Kolarstwo. Kto powinien się spieszyć z wydawaniem wyroku na Froome'a?

Największy problem Christophera Froome'a nie polega na tym, że pod znakiem zapytania stanęło jego zwycięstwo w Vuelcie oraz starty w kolejnym sezonie. Froome i Team Sky znaleźli się w sytuacji niemal bez wyjścia, od której wyjaśnienia zależeć będzie cała przyszła kariera Brytyjczyka oraz reputacja najbogatszej grupy w peletonie.
Christopher Froome Christopher Froome FRANCISCO SECO/AP

Coraz trudniej oddzielić opinie i domysły od faktów

W burzy, jaka się rozpętała po ujawnieniu przez Guardiana i Le Monde wyników kontroli antydopingowej, w której zarejestrowano przekroczoną normę leku na astmę w organizmie Froome'a podczas jednego z etapów Vuelty, coraz trudniej oddzielić opinie i domysły od faktów. A dziś tylko one mają znaczenie, mimo iż spora część opinii publicznej sprawia wrażenie, jakby nie mogła się doczekać szansy na powiedzenie "a nie mówiłem?". Tyle tylko, że na ferowanie wyroków jest jeszcze za wcześnie i wiemy za mało.

Na razie pewne jest to, że w badaniu, przeprowadzonym 7 września, po 18. etapie hiszpańskiej Vuelty, w próbce moczu Froome'a stwierdzono dwukrotnie przekroczoną normę zawartości salbutanolu - leku łagodzącego objawy astmy. Jego działanie polega na złagodzeniu skurczów dróg oddechowych i rozszerzeniu oskrzeli, co ułatwia oddychanie, a podawany drogą inhalacji działa przez około 4 godziny - czyli mniej więcej tyle, ile trwał etap z Suances do Santo Toribio (czas Froome'a: 4h 19' 47").

Problem jest dość złożony

Ze względu na swoje właściwości salbutamol znajduje się na liście środków zabronionych przez WADA, ale jego stosowanie jest dozwolone w celach terapeutycznych. Co więcej: nie jest wymagane uzyskanie specjalnego zezwolenia w ramach tzw. TUE (Therapeutic Use Exemption) pod warunkiem, że lek jest stosowany w dozwolonych przez WADA dawkach (do 1600 mikrogramów na dobę). Jeśli badana podczas kontroli próbka moczu zawiera salbutamol w stężeniu przekraczającym 1000 nanogramów na mililitr, niejako "z urzędu" wszczynane jest postępowanie wyjaśniające. Nie skutkuje ono automatycznym zawieszeniem zawodnika, ani tym bardziej dyskwalifikacją, ale zobowiązuje ono sportowca do wyjaśnienia przyczyn podwyższonego stężenia substancji w próbkach moczu. W przypadku Froome'a wyniosło ono aż 2000 ng/ml.

Tyle wiemy na pewno, reszta to już tylko opinie i domysły. Na złożoność problemu zwraca uwagę Alessandro Petacchi, były zawodowy kolarz, który w 2008 roku został zawieszony po tym, jak w badaniu po jednym z etapów Giro d'Italia w 2007 r. w próbce jego moczu stwierdzono stężenie salbutemolu w wysokości 1320 ng/ml. W rozmowie z "Cycling Weekly" przytacza swoje doświadczenia: "Używałem za każdym razem mniej więcej takiej samej dawki, ale wyniki próbek wynosiły: 300, 400, 700, lub 500 ng/ml. Wtedy przekroczyła 1200, ale był to jedyny raz, kiedy miałem tak skoncentrowany mocz". Wynika z tego, że przyczyna problemu może mieć charakter metaboliczny i zapewne to będzie się starał udowodnić zespół Froome'a. Będzie musiał wykazać, być może w wyniku skomplikowanych testów farmakokinetycznych, że uzyskany w trakcie kontroli wynik nie był efektem przekroczenia maksymalnej dawki leku, jaką dopuszczają regulacje WADA.

Germany Cycling Tour De France Germany Cycling Tour De France Daniel Karmann / AP / AP

Froome i Team Sky w potrzasku

Jednak bez względu na to, czy obrona okaże się skuteczna, sam Christopher Froome oraz Team Sky (przypomnijmy, że w grupie jeździ trzech Polaków: Michał Kwiatkowski, Michał Gołaś, Łukasz Wiśniowski) znaleźli się w potrzasku. Udowodnienie przekroczenia dopuszczalnych norm w dawkowaniu leku będzie wodą na młyn wszystkich, którzy od lat kierują pod adresem Brytyjczyka oskarżenia o nieuczciwą walkę. Dotąd bez pokrycia, wyrażane często wyraźną niechęcią części kibiców, gwizdami, obelgami, a zdarzyło się, że również oblaniem kolarza moczem, zyskają teraz oficjalną legitymację. Skuteczna obrona przed tymi zarzutami wywoła kolejne spekulacje i oskarżenia, że Froome'owi i Team Sky wolno więcej, niż innym i już nie tylko układane są pod niego trasy wyścigów (co dało się słyszeć choćby po prezentacji trasy przyszłorocznego Giro), ale naginane są reguły walki z dopingiem.

Gigantyczny problem wizerunkowy będzie miał również sam Team Sky. Deklaracje, że drużyna w kwestii dopingu zamierza być bardziej papieska od papieża oraz wprowadzona w życie reguła "zero tolerancji", w wyniku której zespół pożegnał część ekipy, która miała jakikolwiek związek z incydentami dopingowymi (w tym również byłego trenera Froome'a), mogą skutkować - jak sugeruje Guardian - nawet rozstaniem się zespołu z jego największą dziś gwiazdą. Tym bardziej, że nad wizerunkiem zespołu zawisł już cień podejrzeń, gdy rosyjscy hakerzy Fancy Bears ujawnili korzystanie z dobrodziejstw zezwoleń TUE przez Bradleya Wigginsa, rzekomo zmagającego się z alergią. Tropiciele teorii spiskowych szukają też pożywki w zestawianiu faktu ujawnienia problemów Froome'a z astmą w 2014 roku, ledwie kilka tygodni po publikacji autobiografii kolarza "The Climb", spisanej przez ghost-writtera Davida Walsha (dzięki któremu światło dzienne ujrzała dopingowa afera z Armstrongiem). O problemach z oddychaniem nie ma w niej żadnej wzmianki. Argumenty Team Sky będą musiały być bardzo mocne i przedstawione w sposób nie budzący żadnych wątpliwości, albo zespół będzie się musiał pożegnać z etosem czystego sportu, na którym został zbudowany.

Kolarstwo radziło sobie nie z takimi kryzysami

Z drugiej strony rozciąganie problemów Froome'a i Sky na całe kolarstwo wydaje się być poważnym nadużyciem. Po pierwsze dlatego, że dziś nie ma żadnego dowodu na to, że stosowanie salbutanolu miało charakter systemowy, jak miało to miejsce w przypadku EPO. Raczej wygląda to na niefortunny incydent i ewentualną nieuwagę, choć sam zainteresowany podkreśla swoją szczególną ostrożność przy dawkowaniu leku. Po drugie: problem wyrównywania szans poprzez stosowanie leków terapeutycznych nie jest wyłącznie domeną kolarstwa i występuje w wielu sportach wytrzymałościowych. Fakt, że każde tego typu zdarzenie otwiera ponownie dyskusję na temat granic stosowania TUE, może sportowi tylko pomóc. I po trzecie wreszcie: kolarstwo poradziło sobie z kryzysem Armstronga, więc poradzi sobie również z problemem Froome'a. Afery dopingowe nie zatrzymały ogromnego wzrostu zainteresowania dyscypliną w ostatnich latach i rosnącej liczby ludzi, którzy kolarstwo aktywnie uprawiają. Podobnie, jak systemowy skandal z dopingowym przemysłem w Rosji i jej wykluczenie z igrzysk nie spowodują spadku zainteresowania ruchem olimpijskim.

Wyniki trzymane w tajemnicy?

Jedyne, co może zaszkodzić kolarstwu w tej sprawie, to ewentualna opieszałość w jej wyjaśnianiu. Niebezpieczna na dyscypliny byłaby powtórka sytuacji, jaka miała miejsce w przypadku Contadora, w sprawie którego postępowanie trwała blisko dwa lata i którego wyniki zostały anulowane w wyniku decyzji Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu.

Na to właśnie zwraca uwagę Vincenzo Nibali, mówiąc: "nikt nie będzie w stanie oddać mi emocji, jakie czułbym wygrywając Vueltę i stając na najwyższym stopniu podium w Madrycie". I tego też obawiają się komentatorzy, którzy zwracają uwagę na fakt, że wyniki kontroli Froome'a były znane już jakiś czas temu i trzymane w tajemnicy, choć zdaniem szefa UCI jest to standardowa procedura.

Poczekajmy z ferowaniem wyroków

Zdrowy rozsądek podpowiada więc w tej sprawie dwie rzeczy: nie spieszmy się z ferowaniem wyroków w sprawie, która nie jest jednoznaczna i której wyjaśnienie wymaga skomplikowanych specjalistycznych badań. Ale domagajmy się pośpiechu od UCI, by nie dopuścić do sytuacji, w której na starcie kolejnego sezonu stanie kolarz, podejrzewany o nieuczciwą walkę. Wówczas tym odium nierównej walki naznaczony będzie kolejny sezon.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.