesmak pozostał.

Froome najprawdopodobniej wystartuje w rozpoczynającej się w sobotę 105. edycji Tour de France. I niewykluczone, że wciąż będzie na trasie lżony, opluwany, lub - jak już się wcześniej zdarzało - oblewany moczem. Bez żadnej - rzecz jasna - szkody dla wizerunku dyscypliny lub wyścigu. Wystartuje czysty. Tylko niesmak pozostanie, bo coraz trudniej uwolnić się od przekonania, że to sam Christopher Froome, a nie doping, jest największym problemem współczesnego kolarstwa.

Copyright © Agora SA