Zenon Jaskuła: Kolarstwo zapomniało o fair play

Część kibiców i kolarzy jest oburzona decyzją organizatorów Giro d'Italia, którzy ukarali Australijczyka Richiego Porte'a dwoma minutami kary za to, że gdy przebił własną oponę, przyjął koło od rywala. - Te przepisy zaakceptowali sami kolarze, bez nich wyścigami rządziłby chaos - tłumaczy Czesław Lang.

Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nasPorte to lider grupy Sky i przed wtorkowym 10. etapem zajmował trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej ze stratą 22 sekund do lidera Alberta Contadora (Tinkoff-Saxo). Australijczyk od początku uważany był za jednego z najgroźniejszych rywali Hiszpana, bo świetnie jeździ na czas i w górach.

Pech chciał, że siedem kilometrów przed metą 10. etapu Porte złapał gumę. Na domiar złego wóz techniczny ekipy Sky zawieruszył się gdzieś z tyłu, a kolegów z drużyny też nie było akurat obok lidera, żeby szybko oddać mu rower lub koło. Z pomocą pośpieszył rodak Porte'a i jego przyjaciel Simon Clarke z ekipy Orica GreenEdge. Dał mu własne koło, pomógł przykręcić do ramy, a potem jeszcze popchnął rower, żeby rodak szybko mógł zacząć odrabiać stratę. Na mecie wyniosła 47 sekund, co pozwalało mieć nadzieję, że Porte jeszcze zniweluje różnicę w górach i czasówce. "Dzięki, Simon! My, Australijczycy, musimy trzymać się razem" - napisał na Twitterze Porte.

Burza rozpętała się dopiero wieczorem, gdy sędziowie ogłosili, że Clarke i Porte zostają ukarani odjęciem dwóch minut za złamanie regulaminu Międzynarodowej Unii Kolarskiej (UCI), która zakazuje współpracy zawodników z różnych ekip w trakcie wyścigu. Porte po odjęciu dwóch minut spadł na 12. miejsce w klasyfikacji, jego strata do Contadora urosła do 3 minut i 9 sekund, co w praktyce raczej przekreśla szanse Australijczyka na zwycięstwo.

"Fatalna decyzja sędziów, żeby ukarać przyjaźń i dobrą wolę. To zabijanie ducha fair play" - napisał na Twitterze Brytyjczyk Chris Boardman, były mistrz świata w jeździe na czas. "Sędziowie nie powinni rozstrzygać takich wyścigów jak Giro" - grzmiał Amerykanin Chris Horner, były zwycięzca Vuelta a Espa~na.

Oburzona była też spora część kibiców, która od razu zaczęła wypominać kolarskim władzom niekonsekwencje. Sędziowie często przymykają oko na kolarzy przesadnie długo czepiających się bidonów podawanych przez członków ekip z samochodu, na skracanie sobie drogi jazdą po chodniku, a nawet na identyczne przypadki, jak ten z Clarkiem i Portem. Walijczyk Geraint Thomas, inny kolarz Sky, w tym roku też dostał raz po defekcie koło od ekipy rywali, ale nikt go nie ukarał. Dlaczego akurat w tym przypadku nie można było przymknąć oko na australijskie fair play?

- Wyścig mógłby stracić wiarygodność, gdybyśmy udawali, że nie zauważyliśmy tego zdarzenia - tłumaczył Mauro Vegni, dyrektor Giro d'Italia.

- Nie rozumiem tego. To bardzo zła decyzja i bardzo zły przepis. W sporcie fair play jest często ważniejsze niż sam wynik. Co może być piękniejszego niż rywal oddający koło? Kiedyś tak nie było. Za moich czasów można było pożyczać i pomagać do woli - mówi "Wyborczej" Zenon Jaskuła, trzeci kolarz Tour de France z 1993 r.

- Opanujmy emocje. To może wygląda na jakiś zamach na fair play, ale nim nie jest. Te przepisy stworzyli przecież sami kolarze. W powstawaniu regulaminu wyścigowego UCI bierze udział komisja zawodnicza - mówi Czesław Lang, były zawodowiec, dziś dyrektor Tour de Pologne. - Przepis zakazujący udzielania pomocy technicznej kolarzom innych ekip powstał po to, żeby wyścig był przejrzysty i prosty. Chodzi o wyeliminowanie możliwości tworzenia sojuszy kilku ekip. Wtedy wyścigami rządziłby chaos - wyjaśnia Lang. Jego zdaniem winnymi całego zamieszania są przede wszystkim koledzy Porte'a z grupy Sky. - Powinni nie odstępować lidera o krok, gdyby byli przy nim cały czas, nie byłoby potrzeby łamania przepisów. Sędziowie czasem przymykają oko, gdy wiadomo, że złapanie się bidonu czy oddanie koła nie przesądza o wyniku, ale to był inny przypadek - kończy Lang.

Jak dobrze znasz polskich piłkarzy? Rozpoznasz ich po sylwetkach? [QUIZ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.