Kolarstwo. Dwa szokujące wypadki w wyścigu Dookoła Flandrii [WIDEO]

Nowozelandczyk Jesse Sergent (Trek Factory) i Francuz Sebastien Chavanel (FDJ) zaliczyli groźnie wyglądające upadki podczas jednodniowego wyścigu kolarskiego Dookoła Flandrii. Sprawa jest skandaliczna, bo w obu przypadkach zawinili kierowcy wozów technicznych. Po emocjonującym finiszu wyścig wygrał Norweg Alexander Kristoff (Katiusza).

Na trudnej technicznie trasie z licznymi fragmentami jazdy po bruku tradycyjnie zdarzały się upadki, ale wynikały ze śliskiej nawierzchni lub błędów kolarzy. To, co działo się w tym roku, wielu komentatorów nazywa wprost skandalem.

Już na początku odjechała grupa kolarzy, w której poza Sergentem byli Holender Dylan Groenewegen (Roompot), Francuz Damein Gaudin (AG2R), Ralf Matzka (Bora), Marco Frapporti (Androni), Duńczyk Lars Bak (Lotto Soudal) i Matt Brammeier (MTN). W pewnym momencie na zakręcie drogi wóz techniczny firmy Shimano chciał wyprzedzić kolarzy, ale zrobił to w ten sposób, że Sergent wylądował na asfalcie.

"To bardzo niedobre i smutne, co stało się z Jessem. Nie mija się kolarzy na zakręcie" - skomentował od razu na Twitterze były mistrz świata i kolega Nowozelandczyka z zespołu Fabian Cancellara.

Jak się okazało, to nie koniec absurdalnych wypadków na trasie. W dalszej części wyścigu doszło do zderzenia dwóch aut serwisowych, w wyniku którego Chavanel wyleciał z roweru jak z katapulty, lądując na chodniku.

 

Jak poinformował zespół Chavanela, kolarz nie kontynuował wyścigu, ale wszystko wskazuje na to, że nie odniósł poważnych obrażeń.

Wyścig rozstrzygnął się dopiero na ostatnich metrach. O wygraną Kristoff rywalizował z Holendrem Nikim Terpstrą z grupy Etixx-Quick Step. Norweg zachował więcej sił, odparł atak rywala i jako pierwszy minął linię mety.

Jedyny Polak w stawce Maciej Bodnar, który pomagał swojemu koledze klubowemu Saganowi, nie ukończył rywalizacji.

Wyniki:

"Więcej niż święto narodowe"

Paweł Gadzała z serwisu rowery.org o Dookoła Flandrii: Ronde van Vlaanderen, czyli Wyścig Dookoła Flandrii, to w Belgii więcej niż święto narodowe. Mały kraj żyje kolarstwem przez cały rok, ale ściganie na brukach na początku kwietnia to wydarzenie, w którym aktywnie uczestniczy większość mieszkańców. Kibicowanie to rytuał, zaczynający się już rano.

 

Kibice oglądają dwa wyścigi - kobiet i mężczyzn. Panie pokonają dystans 145 kilometrów wokół Ouanaarde, panowie 264 kilometry, po drodze mierząc się z najsłynniejszymi podjazdami po bruku - tzw. helling en - których w tym roku przewidziano 19. Popularna "Flandria" to wyścig niesamowicie ciężki, niebezpieczny, a długa trasa i brukowe trudności, liczące sobie po kilkaset lat, czynią z niego jeden z pięciu kolarskich Monumentów - największych i najbardziej prestiżowych imprez w kalendarzu.

Nic dziwnego, że kolarze specjalnie się na niego szykują. Taki post zamieścił 1 kwietnia na Facebooku jeden z faworytów Sep Vanmarcke.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.