Etap miał "tylko" 138 kilometrów, ale była to droga przez mękę. Na wąskich drogach w Pirenejach organizatorzy upchnęli aż sześć górskich premii, w tym dwie na wysokości ponad 1900 m n.p.m.
- Tak trudnego etapu jeszcze nie jechałem - mówił we wtorek, podczas dnia przerwy, zwycięzca Tour de France Chris Froome. Słowa okazały się prorocze. Brytyjczyk, jeden z głównych faworytów, najpierw wywrócił się na zjeździe, a potem, ok. 40 km przed metą, miał potężny kryzys i stracił ponad osiem minut. W klasyfikacji generalnej wypadł z czołowej dziesiątki i właściwie stracił szanse na zwycięstwo w wyścigu.
Największymi wygranymi wspinaczki okazali się kolarze Astany. Hiszpan Mikel Landa, który uciekał przez kilkadziesiąt kilometrów, wygrał etap, a Włoch Fabio Aru - finiszował drugi i zdobył czerwoną koszulkę lidera.
W ucieczce z Landą długo jechał Paweł Poljański, pomocnik Rafała Majki z Tinkoff-Saxo. Na ostatnim podjeździe poczekał na lidera swojej grupy, dyktując tempo przez kilka kilometrów. Majka w decydującym momencie zdołał odskoczyć od głównej grupy i zyskać kilkadziesiąt sekund nad groźnymi rywalami, m.in. Nairo Quintaną i Alejandro Valverde z Movistaru, chyba największymi, obok Froome'a, przegranymi etapu. Kolumbijczyk finiszował dopiero 14., a Valverde - 11.
Majka ostatecznie zajął na etapie szóste miejsce. Przed nim z zawodników liczących się w walce o końcowe zwycięstwo finiszowali tylko Aru i Hiszpan Joaquim Rodriguez (Katiusza).
W klasyfikacji generalnej Polak wspiął się z dziewiątej na czwartą pozycję (po drugim etapie był dopiero 22.). Do Aru traci 1 min i 28 s. Około minuty - do drugiego Rodrigueza i trzeciego Holendra Toma Dumoulina (Trek), do środy lidera Vuelty.
Dla Majki to dobry przyczółek do tego, by myśleć o ataku na podium wyścigu. Przed kolarzami jeszcze cztery trudne górskie etapy oraz długa czasówka, która będzie premiować Polaka, bo znacznie lepiej od Aru i Rodrigueza jeździ na czas.
Wyścig jednak też jest jeszcze długi - kończy się dopiero 13 września w Madrycie - i nie można wykluczyć niczego, zwłaszcza mocnego kontrataku kolarzy Movistaru.
Nie wiadomo też, na ile poważne są groźby Olega Tinkowa, właściciela grupy Tinkoff-Saxo, że wycofa swoich kolarzy z wyścigu. W środę rosyjski miliarder wściekał się na Twitterze, bo już drugi raz zawodnik jego ekipy został potrącony przez motocykl organizatorów. W sobotę z Vuelty musiał wycofać się mocno poturbowany Peter Sagan, a teraz 17 szwów założono Sergio Paulinho. Być może, widząc, w jakiej formie jest Majka, Tinkow jednak się wstrzyma.