Marzenia o Tour de France pod Wawelem

Byłaby to największa inwestycja miasta w imprezę sportową. W Krakowie pojawiają się nieśmiałe głosy, by do Małopolski sprowadzić najbardziej prestiżowy kolarski wyścig świata. Pomysł zakrawa o fantastykę, ale urzędnicy nie mówią ?nie?

Kraków mógłby stać się stolicą polskiego kolarstwa szosowego. Na początku sierpnia trzema pętlami wokół Błoń kolarze zakończyli 67. edycję Tour de Pologne. W kolejnych latach wyścig też będzie finiszował w stolicy Małopolski - taką niepisaną umowę z Czesławem Langiem, dyrektorem imprezy, ma prezydent Jacek Majchrowski.

Niedługo władze miasta rozpoczną także oficjalne starania o możliwość organizacji... pierwszego etapu Tour de France. Ten szalony z pozoru pomysł wyszedł od Bogdana Koraszewskiego, prezesa Rowerowej Akademii Królewskiej, powołanej do - jak można przeczytać na stronie internetowej stowarzyszenia - "podtrzymania wieloletnich rowerowych tradycji Krakowa".

- Byli tacy, którzy pukali się w głowę, kiedy to usłyszeli, ale nawet historia Tour de France zaczyna się od szalonego pomysłu. Gdy dziesiątki lat temu zaproponowano, by podczas jednego wyścigu kolarze pokonywali 25 tysięcy kilometrów, też pojawiały się powątpiewania - przypomina pomysłodawca.

Największy wyścig świata często wyjeżdżał poza granice Francji. W tym roku startował z Rotterdamu, trzy lata temu z Londynu, a w 2004 roku z belgijskiego Liege. O etapowe zwycięstwa kolarze walczyli także m.in. w Hiszpanii, Szwajcarii, Andorze czy we Włoszech . - Więc dlaczego nie mogliby tego robić w Polsce? - pyta 62-letni Koraszewski. Jego projekt początkowo był tylko... pracą podyplomową, którą obronił na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Według planu w Krakowie odbyłaby się prezentacja zespołów, czyli oficjalne otwarcie wyścigu, a dzień później kilkukilometrowy prolog w centrum miasta. Trasa pierwszego etapu wiodłaby z Krakowa przez Wadowice, Nowy Targ, do Zakopanego.

Koraszewski omawiał ten temat z prezydentem Majchrowskim, a wcześniej w prywatnej rozmowie podrzucił pomysł dyrektorowi Wielkiej Pętli. - We Francji nie używamy takiego słowa jak "niemożliwe" - tymi słowami Christian Prudhomme - według relacji Koraszewskiego - miał odpowiedzieć na pytanie o możliwość przeprowadzenia prologu w Polsce.

Problem w tym, że w biurze Tour de France... nikt o pomyśle nie słyszał. - Normalnie w takich sytuacjach ludzie będący blisko dyrektora turnieju, mają jakieś przecieki. Tym razem nikt z Francuzów kompletnie nic nie wie - zdradza nam osoba znająca temat.

Na dodatek konkurencja jest ogromna. Przed tegorocznym TdF dyrektor Prudhomme podjął w tej samej sprawie delegacje z pięciu różnych państw, a to nie wszyscy chętni. Wśród zainteresowanych krajów podobno jest nawet... Japonia. W sumie o możliwość organizacji etapu stara się co roku ponad 200 miast (w tym francuskie miejscowości). Przedstawiciele Małopolski, być może z prezydentem Majchrowskim na czele, też chcą złożyć wizytę we Francji. Spotkanie miałoby odbyć się jeszcze w tym roku, ale dokładny termin nie jest znany.

Mimo wszystko Koraszewski jest pewny swego: - Wydaje mi się, że mamy spore szanse. Nawet Konsulat Generalny Francji wydał pozytywną opinię o Krakowie, którą przedstawiłem dyrektorowi Touru. Nasze miasto potrafi przecież organizować wielkie imprezy.

Pomysł miałby szansę na realizację najwcześniej za kilka lat, ale na przeszkodzie mogą stanąć także koszty. Nieoficjalnie etap Wielkiej Pętli kosztowałby Kraków nawet 5 mln euro. Tak dużej imprezy sportowej tu jeszcze nie było. Dla porównania: na Tour de Pologne miasto wydało 1,5 mln złotych, czyli niecałe 400 tysięcy euro.

Projekt nie może liczyć na finansowe wsparcie Polskiego Związku Kolarskiego. - Po prostu nie mamy tylu pieniędzy - tłumaczy Ryszard Szurkowski, prezes PZKol. - To pomysł z serii nawiedzonych, ale przecież i takie doczekiwały się realizacji.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.