Kolarstwo. Kwiatkowski spróbuje w Liege wygrać swój pierwszy monument

Monumenty albo pomniki to w kolarstwie wyścigi niemal tak samo prestiżowe jak wielkie toury. W niedzielę Michał Kwiatkowski spróbuje wygrać jeden z pięciu pomników - rozgrywany w Walonii jednodniowy wyścig Liege-Bastogne-Liege, najstarszy klasyk świata, którego pierwsza edycja odbyła się w 1892 r. Czym są dla kolarstwa monumenty i jak tworzyła się ich legenda? Relacja z ostatniego z ardeńskich klasyków w niedzielę o 14 w Eurosporcie

Milan-San Remo, Wyścig dookoła Flandrii, Paryż-Roubaix, Liege-Bastogne-Liege i Il Lombardia - to piątka tzw. pomników, najważniejszych jednodniowych wyścigów w sezonie. Kolarze, którzy je wygrywają, przechodzą do legendy w nie mniejszym stopniu niż zwycięzcy wielkich wieloetapowych imprez - Tour de France, Giro d'Italia i Vuelta a Espana.

Kolarze całoroczni

Wiedzą o tym dobrze zwłaszcza kibice z takich krajów jak Belgia, gdzie kolarstwem żyją wszyscy, ale dużych etapowych wyścigów nie ma, a jeśli już przez kraj przejeżdżają, to rzadko. W tym roku Tour de France przetnie Belgię raz na trzecim etapie z Antwerpii do Huy. To o wiele za mało, by zaspokoić miłość Belgów do kolarstwa. Mniejszych wyścigów są więc w kraju setki, a dwa raz w roku nadchodzą momenty szczególne. Jeden z nich czeka nas właśnie w niedzielę.

Eddy Merckx, belgijski "Kanibal", uznawany za kolarza wszech czasów, wygrał w karierze pięć razy Tour de France, ale pomiędzy dużymi wyścigami nie próżnował - odniósł też 19 triumfów w monumentach (rekord wszech czasów), zwyciężając w każdym z nich co najmniej dwukrotnie. Przez lata, jeszcze nim okazało się, że Lance Armstrong swoje siedem Wielkich Pętli zgarnął na dopingu, wielu miłośników kolarstwa i tak bardziej ceniła dokonania Merckxa, właśnie dlatego, że kolarzem był przez cały rok, a nie tylko w lipcu.

Bohater Gilbert

Inna sprawa, że dziś - wraz z postępującą w kolarstwie specjalizacją - wieloetapowe wyścigi to wyzwanie dla specyficznej, ale dość wąskiej grupy kolarzy, którzy potrafią wytrzymać jazdę w wysokich górach i jeżdżą dobrze na czas. A co z całą resztą? Kolarstwo nie kończy się na Chrisie Froomie, Vincenzo Nibalim, Alberto Contadorze i Nairo Quintanie. W Belgii legendą przewyższającą wymienioną czwórkę jest dziś np. Phillipe Gilbert, witany jak narodowy bohater, gdy tylko pojawi się na horyzoncie. Gilbert to typowy specjalista od klasyków - ma świetne przyśpieszenie na krótkim dystansie, potrafi przetrzymać niewielkie górki, nieźle finiszuje. Dzięki tym atutom wygrał mnóstwo prestiżowych imprez - m.in. Il Lombardię, Liege-Bastogne-Liege, Walońską Strzałę i zdobył mistrzostwo świata w 2012 r. Grupa BMC, w której się ściga, traktuje go jak swoją największą gwiazdę, choć w Tour de France Gilbert sięgnął raptem po jedno etapowe zwycięstwo, a w klasyfikacji generalnej traci do zwycięzców po kilkaset minut.

Dla takich kolarzy jak Gilbert, monumenty to cel nadrzędny. Tak samo jest dziś w przypadku Michała Kwiatkowskiego, który też na obecnym etapie kariery celuje raczej w klasyki, a nie wielkie toury. Polak ma już mistrzostwo świata, nazywane czasem "szóstym pomnikiem", a także Amstel Gold Race, stojący tylko o jeden poziom niżej od monumentów. Odkąd Kwiatkowski we wrześniu sięgnął po mistrzostwo globu, w najważniejszych wyścigach prześladował go jednak pech - w Lombardii w zeszłym roku złapały go skurcze przed metą, w San Remo w tym roku przewrócił się, zjeżdżając z Poggio, ostatniej górki przed metą. We Flandrii i Paryż-Roubaix nie startował, bo szedł innym tokiem przygotowań do sezonu. Ale zbliżający się Liege-Bastogne-Liege to wyścig wprost stworzony dla niego. Ale o tym za chwilę.

Piątka wspaniałych

Każdy z piątki najważniejszych wyścigów czymś się wyróżnia, każdy ma swoją legendę.

Pierwszy w roku, Milan-San Remo, czyli Primavera, to w Europie prawdziwe otwarcie sezonu, wielka inauguracja wiosennego ścigania. I najdłuższy wyścig w roku - ma ponad 290 km. Rozgrywana od 1907 r. Primavera nazwana jest czasem klasykiem sprinterów, bo górki nie są zbyt wymagające. Najczęściej Milan-San Remo kończy się sprintem dużej grupy, w ostatnich latach czterokrotnie zwyciężał tam niemiecki król finiszów Erik Zabel, a dawniej siedem triumfów odniósł Eddy Merckx, który był fenomenem potrafiącym zwyciężać w każdych warunkach. Do legendy przechodzą też jednak samotni uciekinierzy - jak Laurent Jalabert, jeden z nielicznych, którym w ostatnich latach udało się oderwać od peletonu.

Wyścig dookoła Flandrii (Ronde van Vlaanderen), czyli pierwszy z belgijskich monumentów, to rozgrywany od 1913 r. piekielnie trudny technicznie tor przeszkód po wąskich drogach Flandrii, upstrzony odcinkami brukowymi, które zamieniają się w ślizgawkę, gdy tylko spadnie trochę deszczu. Legendarnym miejscem w wyścigu przez lata był Muur van Geraardsbergen (Mur de Grammont) - kilometrowy brukowany podjazd o średnim nachyleniu 9,3 proc. Ostatnio został wycofany z wyścigu, co spowodowało falę protestów kibiców. Trzykrotnie we Flandrii wygrywali m.in. Fabian Cancellara, Tom Boonen i Johan Museeuw.

Paryż-Roubaix, czyli Piekło Północy albo Królowa Klasyków (od 1896), uchodzi za najtrudniejszy i najbardziej prestiżowy wyścig jednodniowy w kolarstwie. Trudność polega na tym, że duża jego część przebiega po wąskich odcinkach brukowych, nierównych i niestabilnych. Tylko najsilniejsi i najlepsi technicznie kolarze są w stanie jechać z przodu w decydującej fazie liczącego aż 253 km wyścigu przed wjazdem na welodrom w Roubaix. Czterokrotnie zwyciężali tam Roger de Vlaeminck w latach 70., i inny Belg, ścigający się współcześnie kolega z grupy Michała Kwiatkowskiego - Tom Boonen.

Il Lombardia (od 1905), nazywana "wyścigiem opadających liści" zamyka jesienią sezon poważnego ścigania w Europie. Drugi z włoskich superklasyków (254 km) uchodził kiedyś za pole do popisu dla górali, bo wzniesienia na trasie są bardziej wymagające niż w Primaverze. Ale finisz jest płaski, a z biegiem lat sprinterzy nauczyli się wytrzymywać niewielkie podjazdy i także czasem liczą się w wyścigu. Pięciokrotnie w Lombardii wygrywał Fausto Coppi, a ostatnio - Irlandczyk Daniel Martin.

"Staruszka" i Kwiatkowski

Liege-Bastogne-Liege, czyli czwarty monument w roku, który czeka nas w niedzielę, nazywany jest "la Doyenne", czyli "najstarszym" klasykiem. Pierwsza edycja odbyła się już w 1892 r., a jak to często w pionierskich czasach kolarstwa bywało, zorganizowała go lokalna gazeta "L'Expresse". Rekordzistą znów jest niezmordowany Merckx, który w latach 60. i 70. triumfował pięciokrotnie.

L-B-L to ostatni z trzech ardeńskich klasyków po Amstel Gold i Fleche Wallonne, i w teorii bardzo pasuje Michałowi Kwiatkowskiemu. 253-kilometrowa trasa wiedzie przez kilka niewielkich górek, których ilość i skala trudności rośnie w miarę zbliżania się do mety w Ans na przedmieściach Liege. Na finiszu nie ma jednak tak trudnego podjazdu jak w Walońskiej Strzale, ostatnie metry idą pod górę, ale nie tak gwałtownie jak w środę. Polak ma więc większe szanse na utrzymanie się na kole najlepszych górali i kontratak. W zeszłym roku zajął w Liege trzecie miejsce. Wiadomo, że na L-B-L nastawiał się w tym roku szczególnie, właśnie dlatego, że w jego przypadku to najlepsza okazja, by wygrać pierwszy w karierze monument.

Poza Merckxem, tylko dwóm kolarzom w historii udało się wygrać każdy z pięciu pomników. Wszyscy byli zresztą Belgami. Pozostali dwaj to wspomniany już de Vlaeminck i Rik van Looy w latach 50. i 60. Ostatnio najbliżej tego osiągnięcia był Irlandczyk Sean Kelly w latach 80. Zgarnął cztery monumenty, zabrakło mu tylko Flandrii, gdzie trzykrotnie zajmował drugie miejsce.

Zobacz wideo

źródło: Okazje.info

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.